niedziela, 28 lipca 2013

Epilog.


Stałam przed lustrem w samej bieliźnie i oglądałam swój brzuch i nogi. Dzięki bogu, że po ciąży nie zostało mi ani grama tłuszczu albo rozstępów, a bieganie mi w tym pomogło! Moja figura wyglądała więc tak samo jak wtedy gdy miałam dziewiętnaście lat. To takie cudowne, wuejcnrf! Ubrałam się i zeszłam na dół, by ugotować obiad. Moja kariera prawnicza się rozwija. Rozprawy mam rzadko, ale jeśli już są to bardzo wymagające i trudne. Nie przeszkadza mi to w prowadzeniu domu. Weszłam do kuchni i zakryłam usta ręką.
- WILLIAAAAAAAM! – krzyknęłam i usłyszałam tupot nóg na schodach.
- Co się stało mamo? Wygrałem konkurs na najlepszego syna roku? – zapytał mój syn i uśmiechnął się szeroko do mnie.
- Nie, wygrałeś konkurs na największego bałaganiarza roku, który w nagrodę dostanie miotłę i ścierkę i wysprząta kuchnię po tym jak ją uwalił! – powiedziałam i uśmiechnęłam się jeszcze szerzej do mojego już 8 letniego syna. Odpowiedział mi mruczeniem i do domu wszedł Louis.
- Cześć! UUU, widzę masz już małego elfa do pomocy kochanie – powiedział i pocałował mnie w usta, po czym przywitał się z Willym ich przywitaniem, którego nie umiem ogarnąć.
- Tato, weź! Nie jestem elfem! – krzyknął oburzony i wygiął usta w podkówkę. Pocałowałam go w czoło i uśmiechnęłam się.
- No pewnie, że nie jesteś. Jesteś za niski na elfa – powiedziałam, a ja i Lou wybuchliśmy śmiechem. Tylko Will stał z założonymi rękami i patrzył na nas srogo.
- Nie lubię was! – powiedział, a ja złapałam się za serce i oparłam o stół.
- Kochanie, podaj mi wody! Czuję że mam atak! – wyszeptałam i spojrzałam na Lou. Ten pokiwał głową z uśmiechem i nalał mi szklankę napoju.
- Widzisz, twoja matka przez ciebie ma atak, łamiesz jej serce! – powiedział Tommo i spojrzał na syna groźnie.
- Mamo, no weź… ja żartowałem. Przecież wiesz, że cię kocham! – powiedział i przytulił się do mnie mocno. Odwzajemniłam uścisk i spojrzałam na niego.
- Ja ciebie też kocham. A teraz idź na górę, dzięki za posprzątanie!
- Dobrze! Ciebie też kocham tato! I kiedy idziemy grać w nogę?
- Po obiedzie, zadzwonimy po wujków i będzie mecz! – powiedział Louis i przybił piątkę z Willym. Mały właśnie miał wchodzić na górę, gdy w ostatnim momencie się odwrócił.
- Co to znaczy, że ktoś jest gorący? – zapytał, a ja spojrzałam na męża.
- To znaczy, że ktoś jest bardzo atrakcyjny.
- Bo mój wychowawca w szkole mówił tak o tobie mamo! – powiedział i pobiegł na górę, a ja parsknęłam śmiechem na widok miny Louisa.
- Chyba się muszę przejść do tej budy …- powiedział, a ja pocałowałam go w policzek. Tommo objął mnie w pasie i uśmiechnął się do mnie. – Jesteś piękna.
- You don’t say! – powiedziałam i zaśmialiśmy się. Minęło ponad 8 lat od naszego ślubu. Niedługo potem urodziłam Williama, dokładnie 17 października. Do dnia porodu nie wiedzieliśmy czy to będzie chłopczyk czy dziewczynka. Gdy okazało się że jednak mamy syna, byliśmy najszczęśliwsi na świecie. Nadaliśmy mu imię William, po drugim imieniu Louisa. Niedługo potem okazało się, że Victoria i Perrie też są w ciąży. Obie urodziły zdrowych chłopców, tyle, że Victoria miesiąc wcześniej. Melanie, Willy, Kevin (syn Zayna i Perrie) oraz Patrick (syn Harrego i Vic) są paczką najlepszych przyjaciół. Melanie, jest jak ich starsza siostra, która pilnuje ich żeby nie na rozrabiali. Will, jako że ma charakter mój i Lou, jest największym cwaniakiem, łobuzem i uroczym chłopcem jakiego świat widział. Nie da się go nie lubić. W końcu potomek Tommo i mój, haha! Tylko Niall i Kate nie doczekali się jeszcze dziecka. Znaczy… Kate jest w 8 miesiącu ciąży, ale logicznie rzecz biorąc dziecka jeszcze na świecie nie ma! Wszyscy dalej jesteśmy bandą przyjaciół. Trochę starszą, bo chłopcy są już po 30, haha! Ale nic między nami się nie zmieniło. 5 lat temu, chłopcy zakończyli karierę. Nie było zbytniego z tym problemu, fani to zrozumieli w końcu sami nie byli już najmłodsi! Żyjemy sobie jak normalna rodzina, która może powiedzieć z dumą, że wszystko idzie im dobrej myśli. Nagle rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Przestałam kroić marchewkę na zupę i poszłam otworzyć.
- Cześć Nialler! – krzyknęłam i przytuliliśmy się po czym pocałował mnie w policzek. – Co słychać?
- A dobrze, jakoś leci! Gdzie Tommo?
- Tutaj jestem! Siema stary! – powiedział i uścisnęli się. Uśmiechnęłam się na ten widok i nagle w drzwiach pojawiła się Perrie z Zaynem, Liam z Danielle i Harry z Vic. – Cześć ludzie! A gdzie dzieciaki?
- Na placu zabaw, pilnuje ich moja mama – powiedziała Perrie i uśmiechnęła się. – Wszyscy czekają na Williama, podobno ma im coś pokazać.
- Znając mojego syna, to będzie rozjechana żaba lub martwy ptak. Oh boże. – westchnęłam i wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Na dół zbiegł Willy i spojrzał po wszystkich.
- A to co? Zgromadzenie siwiejących rodziców? – zapytał a Harry parsknął śmiechem.
- Charakter Emily, po całości. – skwitował krótko Styles a wszyscy pokiwali głową na zgodę.
- A tak właściwie to co u Kate? – zapytała Danielle, a Horan wzruszył ramionami.
- No właśnie jest na porodówce. – powiedział jakby nigdy nic a my spojrzeliśmy na niego zszokowani.
- Że co!? I ty jesteś taki spokojny!? I co ty tu robisz!? Kretyn! – krzyknęłam, a on nagle pobladł.
- O boże… Kate rodzi… - wymamrotał, a ja walnęłam się w czoło. Pajac!
- Willy idź na plac zabaw, a my jedziemy do szpitala. – powiedział Louis, a chłopak spojrzał na niego.
- Ciocia Kate jest w ciąży? Myślałem że jej się przytyło…
- WYNOCHA NA PLAC ZABAW! - krzyknęłam a on z uśmiechem wyleciał z domu. Szybko ogarnęliśmy się i po chwili byliśmy już w szpitalu. Niall od razu poleciał na salę, a my usiedliśmy na krzesełkach i wyglądaliśmy dość nerwowo.
- Ciekawe co będzie jak urodzi się murzyn – powiedział Louis a my parsknęliśmy śmiechem. Znając Tommo, chciał nas rozbawić i rozluźnić. Postanowiłam kontynuować temat.
- To będzie bardzo prawdopodobne, mówiłam, żebyśmy na wakacje nie jechali na safari do Afryki – powiedziałam i wszyscy wybuchliśmy śmiechem.
- Czaicie? Wychodzi Niall z dzieckiem na rękach, my patrzymy a to murzynek. Już widzę minę Nialla, haha – powiedział Zayn, a my wyszczerzyliśmy zęby w uśmiechu. Poczułam rękę Louisa na swojej tali i pocałowałam go w policzek.
- To by było coś w stylu: „Te dziecko jest czarne, chyba go jeszcze nie umyli” – powiedziałam udając Horana i znów rozległa się salwa śmiechu.
- Napisałam do mojej mamy, żeby przenocowała dzieciaki u niej. – powiedziała Pezz i uśmiechnęła się do nas. Pokiwałam głową i wtuliłam się w Louisa. Poczułam jego ciepły oddech na mojej szyi, a po chwili jego usta złożyły na niej pocałunek. Uśmiechnęłam się pod nosem. Zamknęłam oczy i pozwoliłam sobie odpłynąć.
*Kilka godzin później*
- EMILIAAAAAAAAAAA – usłyszałam krzyk Kate i od razu otworzyłam oczy. Jak to możliwe że przekrzyczała drzwi. Drewniane. Dość solidne, ciekawe gdzie je kupili, przydałyby mi się takie. Wait, o czym ja właściwie myślę w tym momencie?! Wstałam z krzesełka i wleciałam na salę.
- Co się stało!? Co ty jeszcze rodzisz? Co ty nie masz co z czasem robić!? – powiedziałam, a ona spojrzała na mnie oczami pełnymi zmęczenia. – Gdzie Niall?
- Tam – powiedziała pielęgniarka i spojrzałam na Horana leżącego na ziemi. Czy on zemdlał? Nie wierzę… za kogo wyszła moja bff? Oh god! Muszę wziąć sprawy w swoje ręce.
- Kate.. – zaczęłam i złapałam ją mocno za rękę. – Przyj kochanie, dajesz! Już nie długo!
- Nie mogę!
- Musisz! – krzyknęłam, a ona wydała okrzyk i z całej siły ścisnęła moją dłoń. O mój boże, co za ból. Chyba już wiem dlaczego Niall zemdlał, auuuuu.
- Jest już połowa, jeszcze trochę pani Horan! – powiedział lekarz, a ja przewróciłam oczami.
- Dla Nialla, dla waszego dziecka, dla waszej nowej przyszłości… przyj! – powiedziałam, a ta z całych sił wykonała czynność. Po chwili można było usłyszeć płacz dziecka. Uhm…nareszcie! Spojrzałam na małe zawiniątko.
- Dziewczynka, zdrowa, 3.3 kg. Gratuluje państwu… gdziekolwiek jest ojciec dziecka… - powiedział lekarz, a ja pokazałam na „zwłoki” leżące obok łóżka. – Ah jest tutaj, standardowe miejsce mężczyzn którzy tu się pojawiają. Czy może pani go jakoś…
- Nie ma sprawy – powiedział i nachyliłam się nad blondynem po czym z całej siły walnęłam go w twarz. Efekt był natychmiastowy. Podskoczył do góry i spojrzał na Kate trzymającą ich dziecko na rękach.
- Kate, ja przepraszam – powiedział, a dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i pocałowała go w usta. Po chwili dziecko było na rękach u Nialla. To był taki… cudowny widok. Zagryzłam wargę i opuściłam salę by mogli nacieszyć się sobą.
- To dziewczynka, 3.3 kilograma. – powiedziałam, a cała grupa moich przyjaciół uśmiechnęła się szeroko i zaczęła wiwatować.
- Chodźcie ludzie, nic tu po nas. – powiedział Liam i otoczył ramieniem Danielle. Pokiwaliśmy głowami.
- Dzieciaki na dzisiejszą noc, zostaną u mojej mamy. A potem je przywieziemy. Trzeba się nacieszyć sobą, co nie? – powiedział Zayn, a Harry wyszczerzył się do niego.
- Przyznaj się, że dawno nie ruchałeś. – powiedział Styles, a ja parsknęłam śmiechem.
- Perrie cnotka niewydymka – powiedziała Danielle i przybiłyśmy żółwika. Victoria podeszła do Pezz i spojrzała na nią.
- He take you to the candy shop* - zaczęła śpiewać i wszyscy parsknęliśmy śmiechem. Po chwili opuściliśmy budynek, udając się każdy w inną stronę. My z Louisem, postanowiliśmy odwiedzić stare miejsce. Starą plażę. Po krótkim czasie byliśmy na miejscu.
- Lata tu nie byłem. – powiedział i usiadł na piasku, a ja obok niego.
- Ostatni raz tu byliśmy gdy mi się oświadczałeś. Było cudownie. – powiedziałam i pocałowałam go w policzek.
- Jak wiele się zmieniło, co nie? – zaczął Louis a ja uważniej mu się przyjrzałam. – Byliśmy wtedy młodzi, głupi i nic nie wiedzieliśmy o życiu. Teraz jesteśmy rodziną, wspaniałą i kochającą się.
- Czasami trudno uwierzyć, że czas mija tak szybko. Że odkąd upadłeś na mnie w tamtym parku, gdy rozbiłam waszą szybę, minęło tak wiele lat. Świat nieustannie się zmienia, a my razem z nim. Ważne jednak jest to, żebyśmy nie zgubili po drodze siebie. Wierzę w nas, wierzę w naszą miłość i w naszego syna. Mamy przed sobą sporo życia, ale za sobą, też pewną historię. I za nic w świecie nie chcę jej zamykać. Chcę aby przeszłość była pamiętana w teraźniejszości i przyszłości. Nie wiem co nas czeka za 10, 20 lat. Wiem natomiast jedno. Nigdy nie zapomnę tamtych lat. Szalonych lat, gdy mieliśmy po 19.
- Za nic w życiu nie zapomnę tego co działo się wtedy. Takich rzeczy się nie zapomina. Bo to część naszego serca. – powiedział i pocałował mnie w obojczyk. Jak bardzo przewrotna jest dorosłość? Musisz się stać odpowiedzialny i rozważny. Spokojny i ułożony. Nie spóźniać się do pracy, kontrolować siebie. Nie imprezować. Dbać o dziecko i dom. Jeśli myślisz, że Emily Sparks, ta która miała niewypatrzony język, nie stroniła od żartów i nie bała się kochać, gdzieś zniknęła, to muszę ci coś powiedzieć. Ja wciąż tu jestem. I nie zniknę mimo, że tamte lata mamy już za sobą. Bo nazywam się Emilia Aneta Sparks. I daję ci słowo, że na zawsze będę taką Emily jaką mnie pokochałeś. To nie jest koniec. To dopiero początek.
***Oczami Kate***
Moje ciało przeszywał ból, serce biło jak oszalałe, zmęczenie dawało o sobie znać, ale na moich ustach mimo wszystko widniał uśmiech.
- Daj mi ją – wyszeptałam do chłopaka, który trzymał na rękach zawiniątko. Pokiwał głową i ostrożnie mi ją podał. Popatrzyłam na nią z czułością i przejechałam delikatnie palcem po jej zaróżowionym policzku. Nie mogłam uwierzyć, że właśnie trzymam na rękach naszą córeczkę.
- Kocham Was – Wyszeptał Niall całując mnie w czoło.
- My Ciebie też – odparłam z szerokim uśmiechem. Nagle drzwi się gwałtownie otworzyły, a do sali wpadli nasi rodzice.
- Kochani! – wykrzyknęły radośnie nasze mamy – Gdzie jest nasz wnuczek? No gdzie jest? – nasi ojcowie wywrócili oczami.
- Raczej wnuczka. Mamy córkę – odparł Niall, a one spojrzały po sobie.
- Jak to? Przecież miał być chłopiec! – podniosłam pytająco brew - A z resztą nie ważne! – mama Niall’a wyrzuciła ręce w powietrze. – Jak ma na imię? – spytała pochylając się nad nami. Spojrzeliśmy z blondynem na siebie.
- Ma na imię Mia – odparliśmy zgodnie. Nad imionami zastanawialiśmy się już dawno i to akurat nam się spodobało.
- Mia? A nie ładniejsze by było imię po babci? – wtrąciła moja rodzicielka, a ja spiorunowałam ją wzrokiem.
- O właśnie! Nie zastanawialiście się nad tym? – obie wisiały nad maluchem. Nawet w takiej chwili nie potrafiły się powstrzymać. Miejmy nadzieję, że to przez tą sytuację i lekki szok.

- Jaka ona śliczna! – widziałam w oczach mojego taty niemałe wzruszenie - Cudownie razem wyglądacie – przygryzłam wargę i delikatnie oparłam się o ciało mojego męża. Byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie.
                                                 *** Dwa tygodnie później ***
Dopiero co udało mi się zasnąć, a już usłyszałam głos nad uchem.
- Katie? – mruknęłam w odpowiedzi coś niezrozumiałego – Dlaczego nastawiłaś budzik na…- Niall zaciął się na chwilę i spojrzał na zegarek – na 4 rano?
- Niall…- zaczęłam przecierając oczy – ten budzik to nasza córka.
- To by wiele wyjaśniało… - powiedział wtulając się w poduszkę.
- Nie.. Naprawdę nie musisz wstawać. Ja do niej pójdę – Powiedziałam z przekąsem widząc zachowanie blondyna. Ledwo zwlekłam się z łóżka i poszłam do pokoju obok. Wzięłam Mię z łóżeczka i usiadłam z nią na fotelu. Wiedziałam, że jest głodna, dlatego ją nakarmiłam. Po pół godzinie lekko podrygując próbowałam ponownie ją uśpić, ale oczka jej się nie zamykały. W przeciwieństwie do mnie. Po zmaganiach, w końcu mogłam ją włożyć z powrotem do łóżeczka. Nie miałam siły iść do sypialni, więc ponownie opadłam na fotel, a oczy same się zamknęły.
                                                                                *
Podniosłam powieki i powoli rozejrzałam się po pokoju. Czułam się jakby mnie ktoś wyprał w pralce. Z niemałą trudnością wyprostowałam się i dopiero po chwili dotarło do mnie, że coś jest nie tak. Przeanalizowałam wszystko dokładnie, a mój wzrok padł na puste łóżeczko. Jak oparzona wyleciałam z pokoju i gorączkowo zaczęłam zastanawiać się, co się stało. Wpadłam do sypialni i przejechałam dłońmi po twarzy oddychając z ulgą. Niall z Mią na rękach wyglądał tak… słodko.
-Nigdy więcej mnie tak nie strasz – powiedziałam cicho i przeczesałam włosy.
- Mamusia się nie wyspała – powiedział dziecinnym głosem, a ja parsknęłam śmiechem.
Wzięłam rzeczy na przebranie i korzystając z okazji, że Niall opiekuje się małą postanowiłam się trochę ogarnąć.
- Jej! – powiedziałam podekscytowana wychodząc z łazienki – Nie muszę nosić już za dużych, workowatych ciuchów… Ale ulga – przejrzałam się w lustrze. Oczywiście moja figura nie była idealna, ale świadomość, że zmieściłam się w mniejsze rzeczy poprawiła mi humor. Nagle drzwi na dole głośno trzasnęły. Zastanawiałam się kto to może być, ale po chwili śmiechy naszych mam wypełniły cały dom. Niall westchnął ciężko i przetarł dłonią twarz.
- Tylko nie to… - szepnął, a ja zrobiłam zbolałą minę.
- Hej kochani! – wykrzyknęły rozentuzjazmowane wparowując do pokoju. Ani trochę prywatności. – I gdzie jest nasz aniołek?
- Mamo co tak wcześnie? Jest dopiero .. – spojrzałam na zegarek – po 8– dopiero teraz zorientowałam się, że tak krótko spałam.- Rano – dodałam, kiedy moja informacja wcale ich nie zaskoczyła.
- Och! Razem z Maurą nie mogłyśmy się doczekać, żeby zobaczyć naszą wnuczkę – Mama Niall’a szybko wzięła małą, a ja nawet nie miałam nic do gadania. Ja rozumiem… starały nam się pomagać we wszystkim. Byłam im naprawdę bardzo wdzięczna, ale nie zapominajmy faktu, że oboje z Niall’em mieliśmy już 30 lat i potrafiliśmy dać sobie radę sami. One były po prostu wszędzie.
- Gdzie tata? – zapytał Niall przypatrując się jak mama krąży z prędkością światła po pokoju.
- Powiedział, że nie chce Wam przeszkadzać i jak coś to wpadnie później – zaszczebiotała wesoło.
- Mamy mądrych ojców – powiedziałam wywracając oczami, ale zdaje się, że nasze mamy nawet nie dosłyszały tej uwagi.
- A dlaczego mała jest jeszcze nie przebrana?
- Karmiłaś ją dzisiaj?
- Długo spała?
- A przypilnowałaś, żeby nie dostała kolki po jedzeniu?
- Ale nie bolał ją brzuszek? – jedna przegadywała drugą. No świetnie! Skazana na dwie, nie dające sobie nic powiedzieć, zdesperowane babcie!
.- Kate! – wykrzyknęła moja mama, kiedy wzięłam od niej dziecko – Jak ty ją trzymasz? – zakryła usta dłonią.
- Zrobisz jej krzywdę! – Maura dołączyła się do westchnień – Uważaj!
- Błagam Cię zrób coś z nimi, bo za chwilę nie wytrzymam – szepnęłam do blondyna, który wzruszył bezradnie ramionami, ale powiedział coś do nich pod nosem i wyszli. Położyłam Mię na łóżku i to samo zrobiłam ja. Po pół godziny blondyn w końcu wrócił.
- Co zrobiłeś, że jest tak cicho? Zamknąłeś je w piwnicy czy co? – spytałam podejrzliwie nie słysząc głosów naszych rodzicielek.
- Nic z tych rzeczy kochanie. Z tego, co się dowiedziałem to butelki są za małe, smak herbatki nie jest odpowiedni, łóżeczko stoi za blisko okna, kolor kocyka powinien być ciemniejszy, a śpioszki są za grube… - wyliczał na palcach, a ja parsknęłam śmiechem i pokręciłam głową.
- One muszą się do czegoś przyczepić – westchnęłam i popatrzyłam na małą. – Jest podobna do Ciebie – stwierdziłam szeroko się uśmiechając. Miała śliczne, niebieskie oczy, które kolorem były bardzo zbliżone do tęczówek Niall’a.
- W końcu córeczka tatusia, nie? – uśmiechnął się i dał małej palec, a ta odruchowo ścisnęła go piąstką. Wpatrywałam mu się przez chwilę.
- Jeśli mam coś na twarzy to po prostu mi to powiedz.- Horan się zaśmiał.
- Myślałam sobie ostatnio, wiesz.. – zaczęłam – Nie masz pojęcia jak się cieszę, że ponad 10 lat temu pomyliłam datę i wylądowałyśmy z Emily na pastwę losu same w Londynie.
- Ja też się bardzo cieszę.
- Nigdy nie pomyślałabym, że to zajdzie tak daleko – powiedziałam z westchnieniem.
- A ja wiedziałem – uśmiechnął się cwanie, a ja podniosłam pytająco brew.
- Doprawdy?
- Yep. Wiedziałem od pierwszej chwili, kiedy mi się przypatrywałaś wtedy w parku. – powiedział pewny siebie, a na mojej twarzy pojawiły się rumieńce.
- Myślałam, że byłam dyskretniejsza – mruknęłam zażenowana, a na moich policzkach pojawił się znienawidzony, czerwony kolor.
- Nie bardzo skarbie. Ale czy to teraz ważne?
- Kocham Cię – powiedziałam patrząc mu prosto w oczy.
- Ja Ciebie też – odparł składając na moich ustach pocałunek. 

***

W związku z tym, że była naprawdę ładna pogoda postanowiliśmy się wszyscy umówić na grilla. Zorganizowaliśmy go u nas ze względu na małą.
- Kogo my tu mamy.. Państwo Tomlinson – powiedziałam kręcąc ze śmiechem głową. Przytuliłam ich na powitanie , a tuż za nimi do domu wpadł rozbrykany Willy.
- Cześć ciociu! – odparł wesoło i również się do mnie przytulił.
- No hej łobuzie – poczochrałam go po włosach, a ten automatycznie je poprawił. Identycznie jak Emily i Lou. Oni mieli fioła na tym punkcie. – Jej.. ostatni raz jak Cię widziałam to byłeś niższy.. Urosłeś? – podniosłam pytająco brew i kątem oka zobaczyłam, jak Ems zachichotała pod nosem.
- Naprawdę? – w oczach chłopca dostrzegłam radość.
- Nie, ale wszystkie ciocie tak mówią… – palnęłam, a Will zrobił obrażoną minę. Czasami lubiłam się z nim podroczyć  – No dobra… żartowałam. Przybył ci centymetr czy dwa. – uśmiechnęłam się do niego pogonie.
- A widzicie! Widzicie! Mówiłem, że nie jestem taki mały! Ha! – krzyknął uradowany do rodziców i wybiegł do ogródka. Uwielbiałam tego malca! Jak przebywał w pobliżu to nie można było się nie uśmiechać. Po prostu tryskał energią. Wiedziałam, że Willy będzie mieszanką wybuchową charakterów swoich rodziców, ale to naprawdę zaskakujące.
Przenieśliśmy się do ogródka, gdzie wszyscy już byli. Dzieciaki poszły się bawić, a nas pochłonęła rozmowa, ale po chwili przybiegł Kevin.
- Tato! – pociągnął Zayn’a na koszulkę, aby ten poświecił mu uwagę – Pogramy w piłkę? – zapytał, a Mulat chytrze się uśmiechnął.
- Rodzinny mecz? – spytał, a reszta przytaknęła głowami. Po chwili wszyscy biegali w te i z powrotem.
- Mamo! Podaj mi! No podaj no! – Patric gorączkowo krzyknął do Vic.
Przyglądałam się temu wszystkiemu i szeroko się uśmiechnęłam. Wciąż nie mogę uwierzyć, że od naszego pierwszego spotkania minęło tyle czasu. Dokładnie pamiętam niektóre sytuacje, jakby to było wczoraj. Nigdy tego nie zapomnę, uwielbiam do tego wracać. Wszystkie rozstania, powroty, zabawy, odpadły, smutki, żale, radości, miłość… Byliśmy wtedy bardzo naiwni, szaleni i młodzi. Jedno spotkanie, które zmieniło życie nas wszystkich… Cieszę się, że wszystko się tak potoczyło. Nie wyobrażam sobie, że moje życie mogło wyglądać zupełnie inaczej niż teraz. Czasami naprawdę warto zaryzykować, bo skutki mogą się okazać zaskakujące. W ciągu tych lat bardzo wiele się wydarzyło. Nie wszystko było dobre, ale to dało nam porządną lekcję. Każdy z nas ma rodzinę i może liczyć na wsparcie przyjaciół. Cieszę się, że otaczają mnie tacy wspaniali ludzie. Doskonale zdaję  sobie sprawę, że skończył się jakiś rozdział w życiu i zaczął się nowy. Jednego jednak jestem pewna. Choćby zmieniło się tysiąc rzeczy wokół nas,  gdzieś w środku dalej będziemy bandą roześmianych, beztroskich nastolatków. Nas się nie da zmienić. Wspomnienia będą przypominać nam same początki, które wiele znaczyły i miały na nas ogromy wpływ , ale musimy iść na przód. Życie toczy się dalej. I choć przykro mi, że niektóre rzeczy i sytuacje przeminęły to jestem szczęśliwa, że istnieje takie coś jak wspomnienia. Jeszcze niejedno przed nami. Nasza przygoda się tutaj nie kończy. Przecież mamy przed sobą całe życie.

***
Od autorek:
Maddie - kochani... tak, wiem. Wkurw? Przepraszamy. Niestety... opowiadanie dobiegło końca. Łzy w moich oczach nie pozwalają mi dokładnie zobaczyć ekranu. Ocieram je wierzchem dłoni i uśmiecham się delikatnie. Wytrwaliście z nami. 50 rozdziałów. 50 etapów życia, Emily, Kate, Louisa, Nialla i całej reszty przyjaciół. Byliście z nami, gdy zaczynaliśmy. Gdy tak wiele zmieniało się w życiu bohaterów, od miłości po kłótnie, aż w końcu po stabilne życie. Gdy tak wiele zmieniało się w życiu moim i Maddix. Znów łzy ciekną po moich policzkach, ugh. Wracając, kreowałam postać Emily jak odzwierciedlenie samej siebie. Jeśli choć trochę mnie poznaliście, wiecie, że ja to Emily - a Emily to ja. Ha, nawet wyglądamy podobnie. Jeśli byłeś z nami od początku, wiesz, że było trudno. Nikt nie spodziewał się, że będzie taki sukces tego bloga. Miesięcznie ponad 4 tysiące wyświetleń. Dziennie ponad 100. W sumie opublikowano prawie 800 komentarzy. 56 obserwujących. Prawie 48 tysięcy wejść. Dziękuję. Dziękuję wam razem i każdemu z osobna. Za to, że wspieraliście nas i naszą twórczość. Nie sądzę, że już się nie spotkamy. W najbliższym czasie dodamy filmik, dziękując wam za wszystko i dorzucając parę wieści o być może! nowym blogu. Jeszcze sporo czasu się z nami pomęczycie, kurczaki. Jak nie tu - to przy innej historii. Ale na pewno. Macie moje słowo! Ze łzami w oczach i z uśmiechem na ustach mówię: Do zobaczenia! Bo nie mam zamiaru się z wami żegnać. See you soon! ♡

Maddix - Sama nie wiem co mogę jeszcze dodać. Wszystko co siedziało w mojej głowie, powiedziała M. Kocham was bardzo mocno, misie i mam nadzieję, że nie zapomnicie o mnie i o Kate. To niesamowite, jak zżyłyśmy się z tym blogiem, tym opowiadaniem i przede wszystkim z Wami! Pomimo chwil zwątpień zawsze dochodziliśmy do wniosku, że nie możemy tego zakończyć ot tak. To część nas, o której nie zapomnimy, a każdy rozdział zależał tylko i wyłącznie od naszego nastroju. Zmieniałyśmy się z każdym tygodniem i miesiącem wraz z bohaterami. Na początku nie wyobrażałam sobie, że byłabym w stanie tyle napisać. Teraz, gdy pisałam część epilogu... Po prostu nie mogłam zatrzymać łez, które mimowolnie spływały mi po policzkach. To niesamowite ile udzieliliście nam wsparcia! Jeszcze raz chcę Wam za to podziękować, bo bez Was to wszystko nie miałoby sensu! Myślę, że jeszcze pojawi się tu kiedyś, jeden rozdział. A może dwa? Lub kto wie - znów zaczniemy pisać. Jak mówiła Maddie, spotkamy się jeszcze w filmiku. Kocham was! Na razie słoneczka! *ociera łzy* ♥

niedziela, 7 lipca 2013

Rozdział 50


                                                        ***Oczami Louis’a***
Ten moment. Moment, w którym dowiedziałem się, że Emily jest w ciąży. Ten moment, kiedy dotarło do mnie, że będę tatą. Ten jeden moment, który sprawił, że poczułem się najszczęśliwszym mężczyzną na świecie. To, co się działo w mojej głowie było nie do opisania. Nawet nie mam pojęcia, z czym to można porównać. Choć.. Pamiętam, że czułem coś podobnego w momencie, kiedy złączyli nas w zespół. Pragnąłem tego z całego serca, mogliśmy robić to, co kochamy i przy okazji spełniać marzenia. Kolejne to były oświadczyny. Teraz uczucie było podobne, choć znacznie większe. Tym bardziej, że kompletnie się tego nie spodziewaliśmy. Gdy dowiedziałem się, że nie będziemy mogli mieć dzieci, to był jak cios prosto w serce. Jakby w jednej sekundzie cały świat się skończył, a wszystko straciło sens. Jakbyśmy stracili cel, do którego bardzo chcieliśmy dążyć. W głowie ciągle toczyła się walka z własnymi myślami. Dodatkowo widząc cierpienie Emily uczucia we mnie rosły, a serce rozpadało się na milion kawałków. Do tego jeszcze malutka Melanie. Wpatrując się w blondynkę, która zajmuje się małą, miałem ochotę płakać lub krzyczeć. Nie spodziewałem się, że przyjdzie dzień, w którym to wszystko się odmieni. Z pewnością można to nazwać darem.
- Louis – jakby wyrwany z transu podniosłem głowę napotykając po drodze zatroskane tęczówki Niall’a. - Wszystko w porządku? – Zapytał przyglądając mi się uważnie, a ja skinąłem głową potwierdzająco.
- Nigdy nie było lepiej – uśmiechnąłem się szeroko na myśl, że już za niedługo będę mógł oficjalnie nazwać Emily moją żoną.
- Siema, siema! – Do pokoju wpadł Hazza, a za nim reszta – I jak się ma nasz przyszły pantoflarz? – Zapytał z cwaniackim uśmiechem, za co dostał w głowę od Liam’a.
- Ej! Za co to!? – Pomimo tego, że pewnie go to nie zabolało roztarł ręką miejsce uderzenia.
- Ja też jestem żonaty, więc uważaj – odparł mu Liam, a wszyscy się zaśmialiśmy. Wziąłem głęboki oddech i spojrzałem do lustra poprawiając sobie krawat.
- Żenisz się… - Loczek utkwił swój wzrok w ścianie – Ty się żenisz… - z jego ust wypadło kolejne zdanie, a chłopak pokręcił głową z jakby niedowierzaniem.
- Czy to jest jakaś niegustowna obelga? – Podniosłem pytająco brew uważnie przyglądając się Harremu. Chłopak jakby wyrwany z głębokich przemyśleń (których nigdy nie miał) spojrzał na mnie.
- Nie, nie! – Zaprzeczył gestem dłoni, a ja uśmiechnąłem się pod nosem. No tak… sam jeszcze nie mogę w to do końca uwierzyć. Ja, Louis Tomlinson, który zawsze wolał zabawę niż stałe związki. Ten, któremu w głowie ciągle była zabawa za nie długo ma być mężem. Ha, ha, dobre sobie.. Gdyby mi ktoś powiedział dwa i pół roku temu, że moje życie się wywróci o sto osiemdziesiąt stopni, że poślubię Emily, z którą na początku łączyła mnie niechęć… Dobra, może nie do końca niechęć, bo od samego początku mnie zaintrygowała. Jej otwartość, szczerość. To było coś, ale lubiłem się z nią droczyć. Ona ze mną też, więc trochę to wszystko trwało. Gdyby mi ktoś powiedział, że wkrótce zostanę ojcem.. Pewnie szczerze bym to wszystko wyśmiał znając moje ‘poprzednie’ życie. A teraz? Nie potrafię sobie wyobrazić, że mogłoby być w jakimś stopniu inaczej. Jest idealnie.
- Nie sądziłem, że dotrwamy do takiego momentu – odezwałem się wypuszczając głośno powietrze – Ale cieszę się, że jesteście ze mną – Z biegiem czasu uświadomiłem sobie, ile czasu tworzymy zespół. Z pięciu pozornie różnych chłopaków, którzy mieli jeden, wspólny cel staliśmy się najlepszymi przyjaciółmi.
- Cokolwiek by się nie działo zawsze będziemy mogli na siebie liczyć – Zayn uśmiechnął się nieśmiało i jak to on miał w zwyczaju zagryzł dolną wargę. Wszyscy zgodnie przytaknęliśmy głowami.
- Już czas Lou, choć – Niall położył mi dłoń na ramieniu, a ja skinąłem lekko głową. Skłamałbym mówiąc, że nie jestem zdenerwowany. Serce biło jak oszalałe, a ręce się trzęsły. Będąc już w kościele wkradła się pewna obawa..’A co jeśli się pomylę? A co jeśli zapomnę, co powiedzieć? A co jeśli upuszczę obrączkę?”. I w tym momencie zachowywałem się jak baba. Na szczęście, gdy tylko zobaczyłem kroczącą w moją stronę Emily wszystko minęło. Wyglądała nieziemsko. Była idealna, cudowna, piękna. Była moja. Potem ani się obejrzałem, jak tańczyliśmy do piosenki, przy której się jej oświadczyłem.
- Kocham cię Louis – powiedziała moja żona łącząc nasze usta w pocałunku.
- Ja ciebie też kocham Emily. Emily Tomlinson. – Odparłem z wielkim uśmiechem. Przytuleni kołysaliśmy się w rytm muzyki. Jestem cholernym szczęściarzem mając taką dziewczynę obok siebie.  Patrząc z perspektywy czasu na to, co się działo mogę z całą pewnością stwierdzić, jakim byłem idiotą. Wiele rzeczy się wydarzyło i zdaję sobie sprawę, że niektórzy obserwują mój każdy krok, czekając na jakiekolwiek potknięcie. Ale wiecie co? Nie interesuje mnie to. Ważne jest to, że z Emily stworzymy rodzinę.
                                               ***Oczami Kate. Dwa tygodnie później***
Stałam na samym szczycie schodów i usilnie myślałam.
- Cześć kochanie, co robisz? – Usta chłopaka wylądowały na moim policzku.
- Mamy za dużo pokoi, nie uważasz? – Powiedziałam po chwili licząc każde drzwi. W sumie po co nam we dwójkę sześć pokoi? – Co ty na to, aby z sześciu zrobić trzy i przy okazji powiększylibyśmy sobie sypialnię, która prawdę mówiąc jest naprawdę mała.
- Jakoś wcześniej Ci nie przeszkadzało… - wymruczał do mojego ucha przy okazji mnie łaskocząc, na co wybuchnęłam śmiechem.
- Daj spokój. Kiedy ostatnio tu był remont? – Spytałam poważnie patrząc na wyblakły kolor ścian.
- A bo ja wiem? Kilka lat temu może… - zamyślił się na chwilę
- Dlatego czas na zmiany, zgadasz się? – Spytałam robiąc oczy szczeniaka. Powinno zadziałać.
- To nawet świetny pomysł –niechętnie mi przytaknął, a ja rzuciłam mu się na szyję.
- Właśnie… - powiedziałam kierując się na dół – dzwoniłam do Demi i przyjdzie jednak na ślub – powiedziałam wesoło nalewając sobie wody do szklanki.
- To fajnie. Kurde… nie mogę uwierzyć, że to już za dwa tygodnie. – Westchnął opierając się rękami o blat.
- A co byś zrobił, gdybym Ci powiedziała, że… - przeciągnęłam, a chłopak uważnie mi się przyglądał -…że się rozmyśliłam? – Palnęłam, a jego źrenice się powiększyły.
- Rozmyśliłaś? – Spytał marszcząc czoło i zakładając ręce na piersi.
- No wiesz… Jesteśmy młodzi, przed nami prawie całe życie, trzeba się wyszaleć. Po co się z tym wszystkim śpieszyć? - Rozłożyłam ręce i wzruszyłam ramionami.
- Słucham?! –Powiedział niedowierzająco z nutką złości i zawodu w głosie.
- Oj no przecież żartowałam, tak? – Przygryzłam dolną wargę.
- Zabiję Cię kiedyś! Chodź tu! – Ruszył w moją stronę, a ja zaczęłam uciekać. Wiedziałam, co zamierza zrobić.
- Nie! Proszę przestań! – Mówiłam między napadami śmiechu, kiedy chłopak zaczął mnie łaskotać – Już nie będę, okey? – łapczywie złapałam powietrze. – Horan! – Wydarłam się.
- Dlaczego mówisz do mnie po nazwisku? – Spytał zaprzestając dotychczasowych czynności.
- Bo mnie denerwujesz i nic na Ciebie nie działa.
- Lepiej się przyzwyczajaj do tego nazwiska, bo za niedługo sama będziesz takie mieć – odparł pstrykając mnie w nos i ruszył do kuchni.

                                                        ***Dzień ślubu***
 Wielki dzień. Ostatnie poprawki. Sprawdzenie, czy aby wszystko idzie po mojej myśli. Zerknięcie na zegar, który obwieszcza mi, że mam jeszcze 10 minut. Już niewiele dzieliło mnie od poślubienia chłopaka, którego kochałam. Wiele się działo w naszym związku, ale jeśli kogoś naprawdę kochasz, to o niego walczysz. Bezwarunkowo. O niego, o szczęście, o miłość. Drżącymi rękami wygładziłam materiał sukienki, a w oczach szkliły się łzy. Denerwowałam się jak cholera! Dzięki Bogu, że Emily przy mnie była, bo chyba bym stchórzyła. Dziewczyny ogólnie bardzo dużo mi pomogły. Biorąc pod uwagę mój dzisiejszy stan, wcale nie dziwiłam się, że Emily niedawno przeżywała to samo. Blondynka wpięła mi welon, wręczyła do ręki kwiaty i lekko popchnęła w stronę drzwi. Stres coraz bardziej brał górę. Kilka głębokich wdechów przed kościołem, a w głowie ciągłe powtarzanie ‘wdech, wydech”. Przekraczając próg kościoła moje nogi zrobiły się jak z waty. Wszystkie oczy zostały skierowane na mnie, ale mi najbardziej zależało na tej jednej, wyjątkowej parze niebieskich tęczówek. Ciągle powtarzałam sobie ‘Dasz radę, prosta droga, to niedaleko, co się może stać?”. Choć w sumie znając mnie i moje nieskoordynowane ruchy, to mogło się stać dosłownie wszystko. I nagle ta obawa, że potknę się o sukienkę i runę jak długa na środku kościoła. Nawet w takim momencie muszę myśleć o pierdołach. Zobaczyłam go. Uważnie mi się przypatrywał. Widziałam, że również się denerwuje. Zanim dotarłam z moim tatą do ołtarza rozejrzałam się po wszystkich. Emily z Lou jako świadkowie, w pierwszej ławce moja mama, która nie potrafiła powstrzymać łez, mój starszy brat. Potem przyjaciele, którzy szeroko się do mnie uśmiechali. Na reszcie nie potrafiłam się skupić. Moje męki się skończyły z chwilą, kiedy złapałam dłoń blondyna. Wszystko zniknęło, liczyliśmy się tylko my. Szeroki uśmiech wkradł się na usta, kiedy przysięga została przez nas złożona. Oczy zaszły mgłą, a wielka radość buzowała we mnie od środka.
 - Kocham Cię – odparłam pomiędzy życzeniami składanymi nam przez rodzinę.
- Ja Ciebie też, po to tu jesteśmy – przyciągnął mnie do siebie, a ja przygryzłam dolną wargę. Jedna z najpiękniejszych chwil mojego życia.
                                                        ***Tydzień później***
- Ciekawe, co słychać u Tomlinsonów – odparłam wyglądając przez okno – Tomlinsonów brzmi prawie jak Flinstonów – dodałam po chwili i zaśmiałam się ze swojego suchara.
- Oczywiście, Flinstonów. Bo teraz na pewno Lou i Emily zbierają kamienie, żeby udekorować swój dom – obok mnie pojawił się blondyn i wystawił mi język – Jesteś taka zabafffna! – Dodał śmiejąc się.
- Nauczyłam się takich suchych żartów od Ciebie – odparłam niewinnie, chłopak otworzył usta i przyglądał mi się z miną typu ‘ryly?’. Uśmiechnęłam się niewinnie, a ten wywracając teatralnie oczami podał mi kubek.
- Skoro już się nie mnie ponabijałeś, to może przejdziemy się do nich, huh? – Zamyślił się chwilę, a potem mi przytaknął. Ledwo co wyszliśmy z domu, już byliśmy u nich. To się nazywa zaleta mieszkania na jednej ulicy.
- Hej kochani! – Przywitałam się z uroczym małżeństwem. Eh… ładnie brzmi, nie? Po chwili siedzieliśmy w przestronnym salonie i piliśmy herbatę. Co najmniej jak na kółku różańcowym starych moherów, ale to się wytnie.
- Ems – szepnęłam do dziewczyny, która siedziała obok mnie – Chodź się przejść – uśmiechnęła się szeroko, a po chwili namysłu przytaknęła. Chłopcy byli tak pochłonięci rozmową i dawaniem sobie wskazówek na temat małżeństwa, że nie zauważyli, jak się ulotniłyśmy. Szłyśmy alejką, o której nikt więcej nie wiedział. Zawsze lubiłyśmy tamtędy spacerować, przynajmniej mogłyśmy mieć trochę czasu dla siebie.
- Coś czuję, że to nasze tajemne miejsce przechadzek kiedyś się przyda – Emily się zaśmiała, a ja z uśmiechem zmarszczyłam czoło, nie wiedząc, co ma na myśli.
- Pomyśl sobie… -objęła mnie ramieniem i wskazała ręką do góry, jakby co najmniej miała pojawić się chmurka z retrospekcją, jak w tych wszystkich bajkach. -…Dom, mąż, dziecko, praca… i to cudowne miejsce, w którym nikt Ci nie przeszkodzi – westchnęła rozmarzona i tym razem ja się zaśmiałam.
- Z tym to się zgodzę. Może kiedyś się przyda – przytaknęłam.
Przez chwile szłyśmy w ciszy ciesząc się chwilą spokoju.
- Wciąż nie mogę uwierzyć, że moja mała Emily jest w ciąży – powiedziałam żartobliwie, a dziewczyna automatycznie przeniosła swoją rękę na zaokrąglony brzuch.
- Tylko nie mała. Przypominam Ci, że to ja jestem od Ciebie starsza smarkaczu – zaśmiała się, a na mojej twarzy pojawił się lekki grymas.
- To tylko dziewięć dni różnicy – wystawiłam jej język – Dla mnie i tak będziesz małą Emily.
Po chwili zaczęłam chichotać pod nosem jak wariatka.
- A tobie co? – Dziewczyna zmierzyła mnie wzrokiem.
- Przypomniały mi się czasy, jak chodziłyśmy jeszcze do szkoły w Polsce – zaczęłam z rozbawieniem – Pamiętam jak po raz pierwszy puściłaś mi piosenkę chłopaków. Pomyślałam sobie wtedy ‘kim oni są’. Potem próbowałaś mnie nauczyć ich nazwisk, ale coś mi nie szło.. – Dziewczyna zaśmiała się dźwięcznie, a ja jej zawtórowałam.
- Wiesz, jaki ja miałam problem, aby ogarnąć nazwisko Tomlinson? Ciągle mówiłam Tolimson.
- A teraz proszę! Sama masz takie nazwisko –blondynka przygryzła wargę i głęboko westchnęła.
- Potem to całe ich poznawanie, czytanie faktów, słuchanie piosenek – dodałam, a ta przytaknęła
- To była dopiero zabawa. Ani się obejrzałyśmy, a byłyśmy wkręcone na maxa.
- Albo wtedy jak tworzyłyśmy sobie głupie historie… - na to wspomnienie kolejny raz wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Dla żartu wyobrażałyśmy sobie ‘Co by było gdyby?’ ‘Co jeśli byśmy ich spotkały?’ – Pokręciła głową z lekkim zażenowaniem. Patrząc na to teraz, to było takie dziwne, że niektórzy pomyśleliby, że jesteśmy wariatkami. Ale i tak mimo wszystko miałyśmy niezły ubaw.
- Tak… to był szał! – Obydwie byłyśmy jak dwa, różne żywioły. Ona ogień, a ja woda. Wiele nas różniło, ale też wiele łączyło. To niesamowite, ile wspaniałych rzeczy przeżyłyśmy razem.
- Zawsze Ci powtarzałam, że pasujecie do siebie z Louis’em! – Wystawiłam jej język, za co zostałam popchnięta. – Masz szczęście, że jesteś w ciąży! – Pogroziłam jej teatralnie palcem.
- A ja Ci mówiłam, że będziesz z Niall’em! – Klasnęła w dłonie triumfalnie.
-  Pff! Mogłaś sobie mówić, co chciałaś! To było nierealne.
- Nierealne, a jednak… Patrz gdzie zaszłyśmy – uśmiechnęłam się pod nosem i objęłam ją ramieniem.
- Nie sądziłam, że po ich poznaniu tyle się zmieni. W końcu pamiętam jak chciałam tylko, choć raz w życiu ich zobaczyć na jakimś koncercie, a o czymś więcej już mogłam zapomnieć.
- O tak! I to ciągle zbieranie na koncert, bo ‘może kiedyś przyjadą’. -
- Kiedyś to my wymyślałyśmy sobie historię związaną z ich ewentualnym poznaniem, a tu historia piszę się sama – dodałam wypuszczając głośno powietrze. Niewiarygodne ile zmienić może jedno, przypadkowe spotkanie. To wszystko nauczyło mnie, że warto mieć marzenia, bo nawet nie wiesz kiedy, a one się spełnią. Warto im czasami pomóc, bo rezultaty są potem zaskakujące.
- Czyli, że co? Zostałyśmy już bez pracy? – Zrobiła z ust podkówkę.
- Na to wygląda, ale..Chyba nie narzekasz, co? Teraz będziesz mieć inną pracę – delikatnie położyłam swoją dłoń na jej brzuchu. Ani się nie obejrzałyśmy, a z powrotem byłyśmy przed domem. Od samych drzwi było słychać uniesione głosy.
- Co tu się dzieje? – Emily podeszła do Lou, a on objął ją w pasie kładąc głowę na ramieniu. Blondynka uważnie obserwowała Harrego i Perrie, którzy prowadzili zawziętą konwersację. Tak w ogóle, kiedy oni przyszli?
- Dziewczynka! – Odparła dziewczyna
- Chłopczyk! – Curly próbował ją przekrzyczeć.
- Dziewczynka!
- Chłopczyk!
- Dziewczynka!
- Czy może mi ktoś do cholery jasnej wytłumaczyć, co się dzieje? – Emily się zdenerwowała, a w pokoju jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zrobiło się cicho.
- Nie denerwuj się skarbie – Lou starał się załagodzić sytuację.
- Od dziesięciu minut kłócą się, czy urodzisz dziewczynkę czy chłopca..  Perrie, Liam, Victoria i ja uważamy, że to będzie dziewczynka – w końcu odezwał się Zayn i przewrócił oczami. Ems zeszła z tonu i się uśmiechnęła.
- Będzie chłopak – odparłam rozsiadając się na kanapie.
- A wy? Jak sądzicie? – Niall zwrócił się do Tomlinsonów, a oni popatrzeli na siebie.
- Syn – odparli wspólnie, a wszyscy się zaśmialiśmy.
- To znaczy obojętne nam to, ale oboje chcieliśmy mieć syna, więc.. – Wytłumaczył Lou przygarniając dziewczynę do siebie i kładąc jej ręce na brzuch. Czaicie takiego małego Tomlinsonka? Wyobraźcie sobie, że to dziecko będzie miało ich geny… Przecież to mieszanka wybuchowa!
***
Usiadłam sobie na podłodze w salonie, a wokół mnie walały się albumy. Przez palce przelatywały różne ujęcia w przeróżnych sytuacjach. Z wielkim uśmiechem przeglądałam wszystko po kolei, co chwilę wracając myślami do tamtych chwil.
- Niall? – Zapytałam chłopaka, kiedy w moje ręce wpadło kolejne nasze wspólne zdjęcie, ale zrobione na samym początku naszej znajomości. Do dziś pamiętam tamten dzień.
- Hm? – Mruknął i skierował swój wzrok z telewizora na mnie, uroczo się przy tym uśmiechając.
- Pamiętasz to? – Podniosłam fotografię i obróciłam w jego stronę.
- Co to za pytanie? Oczywiście, że pamiętam. – Uśmiechnął się szeroko, co odwzajemniłam. Wpatrywałam się w nasze twarze. To było dwa i pół roku temu. Z całą pewnością się zmieniliśmy. Z resztą wiele osób tak twierdzi i mają absolutną rację. Prawda jest taka, że dorośliśmy. Wszyscy. Osobiście nauczyłam się, że nie zawsze można być szczęśliwym, że życie czasami daje nam mocne kopniaki, abyśmy doceniali to, co mamy. Zaakceptowałam w końcu rzeczywistość, która kiedyś wręcz mnie odrzucała. Jednak cokolwiek by się nie działo nie zamieniłabym jej na nic innego. Pomimo tego, że bałam się porzucić swoje dotychczasowe życie i bałam się tego, że wszystko się zmieni wiem, że my wszyscy pozostaniemy tacy, jacy byliśmy dotychczas. Ciągle będziemy bandą przyjaciół, którzy potrafią śmiać się z każdej głupoty. Charaktery od tak się nie zmieniają. Nasze pokolenie nie da się tak szybko zaszufladkować. Powaga raczej też nie będzie nam towarzyszyć, przynajmniej jeszcze przez jakiś czas. Jestem przekonana, że nasze życie nie będzie normalnie i nudne. Z pewnością kiedyś będziemy mieli, co opowiadać następnym pokoleniem. Oczywiście pewne fakty zatrzymamy dla siebie, bo w sumie po co demoralizować młodzież.
- Kiedy to zleciało? – Spytałam prawie szeptem i przejechałam kciukiem po śliskim papierze.
- Żałujesz? – Niepewne pytanie wyleciało z ust chłopaka, a ja zmarszczyłam czoło.
- Czego? – Spytałam zdezorientowana.
- Tego, co się działo od początku. Ile razy po zrobieniu czegoś rozmyślałaś, co by było gdybyś postąpiła inaczej? – Usiadł koło mnie i objął mnie w pasie, a ja położyłam głowę na jego ramieniu.
- Wiele razy, ale potem dochodzę do wniosku, że pomimo decyzji, jakie podjęłam jestem tu z tobą, mam wspaniałych przyjaciół i rodzinę i tylko to się liczy. Jest idealnie. Myślisz, że miałabym żałować tego? – Uniosłam dłoń, na której widniała złota obrączka. – Nie żałuję niczego, co sprawiło, że mam teraz takie życie – odparłam, a na ustach Irlandczyka pojawił się wielki uśmiech.
- Kocham Cię, wiesz? – odparłam trochę się od niego odsuwając, aby spojrzeć mu w oczy.
- Ja Ciebie też kochanie – złożył na moich ustach pocałunek pełen uczucia. Wtuliłam się mocniej w jego ciało, które dawało mi poczucie bezpieczeństwa. Nie potrzebowałam nic więcej do szczęścia.

                                                                  ***


Od autorki: Witajcie kochani! Takim oto sposobem mamy okrągły rozdział. Wiecie... obydwie dostałyśmy się do szkoły! Normalnie zaciesz! Obawa zniknęła, więc teraz do wakacji podchodzimy bardziej na luzie. Jeszcze raz fajnych wakacji, miłego leniuchowania! Enjoy xx ~ Maddix
Limit=25 komentarzy :) x

niedziela, 30 czerwca 2013

Rozdział 49


Stałam nad łóżeczkiem śpiącej Melanie i zastanawiałam się, kiedy ten cholerny czas tak minął. Nie dawno byłam zwykłą uczennicą polskiego liceum, zawalona obowiązkami i żyjąca głównie chwilą. Byłam roztrzepana, szalona i nigdy, przenigdy, nie miałam zamiaru się ustatkować. Chciałam tylko bawić się. A teraz? Nabrałam pewnej stateczności. Za parę miesięcy skończę 21 lat. Na wiosnę mam wziąć ślub. Jestem studentką II roku prawa. Wiecie, życie potrafi płatać figle. Mimo, że czasami mam ochotę wrócić do tych czasów, gdzie na porządku dziennym było wygłupianie się, wszyscy byliśmy jeszcze singlami i nie było żadnych zobowiązań, to tak naprawdę jestem najszczęśliwszą kobietą na ziemi, mając to co teraz mamy. Gdyby ktoś zaproponował mi powrót do tamtych czasów, z ręką na sercu odpowiedziałbym: „Nie dzięki, stary.” Bo teraz żyję takim życiem, jakim w głębi duszy pragnęłam zawsze żyć. Mel cicho zapłakała, więc wzięłam ją na ręce i zaczęłam kołysać. Nagle w drzwiach pojawiła się zaspana Danielle.
- Emily? Co się stało? – zapytała i podeszłam do mnie, głaszcząc córkę po główce.
- Nic, już ci ją daję. – powiedziałam i poczułam łzy gromadzące się pod powiekami. Nie chciałam, aby Dani to widziała, więc szybko oddałam jej małą.
- Dzięki Ems, że tu byłaś. – powiedziała i pocałowała Mel w czoło. Uśmiechnęłam się tylko i udałam się do pokoju Louisa. Tymczasowo mojego. Usiadłam na łóżku i zaniosłam się płaczem. Nie będę mogła mieć dzieci. Nie będę mogła mieć swojej pociechy. A tak bardzo pragnęłam mieć dziecko. A tu… nic z tego. Przetarłam twarz i położyłam się spać. Dzięki bogu, że wcześniej się umyłam.
*Następnego dnia: rano*
Ubrałam się w jakieś ubrania i zeszłam na dół, gdzie o dziwo była cała trójka i Mel na rękach rozczochranej Dani. Zasłoniłam usta ręką i starałam się nie wybuchnąć śmiechem.
- Nic nie mów Sparks! – wysyczała Danielle, a ja pokiwałam z uśmiechem głową i pocałowałam Melanie w jej malutką rączkę. – Nie każdy wygląda tak świetnie jak ty!
- Teraz się zorientowałaś? – zapytałam i wszystkie się zaśmiałyśmy. – To o której dziś będziecie?
- Ja koło 17:00, mam nadzieję, że się wyrobię. – powiedział Kate, a ja uśmiechnęłam się do niej pocieszająco. Dziewczyna się wbiła w połowie studiów, ale daje sobie radę. Jestem z niej dumna.
- A ja o 14:00! Biedna Kate – powiedziała z wyszczerzem Perrie, a ja zaczęłam się śmiać.
- Ja też dziś o 14: 00 więc Kate jak zwykle ominie wszystko. Swag! – powiedziałam i zaczęłyśmy się śmiać, oczywiście oprócz Kate. Ta spojrzała na mnie spod przymrużonych powiek i strzeliła focha.
- A propos słagu… czy za oknem czasem nie stoi Justin? – zapytała Danielle i wszystkie spojrzałyśmy w tamto miejsce. Faktycznie! Poszłam szybko otworzyć drzwi by po chwili trwać w mocnym uścisku z Justinem
- Emily! Ślicznotko! – powiedział i okręcił mnie wokół własnej osi. Zaczęłam się śmiać.
- Justin, tyle czasu cię nie widziałam! – uśmiechnął się szeroko i postawił mnie na ziemi. Przywitał się z resztą i spojrzał na mnie. – Co tu robisz?
- No jak to co, przyszedłem zostawić tu gotowe demo dla chłopaków. – powiedział, a my spojrzałyśmy po sobie.
- Demo dla chłopaków? Przecież oni wracają za 3 tygodnie. – powiedziała Perrie, a Justin spojrzał na nią zdezorientowany.
- Oni wracają dziś wieczorem. – powiedział i nagle zrobił sobie sam fejspalma. – Kurwa! Miałem wam nie mówić!
- Chyba za dużo czasu spędzasz z Hazzą, bo jego głupota na ciebie przechodzi. – powiedziałam, a on zrobił obrażoną minę. – Żartowałam! Ale to nawet lepiej, że wiemy… będziemy mogły zrobić im… małą niespodziankę. – powiedziałam chytrze i złapałam torebkę po czym zdecydowanym krokiem zostawiłam ich, by mogli zastanawiać się jak bardzo zły jest mój plan.
*18:00*
- Wszystko gotowe? – zapytałam, a Kate pokiwała głową. Danielle siedziała w kuchni, ubrana w dość skąpą sukienkę i trzymała w ręce „drinka” który tak naprawdę był sokiem jabłkowym. Perrie stała oparta w spódniczce i bluzce z głębokim dekoltem. Ja ubrana dość… wyzywająco , stałam przy drzwiach. Pewnie zastanawiacie się co to za plan? No to się za chwilę dowiecie. Dźwięk silnika na podjeździe… kroki… przekręcana klamka… - Muzyka, światła!
- Sieee…. ŁOT DE FAK? – usłyszałam głos Harrego który wyglądał na bardzo zaskoczonego. – Chłopaki, chodźcie to zobaczyć!
- A co w tu robicie!? – Danielle, świetnie udała zaskoczoną. Reszta 1D stała w drzwiach i patrzyła na nas ogromnymi oczami. Nie dziwię się – dom wyglądał jak zwykły burdel. To był mój chytry plan!
- Co to… jest?! – usłyszałam głos Louisa, a ja zapaliłam papierosa i wydmuchałam dym wprost w jego twarz w międzyczasie klepiąc Zayna w tyłek i całując Nialla w usta.
- No cóż, skoro się już dowiedzieliście… pod waszą nie obecność zrobiłyśmy tu agencję towarzyską. Trzeba jakoś zarobić na studia nie? – powiedziałam i mrugnęłam do Liama, a potem złapałam za pośladek Harrego, który podskoczył, zaskoczony. Kate podeszła i oparła się o ramię Zayna, posyłając mu kuszące spojrzenie. Danielle przytuliła się od tyłu do Louisa, a Perrie pocałowała Liama w usta. Ja objęłam w pasie Nialla i Harrego. Powstrzymywałam się, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
- A…E…O….M… - wydukał Niall i spojrzał na moje… odsłonięte pośladki. Złapałam go za podbródek i przejechałam dłonią po policzku.
- Chyba nie ma cię nic przeciwko temu? – zapytała Perrie i uśmiechnęła się do Liama. Chłopcy stali w miejscu zaskoczeni, zauroczeni i podnieceni. PLAN SIĘ UDAŁ!
Spojrzałam porozumiewawczo na dziewczyny i odchrząknęłam.
- No to skoro już wszystko wiecie, to możemy wam powiedzieć, że … - odsunęłyśmy się i stanęłyśmy obok siebie. – WROBIŁYŚMY WAS!
- Że co!? – krzyknęli chłopcy, a my zaczęłyśmy się śmiać. Oh, boże, jak ja to uwielbiam!
*Tydzień później*
- Emily, to już ostatni dom. – powiedział Louis i złapał mnie za rękę. Oglądaliśmy domy, bo chcieliśmy razem zamieszkać. Oprócz tego okazało się, że Liam zakupił dom w okolicy i dziś skończyli przewozić meble, ubrania i rzeczy. Harry zrobił to już podczas trasy i również mieszkają razem z Victorią. Niall i Kate zostali w naszym starym wspólnym domu, a Zayn i Perrie dziś rozpoczynają przeprowadzkę. A my, wciąż nie umiemy nic wybrać.
- Wiem, ale w ogóle mi się nie podoba! Jego kolor wygląda jakby ktoś wyrzygał rybę. – powiedziałam, a Lou zaczął się śmiać i pocałował mnie w usta. Odwróciłam się i zaparło mi dech w piersiach. Przede mną stał najpiękniejszy dom na świecie. Zauważyłam tablice z napisem „na sprzedaż”. – Louis?
- Tak, skarbie?
- Nasz wspólny dom.
*3 dni później*
Czy wspominałam, że mam bekę? Wszyscy się wyprowadziliśmy, ale tak jakby wciąż mieszkamy razem. Bo wiecie… co dwa domy. Niall i Kate - ktoś – Ja i Louis. Naprzeciwko nas Zayn i Perrie - ktoś – Liam i Danielle. A obok nich Harry i Victoria. LOL. Wracając, ekipa remontowa, była najszybszą ekipą jaką kiedykolwiek widziałam. Uwinęli się z malowaniem, kafelkowaniem i innym w 2 dni. A ekipa przeprowadzko-wa pomogła nam wszystko przenieść. Teraz stałam w naszym nowym domu i patrzyłam na niego z zachwytem. 
- Cieszysz się tak samo jak ja? – zapytał Lou, a ja pokiwałam głową.
- Nawet bardziej.
- Emily, jakoś blado wyglądasz, może się położysz? – zapytał mój narzeczony, a ja pokręciłam głową.
- Chciałabym, ale nie mogę. Mam wizytę u ginekologa. Rutynowo, czy czasem, coś się nie pogorszyło. – powiedziałam, a chłopak pokiwał głową. Pocałowałam go namiętnie, a on przejechał kciukiem po moim policzku.
- Wróć szybko, bo zaraz przyjdzie reszta. – powiedział, a ja pokiwałam głową i wyszłam z domu. Wsiadłam do samochodu i odjechałam. Po 15 minutach byłam na miejscu. Poczekałam 10 minut i weszłam do gabinetu.
- Emily, dzień dobry. – powiedziała pani doktor i uśmiechnęła się. – Rozbierz się i połóż na kozetce. – pokiwałam głową i wykonałam czynność. Lekarka przejechała mi po brzuchu tym czymś i wpatrywała się uważnie w ekran. – To niewiarygodne…
- Co!? – zapytałam i zaczęłam się zastanawiać. Rak?
- Gratuluje Emily. – powiedziała i odsunęła aparaturę od mojego brzucha. – Jesteś w drugim miesiącu ciąży. – uśmiechnęła się do mnie promiennie, a mnie zamurowało.
- Ale.. jak to!?
- Wiem, mówiłam ci, że na 99% nie będziesz mieć dziecka. Jednak… byłaś tym 1% - odparła, a ja poczułam łzy na policzkach. – Czy to łzy szczęścia?
- Jak najbardziej tak! – odpowiedziałam i ogarniające mnie szczęście wzięło nade mną górę i przytuliłam lekarkę. – Dziękuję pani, kocham panią!
- Przecież to zasługa pani narzeczonego! – powiedziała ze śmiechem i pokręciła głową. Wypisała mi termin następnej wizyty, a ja wyszłam z gabinetu jak na skrzydłach. Nie wierzę… tak cholernie się cieszę!
*20 minut później*
- No i wiecie… ja się zastanawiam po co robią te dodatkowe zamknięcia soku? Przecież jest zakrętka, to po co jeszcze to srebrne? Ja bym to wycofał, bo według mnie tym się można udławić, albo ktoś może pomyśleć że tego nie można otwierać i co wtedy?! No skandal i perfidne denerwowanie konsumentów. Ja zgłaszam sprzeciw i mówię stanowcze nie dla emerytów! – wchodząc do domu usłyszałam słowa Harrego i zastanawiałam się, co on bierze i dlaczego przedawkował. Pomijając to, wpadłam do salonu, gdzie byli wszyscy moi najbliżsi.
- Cześć Ems, czekaliśmy – powiedział Louis i pocałował mnie w policzek.
- Słuchajcie muszę wam coś powiedzieć… - zaczęłam i przymknęłam oczy nie wierząc we własne szczęście. – Jestem w ciąży. – powiedziałam i uśmiechnęłam się szeroko.
- Będziemy mieli dziecko? – zapytał Louis i wstał. Pokiwałam głową. Chłopak przytulił mnie mocno do siebie i pocałował w usta. – Będę ojcem. Będę tatą! – wyszeptał i wszyscy zaczęli bić brawo. Po kolei ściskali mnie i oszołomionego Tommo. Postanowiliśmy zrobić grilla, żeby uczcić to wszystko. Jestem w ciąży… czaicie? Będę mamą.
*3 godziny później*
- Emily, możemy pogadać? – usłyszałam głos Kate i pokiwałam głową. Świetnie się bawimy tu na grillu, a Louis wygląda naprawdę na szczęśliwego. Usiadłyśmy z brunetką na huśtawkach z tyłu domu. – Cieszę się, że jesteś w ciąży.
- Ja też. – odpowiedziałam i znów poczułam falę radości.
- Wszystko się zmienia, co nie? Nie długo bierzecie ślub, będziecie mieć dziecko. To jest… dziwne.
- Nie, Kate. Nie dziwne. Wspaniałe. Pomyśl: przy wszystkich najlepszych momentach byłyśmy razem. Potrafiłyśmy przezwyciężyć problemy. Widziałyśmy jak każda z nas dorasta i staje się kobietą. – powiedziałam i usiadłam na trawie. Obok mnie spoczęła Kate.
- Wiem. Ale … nasza przygoda się kończy…
- Nie skarbie. Ona się dopiero zaczyna, wiesz?- przytuliłam ją i uśmiechnęłyśmy się szeroko. – Myślisz, ze z brzuchem nie pójdę na parkiet i nie będę wymiatać? Mylisz się!
- No i tego się obawiam! – powiedziała przez śmiech i spojrzała na mnie. – Będziesz wspaniałą matką. A Louis wspaniałym ojcem.
*Parę godzin później*
- Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. – powiedział Louis i pocałował mnie w usta. Leżeliśmy w łóżku i uśmiechaliśmy się pod nosem. – Zapomniałem ci powiedzieć… za miesiąc mamy ślub.
- Że słucham!? – powiedziałam i zerwałam się do góry.
- Spokojnie, w tym stanie nie możesz się denerwować!
- Ty mnie nie uspokajaj, bo ci czymś przypierdziele!
- Okok! Byłem w kościele i załatwiłem nam termin na 7 marca. Chciałem to załatwić jak najszybciej, przepraszam. – powiedział, a ja pocałowałam go w usta i uśmiechnęłam się szeroko.
- Kocham cię Louis.
- I ja ciebie też kocham Emily. I nasze dziecko też.
*7 marca: dzień ślubu*
- Pojęcie lub Istota Postępowania Nakazowego. Postępowania szczególne wyodrębnia się ze względu na potrzebę zróżnicowania nakładu sił i środków w zależności od wagi przestępstwa, konieczność dostosowania przepisów prawa procesowego do poszczególnych zasad odpowiedzialności karnej albo mając na uwadze radykalne przyspieszenie postępowania w niektórych sprawach lub umożliwienie inicjowania procesu pokrzywdzonemu. Tak czy inaczej rzecz biorąc, osoba cywilno – prawna, może zostać zatrzymana tylko w okolicznościach nakazowych nadanych przez sąd lub w trakcie postępowania karno – cywilnego, w którym jasno przedstawione dowody oskarżają osobę o przestępstwo większego lub mniejszego stopnia.
- Dziękuję panno Sparks. Świetnie się pani sprawdziła. 5. A teraz… proszę biec, bo spóźni się pani na swój własny ślub! – krzyknął profesor, a ja wyleciałam z sali jak oparzona. Wsiadłam do auta i spojrzałam na osobę kierującą pojazdem.
- Co dostałaś? – zapytała Kate i odjechała z piskiem opon.
- A co mogłam dostać? Bardzo dobry! Zaliczyłam! – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się szeroko.
- OOOOH YEAAAAH! – wykrzyknęła Kate i akurat zatrzymałyśmy się pod domem. Weszłyśmy szybko do środka, gdzie czekały już Perrie, Danielle i Victoria.
- Nareszcie jesteś! Co ty tam mowę swojego życia wygłaszałaś!? – krzyknęła Perrie i pociągnęła mnie do siebie. Oddałam się w ręce dziewczyn. Po pół godziny miałam gotową fryzurę i makijaż, delikatny, składający się z tuszu do rzęs i bladoróżowej pomadki.
- Teraz, najważniejsze. – powiedział Victoria i uśmiechnęła się do mnie. Po chwili stałam ubrana w suknię ślubną. Kate przymocowała mój welon i spojrzała na mnie.
- Jesteś piękna. – wyszeptała i przytuliła mnie do siebie. Poczułam łzy pod powiekami.
- Boję się wiecie? – powiedziałam i spojrzałam na swój lekko zaokrąglony brzuszek. 
- Nie ma czego. Jesteś piękna. Za chwilę poślubisz mężczyznę, którego kochasz. Będziecie mieć dziecko. I do tego, jesteś najlepszą studentką na roku. Kochanie… chillout. – powiedziała Danielle, a ja zaśmiałam się cicho. – No, a teraz zostawiamy cię na przemyślenia, a same idziemy się przebrać. Do zobaczenia za 30 minut! – powiedziała i wszystkie opuściły pokój, oprócz Kate.
- Mogę się tu przebrać?
- Nawet musisz! – powiedziałam i spojrzałam na nią. Zaczęłam układać jej włosy i spojrzałam na nasze odbicie w lustrze. – Jak wiele się zmieniło.
- Emily. Za chwilę wyjdziesz za mąż. Pamiętasz naszą rozmowę miesiąc temu? – zapytała, a ja pokiwałam głową. – Zrozumiałam coś. Zrozumiałam, że nie ważne co zmieni się z nami na zewnątrz. Ważne, że w wewnątrz wciąż jesteśmy tą samą Kate i tą samą Emily co półtora roku temu. Ja też nie długo wezmę ślub. Dokładnie to 7 kwietnia! – powiedziała, a ja nagle się ożywiłam. – Wracając… nic nas nie rozłączy.
- Wiem. I pragnę żebyś wiedziała, że zawsze możesz do mnie przyjść. No może oprócz nocy, bo wtedy mam zajęcia z Louisem. – powiedziałam, a ona wybuchła śmiechem. – Na zawsze przyjaciółki?
- Na zawsze. – powiedziała i złączyłyśmy się malutkimi paluszkami. Po chwili była gotowa. Zeszłyśmy na dół gdzie czekały już  Perrie i  Danielle.
- Samochód już jest no i… jakieś 69 tysięcy paparazzi. – powiedziała  Victoria która właśnie weszła do przedpokoju.
- 69? Za dużo czasu spędzasz z Harrym… - powiedziałam i zaczęłyśmy się śmiać. Wyszłam z domu i oślepił mnie błysk fleszy.
- Emily, jak się czujesz?!
- Czy to prawda, że jesteś w ciąży!?
- Czy ktoś lub coś zmusiło cię do ślubu?! – usłyszałam kolejne pytanie i spojrzałam na reportera.
- Tak. Miłość do Louisa. – powiedziałam i wsiadłam do limuzyny. Pożegnałam się jeszcze z dziewczynami które jechały osobnymi autami i spojrzałam na mojego tatę, który siedział obok mnie.
- Jak się czujesz córeczko? – zapytał i przytulił mnie do siebie.
- Jak ktoś kto ma zaraz wyjść za mąż za osobę którą bardzo, bardzo kocha. – powiedziałam, a tata uśmiechnął się do mnie. – Co ja pieprzę, zemdleje zaraz z nerwów, pomocy, zabierzcie mnie stąd!
- Emilia! – powiedział tata ze śmiechem i pocałował mnie w czoło. Auto się zatrzymało i tata wyszedł pierwszy otwierając mi drzwi i podając rękę. Wysiadłam i znów błyski aparatów. – Twój wielki dzień.
- Tak. – westchnęłam i stanęłam przed drzwiami kościoła. Usłyszałam znaną mi melodie i pod rękę z tatą weszłam do kościoła. Wszyscy zgromadzeni spojrzeli w naszą stronę. Widziałam moich przyjaciół z uśmiechami na twarzy i łzami w oczach. Tata podprowadził mnie pod ołtarz i pocałował w policzek.
- Dasz czadu. – szepnął a ja zaśmiałam się cicho. Spojrzałam na Louisa i poczułam motylki w brzuchu. Idealny. Po prostu. Patrzył na mnie z zachwytem, a jego niebieskie oczy świeciły jak nigdy. Usiadłam na miejscu obok niego i złapaliśmy się za ręce. Nasi świadkowie – Niall i Kate, mieli wzruszone miny.
- Drodzy bracia i siostry – zaczął ksiądz i uśmiechnął się do nas. – Zebraliśmy się tu, aby połączyć świętym węzłem małżeńskim Emilię Anetę Sparks i Louisa Williama Tomlinsona. (…) A teraz podajcie sobie prawe ręce i powtarzajcie za mną.
- Ja Louis, biorę sobie ciebie Emilio za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
- Ja Emilia, biorę sobie ciebie Louisie za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
- A teraz wymieńcie się obrączkami na znak waszej miłości.
- Emilio przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. – powiedział i nałożył obrączkę na mój palec. Widziałam jak wielki uśmiech rozjaśnia jego twarz, a łzy w jego oczach, wypływają na policzek.
- Louisie przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. – wykonałam czynności i poczułam jak łzy zbierają mi się pod powiekami.
- Ogłaszam was mężem i żoną! Możesz już pocałować pannę młodą Louis – powiedział ksiądz, a ciepłe wargi mojego męża spoczęły na moich. Cały kościół zaczął bić brawo i wiwatować, jednak my wciąż trwaliśmy złączeni w pocałunku. Pocałunku rozpoczynającym naszą nową drogę życia.
*Parę(naście) godzin później*
- Hej! Hej! Hej! Sokoły omijajcie stodoły, wc miejski i klop na dworcowej. – zaczął śpiewać Zayn i rzucił się na Perrie. Zaczęłam się śmiać i spojrzałam na Harrego.
- Wiecie co jest straszne? Że wszystko co o mnie wiecie to koty. Koty. KOTY?! Ktoś powiedział koty!? Co wy możecie wiedzieć o kotach! Nędznicy! – krzyknął i schował twarz w dłoniach. Spojrzałam na Louisa, gdy ten machnął na kapelę. Nagle rozbrzmiały pierwsze takty piosenki przy której mi się oświadczał. Naszej piosenki. „When a Men Loves a Woman”
- Mogę prosić do tańca? – zapytał mój mąż i wyciągnął dłoń w moją stronę. Uśmiechnęłam się i po chwili parkiet był tylko nasz. Wokół mnie byli najbliżsi: rodzice, przyjaciele. A ze mną był człowiek, który znaczy dla mnie wszystko. Człowiek którego kocham.
- Kocham cię Louis. – powiedziałam i złączyłam nasze usta w pocałunku.
- Ja ciebie też kocham Emily. Emily Tomlinson.
 ***
Od autorki: Witam was kochani. Dzisiaj krótki mówiąc: moje wyniki z egzaminu gimnazjalnego wyszły naprawdę dobrze! Więc... PARTY TIME! Ale koniec szkoły był i popłakałam się jak głupia. A teraz wakacje. Oh! Kocham was i życzę udanych i wspaniałych wakacji kurczaki. Lots of love ~ Maddie. xxxxx
                                                                           Limit=25 komentarzy :) x

sobota, 22 czerwca 2013

Rozdział 48


Wróciłam zmęczona po szkole. Idąc na studia spodziewałam się dużo nauki, ale to mnie czasami przeraża.
- Hej – rzuciłam na przywitanie do Ems. Nikogo innego nie było w domu.
- Hej – odparła przerzucając kolejny kanał w telewizorze.
- A tobie co dzisiaj? Nie uczysz się? – Spytałam widząc jak wygodnie rozłożyła się na kanapie.
- Wiedziałaś, że lenistwo jest matką wszystkich rozpust i nałogów? – Spytała, ale odpowiedziałam jej tylko ciszą – No właśnie… A matkę trzeba szanować, więc lenistwo górą!- Pokręciłam głową z dezaprobatą i rzuciłam się na fotel.
- A wiesz jeszcze jak ciężko jest być kobietą. …Trzema myśleć jak facet, zachowywać się jak dama, wyglądać jak anioł i do tego pracować jak wół – teatralnie przejechała ręką po czole, na co się zaśmiałam.
- Tylko mi nie mów, że z tego powodu rzucasz studia…
- Nie – odparła markotnie – Jutro mam dzień wolny, więc nie muszę się uczyć. Ave ja! – Zaczęła tańczyć jakiś dziwny taniec szczęścia i o mało co nie stłukłaby wazonu, który stał obok. Siedząc bezczynie zaczęłam sobie rozmyślać.  To niewiarygodnie, ile może się zmienić w życiu człowieka w zaledwie kilka miesięcy. Przypomniał mi się dzień wyjazdu chłopców. No i oczywiście oświadczyny. Niall zaskoczył mnie tym całkowicie. Nigdy bym się nie spodziewała, że wyskoczy z pierścionkiem. Pamiętam, że siedzieliśmy wtedy w ogrodzie na huśtawce. Na początku myślałam, że coś mu spadło, bo niespodziewanie klęknął. Gdzie by mi do głowy przyszło to, co zamierzał zrobić. Z jego ust padło to najważniejsze pytanie, a mnie totalnie zatkało. Chyba przez 5 minut nie potrafiłam wydusić z siebie żadnej odpowiedzi. Z tego szoku wyrwał mnie głos blondyna ‘Myślałem, że w tym momencie rzucisz mi się na szyję krzycząc z radości...Albo w najgorszym wypadku mi odmówisz.’ Wytarłam łzę z policzka i się zaśmiałam. Kiedy byłam mniejsza czasami wyobrażałam sobie, jak będzie wyglądało moje życie. Tworzyłam w głowie jakieś wyimaginowane historie, a teraz z całą pewnością mogę stwierdzić, że one w połowie nie dorównują rzeczywistości. Dla mnie i tak to wszystko jest jeszcze niewiarygodne. A najbardziej to, że tak dziwnie na niego reaguję. Gdy usłyszę jego głos to plecach przechodzą ciarki, a tętno jak na zawołanie przyśpiesza. Powiedzcie mi tylko jak to jest możliwe? Jak możliwe jest to, że wciąż tak reaguję pomimo tego, że ponad rok jesteśmy ze sobą? Czasami się zastanawiam, co kierowało mną, kiedy zobaczyłam go po raz pierwszy. Przecież na tej planecie było tylu chłopaków, a ja mimo wszystko spojrzałam na niego. Nie ukrywajmy z resztą… podobało mi się naprawdę wielu kolesi i to nawet bardzo. Gdy tylko przechodził koło mnie jakiś przystojniak, to od razu włączał mi się dosłownie rentgen w oczach. Mogłabym wymieniać setki rzeczy, które by mi się w nim spodobały zaczynając od stylu, a kończąc pewnie na jego oczach, ustach czy Bóg wie czym jeszcze. I teraz tu zaczynają się schody.. Gdyby ktoś kazałby mi opisać Niall’a ja tego nie potrafiłabym zrobić. Oczywiście, że mogłabym opisać jego atuty, ale to nie to sprawiło, że mi się spodobał. W nim jest coś, czego ja nie potrafię opisać. To niezrozumiałe i dziwne i pewnie teraz weźmiecie mnie za kompletną kretynkę. Z resztą… zachowuję się jak bohaterka jakiejś kiepskiej komedii romantycznej.
- Ziemia do Kate! O czym ty tak myślisz? – Emily uważnie mi się przyjrzała, a ja tylko szeroko się uśmiechnęłam - Wracamy na ziemię! Chłopcy zaraz zadzwonią na Skypie – powiedziała uradowania u włączyła laptopa. Po niecałych dziesięciu minutach na ekranie widniała twarz Liam’a i Tommo.
- Co u Was? Gdzie reszta? – Spytałam, gdy nie usłyszałam standardowego hałasu za plecami.
- Um.. Harry poszedł do sklepu chyba – Liam zawiesił głos się zastanawiając – Zayn’a gdzieś wcięło, a Niall ubolewa… - zmarszczyłam czoło.
- Wcale nie ubolewam! – rozbrzmiał stłumiony głos chłopaka –Wiecie, co się stało? – Po chwili podszedł do kamerki – Pojechaliśmy pod McDrive’a, bo byłem głodny… -razem z Ems przewróciłyśmy oczami. To było bardzo oczywiste. – Złożyłem jej całe zamówienie, a ta baba w okienku i tak nie zrozumiała, o co mi chodzi i musiałem mówić to jeszcze raz! – Powiedział zbulwersowany.
- Może dlatego, że zapomniałeś otworzyć okna …– Louis powiedział przez śmiech, a my zaraz mu zawtórowaliśmy. Jak to Niall zarzucił włosami i się obraził.
- Ludzie! – Chciałam coś powiedzieć, kiedy jakiś głos przerwał mi w pół zdania – Jakie chamstwo panuje na świecie! Nic tylko łazić z patelnią, aby komuś walnąć … -głos stawał się mocniejszy i jak się okazało należał do Harrego. Nawet nie zauważył, że gadamy przez Skype, ale pomińmy ten fakt.
-  Ja wam to musze opowiedzieć! – Lou wywrócił oczami, a Ems podparła głowę o rękę. Zapowiadała się interesująca historia…
- No więc poszedłem sobie do sklepu, nie? – Zaczął – I wchodzę sobie do Tesco i kieruję się na dział z napojami. No i jak już tam byłem to chyba z piętnaście minut zastanawiałem się, co sobie wziąć do picia. Bo wiecie.. To nie jest łatwo ot tak wybrać. No i stoję zastanawiając się nad wodą i sokiem. Sok czy woda. Woda czy sok. A może jedno i drugie? – Zrobił charakterystyczną pauzę.
- Przejdź do sedna, bo zanim powiesz, na co się zdecydowałeś to miną wieki – Powiedział Liam zniecierpliwiony paplaniną Loczka.
- Żałujcie, bo przegapicie najciekawszą część – jeju… czy ten chłopak nie może choć raz się streścić? Czy o tak wiele proszę?
- No więc po dłuższych przemyśleniach oraz rozważaniu za i przeciw wybrałem jogurt. Zadowolony poszedłem do kasy i zobaczyłem jakąś brunetkę. Taka przeciętna. No więc skasowała mi ten towar i… tutaj ten kulminacyjny moment… nie zapytała się mnie czy chce reklamówkę! – Emily zrobiła face palma..o stół… I tu nasuwa się pytanie, kto w tym wszystkim jest nienormalny?
- Czaicie to? Nie spytała! A może ja chciałem tą reklamówkę? A może nie chciało mi się nieść tego w ręce? A może byłoby mi wygodniej, huh? To jest chamstwo! Chamstwo, chamstwo i jeszcze raz bezczelność! Pewnie była taka niemiła, bo napięcie przedmiesiączkowe miała! – Krążył po pokoju, a ja po prostu oddaliłam się od monitora. Chciałam sobie normalnie porozmawiać, ale oczywiście się nie da!
- Już jej chciałem coś powiedzieć…. – Hazza dalej opowiadał historię swojego życia.
- CHŁOPAKI! – Zayn z impetem otworzył drzwi. To znaczy domyślam się, że z impetem, bo walnęło, jakby drzwi z zawiasów wyleciały – MAM NOWY TATUAŻ! – Emocjonował się. I żyj tu teraz z bandą głupków. No dobra… bandą kochanych przyjaciół… głupków.
                                                       *4 miesiące później***
Styczeń nie należy do moich ulubionych miesiąców. Zimne to takie. No właśnie… już styczeń. Jak to szybko zleciało. Ostatni raz z chłopcami widzieliśmy się na święta. Na szczęście mogli spokojnie wrócić do domu. Chcieliśmy świętować wspólnie tym bardziej, że rok temu to nie wyglądało tak, jak powinno. Każdy był gdzie indziej, jeszcze te sprzeczki. Przynajmniej teraz było inaczej. Oczywiście każdy chciał na początku jechać do swoich rodzin na święta, ale wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że nie chcemy się rozstawać zwłaszcza, że chłopacy za nie długo musieli wracać. A więc Zayn wpadł na taki genialny pomysł, że… całe rodzinki miałyby się spotkać u nas. To teraz sobie pomyślcie ile ludzi musiałoby być! Mnie i dziewczyną nie za bardzo ten pomysł przypadł do gustu. Hazza jednak skwitował to słowami ‘Spokojnie… Nie takie imprezy się robiło. Ten dom jest pojemny”. I tak o to pierwszy dzień świąt spędziliśmy wszyscy wspólnie. W domu dosłownie nie było się gdzie ruszyć, ale ta atmosfera była wyjątkowa. Następne kilka dni szybko zleciały, potem nowy rok i chłopcy znów wyjechali. Czas pędzi jak szalony.
Niechętnie zrzuciłam z siebie kołdrę, ale zaraz tego pożałowałam, bo po moim ciele przeleciały nieprzyjemne ciarki. Czym prędzej ubrałam się w coś cieplejszego i po wykonaniu porannych czynności zeszłam na dół.
- Siemsia Emsia! – Powiedziałam wesoło wchodząc do kuchni.
- Emsia? – Spytała uważnie mi się przyglądając.
- Tak, Emsia. To zdrobnienie od Ems, po prostu Emsia – wyszczerzyłam się do niej.
- Czy świadek wie, co się wiąże ze zmienianiem imienia bez zgody osoby zainteresowanej? – Oparła się rękami o blat i z poważnym wyrazem twarzy kontynuowała.
 - Poinformowałam cię teraz – odparłam jak nigdy nic unosząc jedną brew.
- Niech świadek więcej nic nie mówi. Wszystko może być wykorzystane przeciwko pani – spojrzała na mnie groźnie, a ja powstrzymywałam się od śmiechu. Przyzwyczaiłam się, że Ems zaczyna już mówić, jak na sali sądowej.
- Uczysz się?- Zapytałam z uśmiechem, a blondynka spuściła z tonu i usiadła na krześle.
- Tak, chciałabym już prowadzić rozprawy albo wsadzić kogoś do pudła po moich mocnych dowodach, ale nie… bo najpierw trzeba to wykuć na pamięć – podniosła grubą książkę, a potem bezsilnie ukryła głowę w rękach.
- Nie chciałabym być w skórze oskarżonego, bo z tobą nie wygra…
- Ale.. Dziś będzie wykład na temat interpretowania przepisów prawnych i paragrafów. Będzie się działo! – Powiedziała weselsza, a ja się zaśmiałam. Kurde… kto by pomyślał, że nasza Emily pójdzie na studia prawnicze… Widać, że jej się podoba i teraz nawet sama usiądzie do nauki, co kiedyś było dziwne.  Z resztą to samo mogę powiedzieć o sobie. Gdyby mi ktoś kilka lat temu powiedział, że będę chodzić na studia humanistyczne w samym Londynie i potem zostanę nauczycielką od angielskiego to bym go szczerze wyśmiała. Mój angielski w szkole zwykle polegał na pisaniu prac ze słownikami i przepisywaniu zadań od kolegów, a zasób słów, którymi się posługiwałam był minimalny. Do tego dochodziła jeszcze nauczycielka, które nie miała zielonego pojęcia o tym języku i wymowie. To był koszmar, a teraz… Wszystko się obróciło o 180 stopni.
- Za 15 minut wychodzę, Perrie pojechała na próbę, a Danielle sobie śpi – blondynka upiła łyk kawy i zniknęła za drzwiami łazienki. Postanowiłam sobie zrobić na śniadanie tosty, więc wyjęłam wszystko, co potrzebne. W między czasie nalałam sobie soku.
- Hej Dani, mam nadzieję, że się wyspałaś – odparłam widząc stojącą za mną dziewczynę. Uśmiechnęłam się do niej szeroko. Była już w 8 miesiącu. Jak ten czas szybko leci.
- Kate? – Zapytała niepewnie, a ja na nią spojrzałam – Wody… - odparła cicho, a ja zmarszczyłam brwi.
- Słabo Ci? Już ci nalewam – miałam zamiar sięgnąć po szklankę, ale Dan zgięła się w pół.
- Chyba odeszły mi wody… -powiedziała cicho, a ja w momencie zamarłam. O mój Boże! Ja i Emily byłyśmy kilka razy z nią na zajęciach w szkole rodzenia i tam była rozmowa o tym, jak się zachować, ale jak na złość, za cholerę nie potrafiłam sobie przypomnieć, co najpierw zrobić! Krzyk dziewczyny mnie trochę ocknął.
- EMILY! – Wydarłam się, aby jak najszybciej przyszła. Po chwili stała ze szczoteczką do zębów w ustach.
- Danielle rodzi! – Powiedziałam opanowana, co do mnie niepodobne. Ems wypluła pastę brudząc lodówkę. Rzuciła szczoteczkę gdzieś za siebie i… zaczęła się śmiać!
- Co ty wyprawiasz? – Zapytałam patrząc na jej zachowanie.
- O matko! Co my teraz zrobimy!? – Wykrzyczała między napadami. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że reakcją na stres jest śmiech.. W tym momencie nic to nie ułatwiało.
- Bierz torbę i jedziemy do szpitala – powiedziałam łapiąc za kluczyki od auta, a dziewczyna wykonała moje polecenie. Po niecałych 3 minutach siedziałyśmy w samochodzie prowadzonym przez Emily.  Stwierdziła, że zna skróty, którymi szybciej dotrzemy do szpitala. Korzystając z okazji postanowiłam jak najszybciej poinformować o tym Liam’a. Drżącymi rękami wybrałam jego numer i czekałam, aż odbierze.
- Cześć, tylko się nie derywuj.  Danielle rodzi, jedziemy do szpitala – odparłam szybko.
- Katie! To wspaniale! Tak się cieszę! – Odparł głos po drugiej stronie, a ja sama do siebie zrobiłam minę w stylu da fak?
- Harry? Do cholery jasnej, gdzie jest Liam! – Wrzasnęłam, gdy zorientowałam się, z kim rozmawiam.
- Liam wyszedł gdzieś z Niall’em i Lou, a co?- Zapytał głupio
- A nic, tak dzwonie, żeby sobie z nim pogadać – odparłam ironicznie
- A to fajnie. Wiesz nudzi mi się… - Wyłączyłam się, aby nie kontynuować tej bezsensownej rozmowy. Moje zdenerwowanie rosło, kiedy wykręcałam kolejny dobrze znany mi numer.
- Hej skarbie, co u Ciebie? – Usłyszałam głos swojego chłopaka. Postanowiłam zadzwonić do Niall’a, skoro Liam zostawił komórkę.
- Daj mi szybko Liam’a – odparłam chaotycznie.  
- Nie przywitasz się ze mną, tylko od razu chcesz Liam’a? – Odparł chyba oburzony.
- Daj Liam’a! – Powiedziałam dobitnie – Liam? Proszę tylko się nie denerwuj….
***
Dacie wiarę, że siedzimy na tym korytarzu już dziesiątą godzinę? Jak przyjechaliśmy to lekarze stwierdzili, że i owszem to się zapowiada na akcję porodową, ale trzeba jeszcze poczekać, aby wszystko poszło zgodnie z planem. I tak o to siedzimy tutaj. Perrie oczywiście dołączyła do nas wraz z Victorią
- Gdzie ona jest?- Przeniosłyśmy wzrok na jakiegoś chłopaka, który krzyczał coś na biedą recepcjonistkę. Po chwili Ems mnie jednak szturchnęła i powiedziała, że mam się lepiej przyjrzeć.
- Liam – Ems wyszeptała, a ja potarłam zmęczone oczy.
- Co wy tu robicie? - Victoria spytała zaskoczona widząc chłopaków wchodzących za Liasiem.
- Gdzie jest Dan? – Brunet odparł ledwo łapiąc oddech.
- W toalecie, wiesz? Miała pilną potrzebę – Perrie zironizowała. Wszystko przez to, że przed nim widniał na drzwiach ogromny napis ‘Porodówka’, ale co się dziwić… Pierwsze dziecko i zestresował się chłopak.
- Okey, to ja do niej pójdę – powiedział pół przytomny i naprawdę chciał wejść do toalety, ale Emily nakierowała go na właściwe drzwi.
***
Wszyscy w ósemkę siedzieliśmy jak na szpilkach wyczekując na jakąkolwiek wiadomość, co się dzieje tuż za drzwiami. Emily oparta o ramię Lou lekko przysypiała, Zayn z Perrie o czymś rozmawiali, Hazza z Vic poszli po kawę, a ja nerwowo zaciskałam dłonie. Wiem, że poród trwa dosyć długo, ale co innego o tym wiedzieć, a co innego siedzieć na korytarzu, kiedy twoja przyjaciółka ma wydać na świat potomka. Po jakiś dziesięciu minutach drzwi się lekko uchyliły, a my jak na zawołanie spojrzeliśmy w tamtym kierunku. Stał w nich Liam blady jak ściana. Ręce mu się trzęsły, ale na ustach widniał uśmiech niedowierzania.
- I co z nimi? – Tommo jako pierwszy się odezwał. Liam przymknął oczy i wziął głęboki oddech.
- Dziewczynka… - wyszeptał – 2,5 kilo, 55 centymetrów… - widziałam jak pod jego powiekami zebrały się łzy. Wszyscy zaczęliśmy się cieszyć i przytulać jak nienormalni.
- I raz i dwa, Liam córkę ma. I trzy i cztery to nie są już bajery. I pięć i sześć … Payne jest ojcem – zaśpiewał Curly, a my spojrzeliśmy na niego, jak na idiotę.
- Coś Ci się końcówka nie zrymowała… - Ems zgasiła jego entuzjazm, a wszyscy się zaśmialiśmy.
-Możemy je zobaczyć? – Na ziemię sprowadziła nas Perrie.
- Na razie nie można ich męczyć, to był ciężki poród. Mogą państwo zobaczyć ich po przez szybę. Pani Danielle zostanie zaraz przewieziona na salę – Niewiadomo skąd pojawił się lekarz, po czym pogratulował Liam’owi i zniknął w jednej z sal. Skierowaliśmy się korytarzem przed salę Dan. Przez szybę wdzieliśmy radosną, ale zmęczoną dziewczynę z małym zawiniątkiem na rękach, do której chwilę później dołączył Liam. Wyglądali tak uroczo.
- I teraz Daddy Directioner nabiera nowego znaczenia…- odezwałam się wtulając się w ramię swojego chłopaka.
***
Dani musiała spędzić kilka dni w szpitalu, aby upewnić się, że wszystko jest okey z nią i maleństwem. Właśnie.. Zapomniałam wspomnieć. To maleństwo ma już imię – Melanie. Dumni rodzice takie imię wymyślili. Wszystkim się spodobało. Taka mała Mel, Mela lub Melka. Słodkie. Wszyscy fani wprost oszaleli jak dumny tata wstawił ich wspólne pierwsze zdjęcie. Coś czuję, że mała będzie przez niego bardzo rozpieszczana. Jeszcze jest zamieszanie z rodzicami chrzestnymi! Niemal bijemy się o ten zaszczyt. Jednak para zdecydowała, że ma być sprawiedliwie i wezmą kogoś mniej zaangażowanego. Normalnie foch!
- Spokojnie Dani, wszystkim się zajęłyśmy – Ems przekonywała dziewczynę, że nie ma co się martwić wyprawką dla Mel. Wprawdzie nic w domu nie było przygotowane na przyjęcie dziecka oprócz kilku ubranek, ale to się wytnie… Powierzyłyśmy chłopakom to zadanie i teraz tak sobie myślę czy to aby był dobry pomysł? Klamka jednak zapadła.
*
Chłopcy muszą wracać na trasę, niestety. Ale pocieszenie jest takie, że do końca został im już tylko miesiąc. Ku zaskoczeniu wszystkich postarali się i w pokoju Dan i Liam’a powstał nowy kącik dla Mel. Oczywiście to tak na początek, bo po trasie pewnie znów zamieszkają sami.
- Hey Lou – szepnęłam cicho kładąc mu rękę na ramieniu. Chłopak stał w drzwiach pokoju i dopiero po chwili zorientowałam się, że patrzy jak Emily nosi Mel na rękach i o czymś rozmawia z Perrie.
- Co ty taki anonimowy jesteś? – Zapytałam żartobliwie
- Dziś znów musimy wyjechać. Dziadostwo, nie? – Spytał, a ja wzruszyłam ramionami.
- Taki urok bycia światową gwiazdą – popchnęłam go w stronę reszty .
- Jest taka podobna do Liam’a – ekscytowała się Victoria dosłownie wisząc nad małą.
- No tak! – Danielle wyrzuciła ręce w górę – Przez 8 miesięcy nosiłam ją pod sercem, rodziłam ponad 10 godzin, od trzech dni nie śpię po nocach, a się okazuje, że ona jest podobna do tatusia! – Powiedziała żartobliwie, a wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
***
- Wiecie, że odkąd Liam wszedł do samochodu to dostałam już od niego chyba ze sto esemesów czy wszystko jest w porządku, że nas kocha i będzie tęsknił. Oczywiście tysiąc razy spytał, czy dobrze się czuję i czy ma wrócić. – Danielle opadła zmęczona na kanapę, a my się zaśmiałyśmy.
- Liaś zawsze się o wszystkich troszczy – Emily zrobiła kakao i w ten wieczór postanowiłyśmy poplotkować.
- On się troszczy, a ja przez odpisywanie do niego zbankrutuję –wszystko się teraz obróci o 180 stopni.  Oczywiście w miarę naszych możliwości będziemy pomagać Dan w opiece nad Melką.  Mam czasami takie chwile, że w momencie ogarnie mnie dobijający smutek i tęsknota za tymi wariatami. Brakuje mi tej spontaniczności, wygłupów, ich głupich pomysłów, ich… Ale cóż. Użalanie się jest tak bezsensowne, jak stanie w deszczu. Jest cholernie źle, ale zamiast się ruszyć to czekasz, aż ktoś przyniesie ci parasol. Nie wiem, kto wymyślił takie porównanie, ale jest jak najbardziej trafne. Oby ten miesiąc szybko zleciał, a potem… a potem się zobaczy.

                                                                         ***

Od autorki: Hey kochani! xx Naprawdę bardzo Was przepraszam za opóźnienia. Nie chciałam, żeby to, co się u mnie dzieje jakkolwiek wpłynęło na bloga, ale mi nie wyszło. Nie miałam przez ostatni czas głowy do pisania. Mam nadzieję, że mi wybaczycie. Trzymajcie się ♥ ~ Maddix xx                                                      Limit=25 komentarzy :) x