niedziela, 24 lutego 2013

Rozdział 32


Nie. Ja po prostu nie wierzę, że siedzę teraz na trybunach stadionu i przyglądam się piątce idiotów zwanych moimi przyjaciółmi. Dobra.. wyglądają seksownie w tych strojach i w ogóle, ale co im przyszło do głowy ? Jak dzieci. Rozumiem, nie darzyli sympatią Jack’a… ja z resztą też nie, ale nie przyszedłby mi do głowy jakiś mecz! Nawet Liam przeszedł na ciemną stronę mocy.
- FAUL ! – krzyknęłyśmy z Emily, kiedy Zayn z impetem wparował na podajże Brian’a.
Chłopcy spojrzeli na mnie morderczym wzrokiem, a Jack uśmiechnął się szeroko do Ems. Wzruszyłam ramionami i oglądałam dalsze zmagania chłopaków z piłką.
- No weź go wykiwaj z prawej strony, ja bym to lepiej zrobiła – powiedziała do siebie obserwując jak Harry próbuje przedrzeć się na połowę przeciwników.
- Co mówiłaś ? – zapytała Ems, kiedy oderwała wzrok od boiska.
- Nic, nic – odpowiedział szybko, a dziewczyna pokiwała głową
- TAK ! – krzyknęła uradowana blondynka, kiedy pod koniec pierwszej połowy Jack strzelił gola Liam’owi. Zrobiłam grymas na twarzy, a chłopaki zrobili się cali czerwoni ze złości. Louis i Jack niebezpiecznie zmierzyli się wzrokiem i gdyby Harry nie stanął między nimi doszłoby do bójki. Po minie Loczka można było wyczytać mniej więcej ‘Spokojnie Lou, nie tutaj… Przyjdzie czas”. Ta ich zawziętość była śmieszna, ale i pełna obaw. W końcu nie widomo, co może im strzelić do łba. Wszyscy zmęczeni usiedli na ławce i chyba zaczęli nawijać o nowej strategii.
- Skąd im się wziął ten pomysł z meczem ? – zapytała się blondynka z grymasem na twarzy.
- Też się głupio pytasz… To w końcu One Direction, oni mają tak 24/7 .. – obydwie się zaśmiałyśmy
 - To jak go poznałaś ? – zagadnęłam, a blondynka z szerokim uśmiechem na ustach zaczęła mi wszystko od początku opowiadać. Niestety gwizdek oznajmiający drugą część ich ‘bitwy’ przerwał nam pogawędkę.
- Niech wygra najlepszy – oznajmił Zayn, ale dobrze widziałam, że ma na myśli mniej więcej ‘Bitch please… rozmieciemy was” . Pokiwałam głową z dezaprobatą. Na szczęście czas dosyć szybko mijał, bo w przeciwnym wypadku chyba byśmy tu zasnęły. Do końca zostało 3 minuty, a wszyscy wyglądali jak dorodne buraki toczące się po trawie. Muszą chyba popracować nad kondycją…
- Brawo! – zaklaskałam uradowana, kiedy piłka, którą kopnął Louis wleciała do bramki. Emily spojrzała na mnie podejrzanie, a ja z szerokim uśmiechem wzruszyłam ramionami. No co ? Skoro już jest ten mecz, to przynajmniej będę kibicować, prawda ? Oczywiste było, że stałam za chłopakami. Co nie znaczy, że popierałam ich szczeniackie zachowanie.
Po ciuchu liczyłam, że drużyna Jack’a przegra, ale gdy tak im się przyglądałam, to z ręką na sercu muszę stwierdzić, że szło im bardzo dobrze. Sędzia, którego swoją drogą nie wiem kto tu ściągnął oznajmił, że została ostatnia minuta. Siedziałam jak na szpilkach czekając na wynik meczu.
- REMIS – wykrzyknął, a chłopacy spojrzeli na niego z mordem w oczach.
- Jak to remis ? – wykrzyknął oburzony Niall
- No właśnie – Jack mu zawtórował
- Cieszcie się, że to koniec, bo poczulibyście gorzki smak przegranej -  Hazza spojrzał na nich z cwaniackim uśmieszkiem. Spojrzałyśmy z Emily na siebie i zrobiłyśmy sobie faceplama.
- A ty rozczochrańcu się nie udzielaj ! – odpyskował stojący obok Tom. Moment… czy on właśnie go obraził ? Jedno jest pewnie… z tego nie będzie nic dobrego.
- Jak go nazwałeś, kmiocie ? – do dyskusji wtrącił się Niall, którego w tym momencie miałam ochotę zabić
- Coś powiedział ? – Brian zmierzył go wzrokiem
- Pogódźcie się z tym, że nie macie z nami szans – Louis podszedł niebezpiecznie blisko Jack’a.
- Chyba śnisz. Cieniasy – dodał i popchnął w tył Pasiastego. I właśnie wtedy się zaczęło… Wszyscy zaczęli się przepychać i bić. Zerwałyśmy się szybko z miejsca i wbiegając z impetem na boisko zaczęłyśmy ich rozdzielać. Wierzcie mi, że rozdzielenie 10 wściekłych i zawziętych chłopaków wcale nie jest takie proste.
- PRZESTAŃCIE –krzyknęłyśmy jak na zawołanie i w końcu przystanęli. Każdy miał jakieś zadrapanie czy siniaka.
- Co wy wyprawiacie ! – krzyknęłam wściekła i widząc jak Niall próbuje się odezwać dodałam – Nie chcę was słuchać. Marsz do szatni po rzeczy i do auta ! Natychmiast – powiedziałam zdenerwowana, a oni spojrzeli na mnie smutnymi oczami i ruszyli do wyjścia. Emily pokręciła tylko z zawiedzeniem głową i odwróciła się do Jack’a. Muszę przyznać, że chłopcy jego drużynie też dołożyli, bo wyglądali marnie…
- Zajmij się Jack’iem, pogadajcie sobie czy coś, a ja zabieram ich do domu. – blondynka przytaknęła lekko. Przytuliłam ją i poszłam na parking. Wszyscy stali z radosnymi minami, jak gdyby nic się nie stało i przybijali piątki.
- Dołożyliśmy im – stwierdzili wszyscy dumnie, ale widząc mój morderczy wzrok spuścili głowy.
- Kluczyki, ja prowadzę – powiedziałam oschle i wsiadłam za kółko.
***
- Zawiodłam się na Was na całej linii – oznajmiłam, kiedy wszyscy siedzieli przede mną na kanapie. W między czasie zadzwoniłam po Danielle i Perrie, aby powiedzieć im, że chłopacy wdali się w bójkę.
- Kogo jak kogo, ale nie podejrzewałabym Ciebie, Liam..- Danielle pokręciła bezradnie głową i owinęła bandażem jego stłuczoną rękę.
- Ja po tobie też nie – Perrie stała nad Zayn’em i przykleiła mu plaster na policzek.
Założyłam ręce na piersi i zaczęłam stukać nogą.
- Ale słyszałyście jak on mnie nazwał ? Jeszcze dodał, że jesteśmy cieniasami – bronił się Harry, który miał trochę rozcięty łuk brwiowy. Podeszłam do Louis’a i przyłożyłam mu do oka lód.
- Masz szczęście, że nie przyłożył Ci mocnej, bo w przeciwnym razie miał byś limo pod okiem. Trzymaj to. – uśmiechnął się do mnie delikatnie i zaraz po tym syknął z bólu. Stanęłam przed Niall’em z mordem w oczach.
- Tylko nie bij – podniósł ręce w geście obronnym i się zaśmiał.
- Nie śmieszne – warknęłam cicho – Jesteście bandą nieodpowiedzialnych dzieciaków – przytknęłam blondynowi wacik z wodą utlenioną do rozciętej wargi, a wykrzywił usta w grymasie..
Na to do domu weszła Emily. Stanęła obok nas i w cztery zastanawiałyśmy się jak ich ukarać.
- W związku z tym, że jesteście nieodpowiedzialni… – zaczęła Perrie
- ...dziecinni… – dodała Danielle
- …oraz nienormalni… – kontynuowała Ems ze sztucznym uśmiechem
- …foch – oznajmiłam, a oni spojrzeli na siebie
- Foch Forever na 5 minut ? – wykrzyknął z bananem na ustach Hazza, za co został spiorunowany wzrokiem.
- Nie.. to będzie dużo dłuższy foch – Emily powiedziała z zadziornym uśmieszkiem
- Nie powiemy wam na ile. Od teraz róbcie sobie, co chcecie, ale do nas się nie odzywajcie. – zakończyła nasz monolog Danielle.
- Ah… jeszcze jedno… jak wrócimy to dom ma lśnić czystością – Dodałam i ruszyłyśmy w stronę przedpokoju. Chłopcy wydali z siebie jęknięcie niezadowolenia. Kara to kara. Chyba zapomniałam im wspomnieć, jaki jest jedyny sposób, aby mogli odkupić swoje winy… No nic, może się domyślą…
***

Wiecie co Wam powiem ? Minęło 5 dni od naszej rozmowy i oni dalej się nie zorientowali, jak sprawić, aby wszystko było ok. Z resztą ich sprawa. Jak im odpowiada nie odzywanie się do nas. Chociaż mogłoby wszystko znów wrócić do normy, bo od tej ciszy można dostać do głowy.
- Dokąd kopytkujesz piękna gazelo? – spojrzałam przez ramię, aby zobaczyć kto ma takie tandetne teksty. Harry Styles we własnej sobie ! Zmierzyłam go wzrokiem od góry do dołu i zarzucając włosami ruszyłam do kuchni.
- O ! Katie ! Chcesz coś do picia ? Kawa ? Herbata ? Może ja ? – Horan uśmiechnął się do mnie zadziornie. Nie powiem… spodobało mi się to, ale jak się nie odzywałam do nich przez kilka dni, to musiałam wytrzymać. No i zapomniałam wam wspomnieć… Chłopcy próbowali udobruchać nas wszystkie takimi tekstami, ale na razie kiepsko im to wychodziło.
Nalewając sobie soku do szklanki ruszyłam na kanapę do salonu, gdzie siedziała reszta dziewczyn. Zaczęłyśmy plotkować i śmiać się w niebogłosy, kiedy przed nami stanęła ‘wspaniała 5’. Spojrzałyśmy na nich wymownie.
- A więc… - zaczął Zayn i spojrzał wymownie na resztę
- A więc… - powtórzył Harry
- A więc… - tym razem wyrwał się Niall.
- Jeszcze raz któryś z was powtórzy ‘a więc’, a przysięgam, że nie ręczę za siebie i walnę kogoś….- Emily się oburzyła. Rozejrzała się po pokoju. – …krzesłem – wymieniła pierwszy przedmiot, na który popatrzyła.
- Ona nie żartuje… - dodałam, wiedząc, że Ems bez problemu mogłaby zrobić komuś krzywdę.
- TAK ! OH TAK ! MÓJ BOŻE… JESTEM W NIEBIE ! O JEZU ! WIĘCEJ ! – Harry zaczął wydawać z siebie dziwne odgłosy, a my spojrzeliśmy na siebie. Z podejrzeniem patrzeliśmy na chłopaków, którzy jak na zawołanie odsunęli się od Loczka, który stał z przymkniętymi oczami.
- Ehkem… Hazza… takie rzeczy załatwiaj na osobności .. – Perrie zwróciła się do niego, a ten spalił buraka
- To nie to co myślicie – powiedział zawstydzony i spuścił głowę – Po prostu ucieszyłem się, że się odezwałyście do nas – dokończył bawiąc się palcami.
- I właśnie dlatego dostałeś …. Z resztą nie ważne.. Do rzeczy – Ems założyła ręce na piersi.
- Nie zniesiemy dłużej tej ciszy – zaczął Liam
- I właśnie dlatego pomyśleliśmy, że powinniśmy.. – dodał Zayn i ciężko westchnął
- Przeprosić Jack’a i jego kumpli. No i was oczywiście .. – zakończył cicho Niall z grymasem na twarzy. Spojrzałyśmy z dziewczynami na siebie, po czym wybuchnęłyśmy śmiechem i przybiłyśmy sobie piątki. Chłopcy stali ze zdezorientowaniem wypisanym na twarzy.
- I nie można tak było od razu ? – wykrzyknęła uradowana Dani i uwiesiła się na szyi Liam’a.
To samo zrobiła Perrie.
- A więc.. przeprosiny przyjęte ? – zapytali z nadzieją, a my pokiwałyśmy głowami.
- Tylko bez żadnych wybryków – zagroziłyśmy, po czym po kolei się przytuliliśmy.
- No więc ..- zaczął Niall przytulając mnie do siebie. Mówiłam już, że mi tego brakowało ? – Co będzie na obiad ? – wykrzyknął uradowany, a wszyscy się zaśmiali
- Nic – powiedziałam radośnie
- Jak to nic ? - wyraźnie posmutniał
- Przecież wczoraj też nic nie było – słusznie zaznaczył Zayn, który tulił się z Emily
- Bo ugotowałyśmy wam na dwa dni – wystawiłyśmy im język
- Dobrze… zapamiętamy to sobie… - fuknął ze śmiechem Harry – Zobaczymy, co zrobicie jak nasze fanki dowiedzą się, że nas głodzicie… Świetnie..- odwrócił głowę i patrzył się na ścianę.
- Czy ty.. Haroldzie Styles’ie właśnie zagroziłeś nam Directionerkami ? – zapytała podejrzliwie Emily i wetknęła mu wskazujący palec w klatkę piersiową. Chwilę potem chwyciła poduszkę i z całej siły walnęła nią Loczka. I tak właśnie rozpętała się bitwa.
***

Ktoś dobijał się do drzwi. Nie ma mnie, nie otwieram, nie chce mi się. Jednak ta osoba nie miała zamiaru odpuścić.  Niechętnie podniosłam się z kanapy i ruszyłam w kierunku drzwi. Złapałam za klamkę i nie patrząc kto za nimi stoi krzyknęłam
- Do cholery ! Kto jest na tyle upierdliwy, żeby zakłócać mi mój spokój ? – spojrzałam na osobę stojąca przede mną i zaniemówiłam… Eleanor ziemniak Calder we własnej osobie !
- No hej Kelsey ! – powiedziała pogodnie
- Jestem Katie, warzywniak jest w przeciwnym kierunku. To pa – uśmiechnęłam się sztucznie i już zamierzałam zamknąć drzwi, kiedy przytrzymała mi je ręką.
- Zabawna jak zawsze – stała jakby nie wzruszona moją aluzją – Ja do Lou
- Nie ma go. A nawet jeśli by był to wątpię, aby chciał Cię widzieć – odparłam oschle i oparłam się o futrynę.
- No cóż.. Nikogo nie obchodzi twoje zdanie – zaczyna się ujawniać jej ‘ciemna’ strona – W każdym razie przekaż mu, że ja muszę wyjechać na dwa tygodnie do pracy. No wiesz… żeby nie tęsknił za mną i się nie martwił – podniosłam do góry jedną brew i zmierzyłam ją wzrokiem.
- Jeszcze coś ? jak nie to narka – trochę chamsko zamknęłam jej drzwi przed nosem, ale.. w końcu nie będę się przejmować jakimś potejtosem. Po jakiś 10 minutach znów zadzwonił ktoś do drzwi.
- Chciałaś coś jeszcze ? – powiedziałam zła. Tym razem moim oczom  ukazała się …Marga ! Tego bym się nie spodziewała
- A to co ? Zlot czarownic dzisiaj ? Sabat czy co ? -  warknęłam poirytowana. Dziewczyna spojrzała na mnie pytającym wzrokiem, a ja machnęłam ręką – Niall’a nie ma. Nikogo tu nie ma oprócz mnie, więc nie masz czego tu szukać – westchnęłam ciężko.
- Ale ja przyszłam właśnie do Ciebie – odparła spokojnie i położyła rękę na zaokrąglonym brzuchu. Czyli ciąży nie wymyśliła jednak.
- Do mnie ? – odparłam zdziwiona, a po chwili stałam już w przedpokoju wraz z brunetką
- No tak.. Masz dowód, że nie kłamałam – wskazała na brzuch -  Pewnie Niall opowiedział Ci historie, że go oszukałam… Ale mógł powiedzieć bzdury.. Nie masz pewności, że to dziecko nie jest jego – odparła jak gdyby nigdy nic i dalej kontynuowała widząc, że chciałam jej przerwać. – Nie mówię Ci tego złośliwie, przemyślałam wszystko i chciałabym się zaprzyjaźnić. Nie ma sensu się kłócić – zakończyła z uśmiechem na ustach.
- Jak ty sobie to wyobrażasz ? Przychodzisz jak gdyby nic po tych wszystkich akcjach i twierdzisz, że chcesz się zaprzyjaźnić ? Proszę Cię ! I w ogóle nie wierzę Ci. Niall by mnie nie okłamał – rzekłam pewnie patrząc jej prosto w oczy. Jak ona w ogóle śmie przychodzić do czyjegoś domu i wygadywać takie pierdoły ?
- Boisz się – bardziej stwierdziła, niż zapytała. Na to tylko prychnęłam. – Widzę to w twoich oczach. Usta mówią jedno, ale oczy… to w nich kryje się prawda. Boisz się, że to jego dziecko – uśmiechnęła się lekko. Miałam ochotę wziąć ją za szmaty i tak po prostu wyrzucić. Może miała trochę racji, ale ufałam swojemu chłopakowi.
- A ty co ? Wróżbita Maciej ? Skąd ty to możesz wiedzieć ?! – wykrzyknęłam poirytowana tą całą sytuacją – Zachowujesz się jak obłąkana. Powinnaś się leczyć. Psychiatra dwa domy dalej, a teraz wybacz, ale nie mam czasu – wymusiłam uśmiech i otworzyłam jej drzwi. Marga ( to mnie chyba nigdy nie przestanie śmieszyć) żegnając się ze mną wyszła. Byłam tak zła, że najchętniej rozwaliłabym wszystko, co stanęłoby mi na drodze.
***
- Działo się coś ciekawego ? – zapytała Ems rzucając torbę na krzesło.
- Biorąc pod uwagę, że był Elżul to nie… - odparłam, a blondynka się krzywiła – i Margaret..- dodałam pod nosem, ale tego nie usłyszała. W końcu nie będę się przejmować jakąś wariatką.
- Mniejsza o to… O której przyjdzie Jack ? – zapytałam, a twarz dziewczyny jakby pojaśniała. Z szerokim uśmiechem odparła, że o 17. Zaczęłyśmy przygotowywać jakiś obiad śmiejąc się przy tym i rzucając kawałkami jedzenia. Tak zazwyczaj kończył się nasz każdy pobyt w kuchni. Standard. Widziałam jak bardzo zależało jej, aby wszystko wypadło ok.
Powinnam się cieszyć ze szczęścia przyjaciółki, prawda ? Prawda ? Odpowie mi ktoś w końcu ?!Prawda.’  Halo, ktoś tu jest ? Domyśl się. Boże, to ty ? ‘Ogarnij się, to ja.’ Czyli kto ? Z kim mam przyjemność ? ‘Królowa Jadwiga… Jak Ci powiem, że Stefan, to będzie Ci łatwiej ? Może..czego chcesz ? Chciałaś odpowiedzi na pytanie, więc odpowiedziałem.’ Ale Ciebie nie pytałam, nie jesteś wiarygodny. ‘Jestem twoim sumieniem !Mhm..akurat.. Powinnaś się cieszyć, że się układa.’ Uspokój się!
- Wszystko z Tobą ok ? – Emily spojrzała na mnie przenikliwym spojrzeniem i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że wypowiedziałam to na głos.
- Świetnie, cudownie, genialnie ! Nigdy lepiej nie było ! – odpowiedziałam entuzjastycznie, a ta spojrzała na mnie jak na idiotkę. Boże… zaczęłam gadać sama ze sobą.. Nie dobrze..Bardzo nie dobrze.
- Ja skoczę tylko do sklepu po jakieś ciastka, bo zapomniałam. – szybko narzuciła na siebie kurtkę i zaczęła ubierać buty.
- Moment ! A Jack ? Nie zostawiaj mnie z nim samej.. O czym ja mam z nim gadać. Nie rób mi tego – paplałam jak najęta, a Ems się zaśmiała.
- Dasz radę. Tylko nie pobij go, tak jak ja pobiłam Mike’a – poklepała mnie po ramieniu i złapała za klamkę.
- A więc jednak to byłaś ty ! Wiedziałam ! – klasnęłam w dłonie poekscytowana
- Od początku wiedziałam, że to świr . Zaraz wracam. – cmoknęła ustami i wyszła. Zaczęłam nerwowo chodzić nie wiedząc, co zrobić jak by przyszedł Jack. Na moje nieszczęście zjawił się bardzo szybko i ani się obejrzałam, a siedziałam z nim w salonie.
- Nie przepadasz za mną. Postaram się zmienić twoje zdanie – powiedział prawie szeptem. Nie mógł głośniej ? Co ja, nietoperz ?
- Wątpię – szepnęłam do siebie i modliłam się, aby Em wróciła ze sklepu, a chłopcy ze studia. Nie wiem czy to przez to, że zerkałam co 5 sekund na zegarek, czy nie, ale wskazówki przesunęły się zaledwie o 3 minuty. Słuchałam jak mówi mi o jakimś motorze, który w przyszłości chciał by kupić i miałam ochotę stąd wyjść. Co mnie to interesuje ? Niech sobie kupi nawet hulajnogę byle by mi nie przynudzał. W końcu usłyszałam upragnione przekręcanie klucza w drzwiach i niczym huragan zerwałam się z siedzenia.
- Gdzie wy byliście tak długo ? – wykrzyknęłam uradowana i rzuciłam się na swojego chłopaka, który prawie stracił równowagę.
- Spotkałam ich przed domem – oznajmiła blondynka odkładając zakupy na półkę. Przywitała się z Jackiem całusem w policzek, na co Louis zacisnął ręce w pięści.
- Spokojnie – Zayn położył mu rękę na ramieniu.
- Emily ? – zagadnęłam podchodząc do niej. Dziewczyna przypatrywała mi się z uśmiechem – Dobrze Ci się z nim rozmawia ? Nie zanudza Cię ? – widocznie zdzwoniona moimi pytaniami pokręciła głową na tak. Uff.. przynajmniej Jack przy niej jest bardziej interesujący. Cieszę się razem z nią. Nie było jej łatwo przez ostatni czas i jestem szczęśliwa, że znalazła sobie kogoś.
***
Chłopcy tak jak obiecali przeprosili Jack’a, który także okazał skruchę. Wieczór przebiegał dosyć przyjemnie. No prawie… Nie licząc dwóch horrorów pod rząd po których miałam jakieś paranoje. Nienawidzę oglądać takie czegoś, a niestety byłam zmuszona. Ems z Jackiem poszli się jeszcze przejść.
- Louis.. była Eleanor dzisiaj – oznajmiłam chłopakowi, a ten zrobił grymas. Przekazałam mu wiadomość od brunetki, a ten nawet się tym nie zainteresował.
- Błagam Cię, powiedz mi tylko, że do niej nie wrócisz – jęknęłam
- Do niej ? Nie, dziękuję… ale przecież nie będę sam do końca życia, skoro Emily wybrała… JEGO – ostatni wyraz niemalże wysyczał.
- I co ? Poddasz się ? Nie zawalisz o nią ? Gdzie twoje motto ‘Never Say Never’ ? Zawsze powtarzasz ‘Believe’, a sam teraz nie wierzysz, że może Ci się udać ? – zapytałam wpatrując się w niego przenikliwym wzrokiem.
- Nie poddam się tak łatwo, okey ? I Kate… to nie moje motto. – odchrząknął znacząco, a ja zmarszczyłam brwi
- Nie ? A czyje ? Zayn’a ?
- Nie, Justina ? – te horrory musiały mi porządnie wyprać mózg, skoro plotłam takie głupoty. Ja, fanka zapomniałam kto to powiedział. Walnęłam się z otwartej w twarz.
- Jak zwał, tak zwał . Nie wykręcaj się kota ogonem. Tym razem ci się nie uda. – machnęłam mu palcem przed nosem. Ten pokręcił głową z dezaprobatą – Dobra… nie słuchaj mnie, plotę po trzy po trzy. – pomachałam mu na dobranoc i ruszyłam do pokoju. Niall już leżał w łóżku i przeglądał wiadomości na telefonie. Położyłam się obok niego, co było wyzwaniem, bo te łóżko było naprawdę małe…
- Dobranoc – szepnął całując mnie w czoło i gasząc światło. Wtuliłam się w niego, ale za cholerę nie potrafiłam zasnąć. Minęło może z 10 minut, a ja dalej leżałam jak kołek.
- Niall..- szturchnęłam go lekko w bok. Ten mruknął coś pod nosem – No weź nie zasypiaj! Ja tutaj nie mogę spać! – pisnęłam cicho, a ten powoli otworzył oczy
- Jest 2 w nocy… Daj pospać .. –odpowiedział ziewając
- Nie rób mi tego. Ja się boję no …– przyznałam to w końcu, a ten zmierzył mnie wzrokiem.
- Masz zakaz oglądania horrorów do odwołania – cicho się zaśmiał – A teraz po prostu spróbuj zasnąć – pogładził mnie po policzku
- Tak po prostu ? A co jak coś wyskoczy z szafy ? – nerwowo rozejrzałam się po pokoju.
- Jak coś Cię zaatakuje to mnie obudź – odrzekł wtulając się w poduszkę
- Ty to potrafisz pocieszyć człowieka – powiedziałam kąśliwie. Mogłabym przysiąc, że wywrócił oczami. Przygarnął mnie do siebie i zaczął bawić się moimi włosami, abym się uspokoiła. Wtulając się w niego po chwili zaczęłam odpływać.
- Katie.. rozbudziłaś mnie. Teraz ty nie zasypiaj – wyszeptał mi do ucha i oplótł rękami w pasie.
- Mhm… - tylko tyle zdążyłam powiedzieć zanim całkowicie odpłynęłam.

                                                                        ***

Od autorki: No hejka! ♥ Jak leci ? My jutro wracamy po feriach do szkoły...Not cool ;D Jesteśmy ogromnie szczęśliwe, że blog niedługo osiągnie 20,000 wejść *-* Dziękujemy, to dzięki wam <33 Dziś dwa krótkie pytanka... Podobał się rozdział ? (pisałam go po nocy, więc wybaczcie xx) no i... Marga horyzoncie, więc...Myślicie, że naprawdę chce się zaprzyjaźnić ? :D Sooo... to tyle na dziś... 
li
mit = 20 komentarze ;)
Love you guys <3 ~ Maddix

niedziela, 17 lutego 2013

Rozdział 31


Przyjechali tutaj. Nie, nie było mi wesoło. Nie, nie byłam szczęśliwa z tego powodu. Chciałam spokoju. Chciałam pocierpieć w samotności. Oczywiście, udawałam, że jestem wesoła i wszystko jest okay. Ale nie było. Ostatnimi czasy czułam się w swoim ciele okropnie. Czułam, że jestem beznadziejna. Nie potrafiłam rozmawiać z nimi jak kiedyś. Czułam się strasznie. Jechałam właśnie samochodem, zupełnie nie wiem gdzie. W końcu auto się zatrzymało, a kierowca otworzył mi drzwi.
- Proszę panienki, tędy. – powiedział i wskazał na wejście do … wieży Eiffla. Uśmiechnęłam się tylko w odpowiedzi i powędrowałam do windy w której zawieszona była naklejka ‘ostatnie piętro skarbie x’. Przycisnęłam więc guzik i ze spokojem czekałam, aż winda zawiezie mnie do wyznaczonego celu. Po 2 minutach jazdy, byłam na miejscu. Przekroczyłam próg a moim oczom ukazał się stolik nakryty na kolację, bukiet kwiatów i tuziny rozstawionych świec. Już sam widok był piękny – Paryż nocą ze szczytu wieży Eiffla. Nagle ktoś zakrył mi oczy rękoma.
- Zgadnij kto!
- Cześć Louis. – wyszeptałam i uśmiechnęłam się. Chłopak zdjął ręce z moich oczu i odwrócił mnie do siebie. Chciał mnie pocałować, jednak odsunęłam się.
- Um. Może usiądźmy? – zaproponował i odsunął mi krzesło. Usiadłam na nim i poprawiłam włosy.
- Po co tu jesteśmy? – zapytałam kiedy Louis siadał naprzeciwko mnie.
- Chciałem pogadać.
- Nie widzę żadnego powodu, dla którego mielibyśmy rozmawiać Lou. – odpowiedziałam i spojrzałam głęboko w jego niebieskie tęczówki. Tommo, nie wiedząc co zrobić, złapał za widelec i nakręcił trochę makaronu z talerza.
- Chcę przeprosić. – wyszeptał i złapał mnie za rękę. Nie odtrąciłam jej.
- Mów.
- Więc .. ja .. jest mi przykro Emily, cholernie przykro. Zachowałem się jak kompletny dupek. Ale musisz mnie zrozumieć, to co ja czułem było nie do opisania. Naprawdę nie chciałem tego powiedzieć, przepraszam. Wybaczysz? – zapytał a jego dłoń mocniej uścisnęła moją. Uśmiechnęłam się blado do niego i wiedziałam już, jaką decyzję mam podjąć.
- Oczywiście, że wybaczę. Jest okay. – powiedziałam a Louis widocznie odetchnął.
- Czyli … wrócimy do siebie?
- Nie Louis, nie wrócimy. – odpowiedziałam stanowczym głosem, chociaż w środku rozpaczałam. Mina bruneta mówiła sama za siebie.
- Ale … jak to?
- Teraz ty zrozum mnie. Wiesz jak bardzo TY mnie zraniłeś? Kiedy potrzebowałam wsparcia, bo straciłam dziecko, TY zachowałeś się jak palant. Wyzwałeś mnie. Nie zaufam ci już. Zostańmy przyjaciółmi, to moje ostatnie słowo. – powiedziałam i wstałam od stolika.
- Nie chcę być przyjacielem! – krzyknął i powtórzył moją czynność. Odwróciłam się na pięcie i odeszłam w stronę windy. Drzwi się otworzyły, a ja ostatni raz spojrzałam na Louisa.
- W porządku. W takim razie, jesteśmy dla siebie nikim. – wyszeptałam i po prostu weszłam do windy. Zobaczyłam jeszcze jak Louis uderza nogą w stolik, a potem byłam już na dole.
                                                              * Godzinę później*
Byłam razem z resztą już na lotnisku, czekając na nasz samolot. Z ciocią pożegnaliśmy się w domu, oczywiście najbardziej rozpaczał Harry. Jednak w końcu pojechaliśmy na lotnisko. Kate, była pewna, że ja i Louis wrócimy razem, szczęśliwi i uśmiechnięci, a jednak wróciliśmy osobno, smutni i źli. Chciała ze mną pogadać jednak nie miałam na to ochoty. Rozmawiała cały czas z Louisem, tyle widziałam. W końcu przebyliśmy odprawę i zasiedliśmy w samolocie. Ja z Harrym, Niall i Kate za nami, Liam i Zayn razem, a na końcu Louis. Forever alone, sam tego chciał.
- Nie bądź smutny Harry, Monic nie zapomni o tobie. – powiedziałam do loczka i oparłam się głową o jego ramię.
- Wiem, ale nie o to chodzi. Jestem smutny, bo nie pomogłem ci kiedy tego potrzebowałaś. – powiedział i pocałował mnie w czoło, po czym zamknął oczy i zasnął.
- Wybaczam. – wyszeptałam mu do ucha i cmoknęłam go w nos. Miałam właśnie zakładać słuchawki, jednak poczułam czyjeś szturchnięcie.
- Emily, chodź tam z tyłu na fotele, chcę pogadać. –powiedział Niall, a ja pokiwałam głową. Nie rozmawialiśmy jeszcze. Udałam się w umówione miejsce i usiadłam na siedzeniu, a obok mnie spoczął Niall.
- Chcę przeprosić. Jestem totalnym kretynem, idiotom, bałwanem. Jestem cholernie zły na siebie, że powiedziałem takie słowa. Kocham cię Emily, musisz o tym wiedzieć, nie dałbym cię skrzywdzić. Wybacz mi, chociaż zrozumiem jeśli tego nie zrobisz. – powiedział blondyn i spojrzał na mnie tymi swoimi niebieskimi oczami. Uśmiechnęłam się ciepło do niego i złapałam go za bluzę.
- Wybaczam, mój najlepszy przyjacielu na świecie. – powiedziałam i przyciągnęłam go do siebie, po czym z całej siły przytuliłam. Odwzajemnił uścisk i uśmiechnął się szeroko do mnie.
- A ty i Louis? – zapytał i spojrzał na mnie smutny.
- Nie ma już nas, prawdopodobnie też nigdy nie było i nie będzie. – wyszeptałam i uśmiechnęłam się ponuro. Niall znów mnie uścisnął, a ja zaśmiałam się cicho.
- Brakowało mi tych Horan Hugów, oj tak! – powiedziałam, a blondyn wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. Powróciliśmy na miejsca i z uśmiechem na ustach, oparłam się o ramię Harrego i zasnęłam.
                                                           *2 dni później*
Ciemność. To chyba las. Musze uciekać. Moje dziecko, muszę je chronić. Biegnę z bobasem na rękach. Tak, tak, jestem już blisko wyjścia. Ale co to? Czarna postać, próbuje mi zabrać dziecko! Nie! Zostaw je! Może Louis, on tu jest … pomóż mi! Czemu on się śmieję? Louis, błagam, pomóż mi to coś zabrało nasze dziecko! To była … śmierć. Nie!
- NIE! – obudziłam się z krzykiem i podniosłam się szybko do góry. To tylko sen. Straszny, przerażający sen. Była noc, a ja leżałam w pokoju Zayna. Od czasu powrotu z Francji, znów mieszkałam u niego. Mulat przebudził się i spojrzał na mnie, po czym podniósł się do góry.
- Znów zły sen? – zapytał i przytulił mnie do siebie. Pokiwałam głową i rozpłakałam się. Zayn pocałował mnie w czoło, a potem w policzek.- To tylko głupi sen. Nie płacz, wszystko będzie dobrze. Spróbuj zasnąć kocie okay?
- Nie, nie zasnę już. Dzięki Zayn. Idę na dół, ale ty śpij. – powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego, po czym wyszłam z łóżka. Pocałowałam go w czoło i opuściłam pokój. Zeszłam na dół i od razu weszłam do łazienki. Przemyłam twarz wodą i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Wyglądałam jak cień. To przez to, że ja i Louis … no cóż, teraz bardziej się nienawidzimy niż kochamy. Kate cały czas przebywa z Louisem i prosi go by zachował się jak przystało. Przez to Niall jest zły, rozmawiałam z nim. Chciałby z nią gdzieś wyjść, ale ona ciągle zajmuje się Louisem. Westchnęłam głęboko i wyszłam z łazienki. Udałam się do kuchni i wyjęłam z lodówki mleko. Napiłam się łyk, gdy do pomieszczenia weszła Kate.
- Co ty tu robisz? – zapytała i uśmiechnęła się wesoło. Jednak uśmiech jej zszedł gdy zobaczyła, że płakałam. – Co się stało?
- Miałam zły sen i nie mogę spać. A co ty tu robisz?
- No cóż, Niall się rozpychał. Znów! – powiedziała i zaśmiała się cicho, jednak wiedziałam, że nie mówi prawdy. Zrobiłam minę w stylu: ‘Powiedz prawdę i tak wiem, że kłamiesz.’ i przytuliłam ją do siebie.- Zastanawiałam się całą noc, dlaczego Niall nie chce ze mną rozmawiać.
- Może dlatego, że jest zazdrosny o Louisa? – zapytałam, jednak było to pytanie retoryczne.- Postaw się w jego sytuacji. Chłopak, chciałby z tobą przebywać, chciałby cię gdzieś zabrać. A ty go zbywasz mówiąc: ‘Sorry Niall, ważniejszy jest Louis.’ Rozumiem, że chcesz pomóc. Ale mnie i Louisowi nic już nie pomoże.
- Ale ja naprawdę chciałabym to jeszcze uratować…
- Kate, tu już nie ma co ratować. To co było między mną a Lou, ten płomień miłości, został zgaszony. A zgliszcza jakie po nim zostały są nie do odbudowania. Przez to, że chcesz mu pomóc, zaniedbałaś stosunki między tobą a Niallerem, a nawet między nami. Chciałam z tobą porozmawiać, ale ty nie miałaś czasu. Rozumiem, że to twój najlepszy przyjaciel, ale pomyśl też o nas, okay?
- Masz rację Emily. Chciałam odbudować wasz związek, a nie zapytałam się ciebie czy w ogóle tego chcesz. Przepraszam! – powiedziała i przytuliłyśmy się mocno.
- Nie przepraszaj mnie. Przeproś Nialla. – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do niej ciepło. Dziewczyna pokiwała głową i miała iść na górę go obudzić, jednak to on zszedł na dół.
- Ooo, dzieńdoberek panie serek! – powiedziałam wesoło i pocałowałam Nialla w policzek.
- Pojebało? Jest 3 w nocy! Kate, czemu cię nie ma w łóżku?
- Boże, już się seksu zachciało. Spokojnie Niall, poszła po gumki. – powiedziałam, a blondyn zaczął się śmiać. – Dobra, to ja idę do kuchni i udaję, że wcale was nie słyszę, okay? – powiedziałam, a Kate zrobiła rozbawioną minę, po czym ja opuściłam salon i udałam się do kuchni. Tak właściwe to… ta kuchnia nie ma drzwi, jest przejściowa, soł… udałam się do łazienki i siedziałam w niej czekając aż skończą rozmawiać. Nagle usłyszałam krzyk ‘Emily!’ więc wyszłam z pomieszczenia.
- Porozmawialiście już?
- Tak.
- I co?
- No i się kochamy! – powiedział blondyn i pocałował uradowaną brunetkę.
- Aww, jak słodko! Do porzygu! – powiedziałam i przytuliłam tą słodką dwójkę.
- Idziemy spać, kochanie? – zapytał Niall, a Kate pokiwała głową. Ruszyli na górę, jednak w pewnym momencie, odwrócili się. – Nie idziesz Emily?
- Nie, nie jestem śpiąca. Wynocha się seksić, już! – powiedziałam a oni się zaśmiali, a za chwilę zniknęli na górze. Rozsiadłam się na kanapie i podciągnęłam nogi pod brodę. Wciąż miałam w głowie ten straszny sen. Chciałabym się teraz przytulić do Louisa i powiedzieć, że mi go brakuje. Jednak nie mogę. Jedna strona mnie mówi ‘wróć do niego’, ale druga ‘zapomnij o nim, pomyśl co ci zrobił.’ Wiecie, ta druga, była bardziej przekonywująca. Włożyłam głowę między kolana, gdy usłyszałam czyjeś kroki na schodach. Podniosłam głowę i ujrzałam Louisa. No świetnie, tylko jego tu brakowało! (wyczuj ironię.)
- Cześć. Co ty tu robisz o tej godzinie? – zapytał i usiadł obok mnie.
- Sadzę buraki. – odpowiedziałam, a Louis spojrzał na mnie krzywo.
- Słucham?
- No co ja tu mogę robić. Siedzę, siedzę i kurwa pilnuję powiek żeby nie spadły.
- Strzeliłaś bulwers, jakbym cię uderzył czymś. Jakimś kotletem czy coś.
- Przepraszam cię bardzo, ale nie rozumiem o co ci chodzi człowiecze. Jest prawie 4 nad ranem, a ty mi wyjeżdżasz z jakimś mięsem pieczonym.
- Ja tylko sugeruję… że możesz być zła, lub jesteś lub… a w dupie mam to. – powiedział i przytulił się do poduszki.
- Nie no, przecież przy tobie to trzeba mieć stalowe nerwy! Dobra, powiedz lepiej co ty tu robisz. – zapytałam i spojrzałam na Louisa. Napotkał mój wzrok i przez chwilę nie mogliśmy od siebie oderwać oczu. W końcu odwróciłam głowę, a Tommo odchrząknął.
- Miałem zły sen. – powiedział i przetarł twarz dłonią.
- Ja też. O czym był? – zapytałam, a on westchnął ciężko i spojrzał ukradkiem w moją stronę.
- Więc …śniło mi się, że biegłaś przez jakiś las. Z dzieckiem na rękach. I ja chciałem biec z tobą, ale nie mogłem. Coś mnie trzymało. I nagle przyszła czarna postać, była przerażająca. To była... śmierć. I ona … zabrała nasze dziecko. A ty wtedy spojrzałaś na mnie zapłakana i chciałaś pomocy, ale ja nie mogłem się ruszyć i coś nakazało mi się śmiać, ale ja wcale tego nie chciałem, chciałem walczyć. A wtedy ty rozpłakałaś się jeszcze bardziej. I ja się obudziłem. – powiedział, a mnie zatkało. Śniło mu się dokładnie to samo co mnie. Nawet nie wiedziałam co mam powiedzieć. – A tobie co się śniło?
- No … mnie się śniło … dokładnie to samo. – powiedziałam, a wzrok Louisa spoczął na mojej twarzy. Podniosłam oczy do góry i spojrzałam na niego. Miałam w oczach łzy, nawet nie wiem dlaczego. Chyba z tego samego powodu, co Louis – brakowało nam siebie, a ten sen dał nam do myślenia. Jednak wciąż nie mogłam zapomnieć, tego co uczynił. Wstałam więc i ruszyłam w stronę schodów.
- Dobranoc Louis. – powiedziałam jeszcze i nie czekając na odpowiedź weszłam do pokoju Zayna i położyłam się spać.
                                                         *Następnego dnia.*
Wstałam dość wcześnie. Zrobiłam nam wszystkim śniadanie, po czym poszłam się ubrać.  Po wczorajszej rozmowie z Louisem, nie miałam ochoty już z nikim rozmawiać. Kate patrzyła na mnie dziwnym wzrokiem, była zmartwiona tym, że jestem taka cicha. Powiedziałam, że idę się przejść, po czym wyszłam z domu.  Założyłam słuchawki na uszy i delektowałam się muzyką płynącą z moich cennych, fioletowych kabelków. Przymknęłam lekko oczy, gdy nagle uderzyłam w coś/kogoś i upadłam na ziemię. Wyjęłam słuchawki z uszu i podniosłam się do góry.
- Ej ty! Uważaj jak chodzisz, bo możesz komuś zrobić krzywdę, pacanie. – powiedziałam i otrzepałam tyłek z kurzu. Przede mną stał wysoki chłopak o brązowych włosach i oczach. Był przystojny, naprawdę. Chciał powiedzieć coś nie miłego, jednak powstrzymał się gdy przyjrzał mi się uważniej.
- Ja … przepraszam cię bardzo. Chyba się zamyśliłem. Czy zrobiłem ci jakąś krzywdę? – zapytał nieznajomy chłopak, a ja uśmiechnęłam się delikatnie.
- Nie, wszystko jest w porządku. W sumie .. nic się nie stało. – powiedziałam, a chłopak uśmiechnął się w moją stronę. Wow, gorąco mi się zrobiło.
- To dobrze. Nazywam się Jack Russo. Może dasz się zabrać na przeprosinowe ciastko i gorącą herbatę? – zapytał chłopak i znów obdarował mnie tym cudownym uśmiechem. Odwzajemniłam go.
- Ja nazywam się Emily Sparks. Z miłą chęcią! – powiedziałam i zarumieniłam się delikatnie. Jack złapał mnie za rękę i udaliśmy się do kawiarni. I tak o to zaczęła się moja znajomość z Jackiem, który swoją drogą był naprawdę cudowny.
                                                     * 2 tygodnie później.*
Czas leciał nieubłaganie. Przygotowania do ślubu Li i Danielle wciąż trwały. Byliśmy zajęci i to bardzo. Ale … każdego dnia starałam się znaleźć 2 godziny dla Jacka. Naprawdę się zbliżyliśmy do siebie. Chodziliśmy na spacery, do kina. Postanowiłam go zaprosić do domu, jednak był jeden, malutki problem. Nie powiedziałam jeszcze moim przyjaciołom, że się z kimś spotykam. Z korzystałam z okazji, gdy wszyscy zebraliśmy się w salonie.
- Słuchajcie moi drodzy. Skoro już jesteśmy tu wszyscy to chciałam wam coś powiedzieć …- zaczęłam jednak szybko przerwał mi Harry.
- Zostajesz moją żoną? – zapytał loczek i uśmiechnął się słodko w moją stronę. Walnęłam się otwartą ręką w czoło.
- Jasne, chyba jak się upiję. Inaczej cię nie zechce. – powiedział Zayn, a Louis parsknął śmiechem.
- Ranisz! – powiedział Harry i udawał płacz.
- Prawda jest taka, że to za mnie wychodzi Emily. – powiedział Malik i dumnie poprawił rękawy swojej bejsbolówki. Zaczęła się zbiorowa kłótnia na temat: ‘Za kogo Emily wyjdzie za mąż?’
- ZAMKNĄĆ SIĘ! Bo przyjebię patelnią. – krzyknęłam, a wszyscy umilkli. – Dziękuję! Więc chciałam wam powiedzieć, że … poznałam pewnego chłopaka.
- Że co!? – wykrzyczał Harry, a reszta miała miny jakby im ktoś przejechał walcem po stopie.
- No tak. Nazywa się Jack i zaprosiłam go dziś na obiad.
- Ty sobie chyba kpisz. Jaki chłopak?! Jaki Jack!? Jaki obiad?! – zaczął Niall, a ja spojrzałam na niego zdenerwowana.
- Już go nie lubię. – powiedział Harry, a Zayn przytaknął na to. Pokręciłam głową i spojrzałam na wszystkich. Niall był obrażony, Kate miała minę w stylu: ‘Ważne, że jesteś szczęśliwa.’ Liam uśmiechał się, a z ruchu jego ust wyczytałam: ‘Będzie dobrze mała, nie martw się.’ Zayn i Harry mieli złe miny. Spojrzałam na Louisa. On nawet chyba nie wiedział o co chodzi, bo aktualnie pisał esemesa. Frajer.
- On jest dla mnie ważny i chcę, żebyście go potraktowali z szacunkiem. Nie musicie go lubić, ale chciałabym, żebyście jako moi przyjaciele zaakceptowali go. – powiedziałam i wyszłam z salonu, po czym udałam się na górę do pokoju Zayna. Położyłam się na łóżku i myślałam. Po 30 minutach drzwi do pokoju otworzyły się, a w progu stanęła Kate.
- Słuchaj. Mnie nie przeszkadza, że masz kogoś. Nie powiem, że go polubię, bo tak nie będzie. Ale będę się starać. Zayn i Harry powiedzieli, że mają już plan, trochę się boję. Liam, jest z tobą. Niall się obraził. Boi się że ten cały Jack zajmie jego miejsce, czyli bycia najlepszym przyjacielem. Rozmawiałam z nim o tym. Musisz z nim pogadać.
- Ha! Chyba tylko Louis ma to gdzieś! – powiedziałam, a Kate wybuchnęła śmiechem.
- Błagam cię! On tylko udawał, że ma to w dupie, przy tobie, ale jak wyszłaś, to dostał jakiegoś szału! Krzyczał, że nienawidzi gościa, że jak on może mu zabierać dziewczynę, którą kocha, że go popamięta. – powiedziała Kate, a ja zaczęłam się śmiać. No bo wyobraziłam sobie Louisa, który dostaje szału i biega nagi po domu. Nie pytajcie, proszę.
- Um. Żałuje, że zaprosiłam Jacka tutaj. No cóż. Kate, mogłabyś iść po resztę, bo Jack zaraz przyjdzie? – zapytałam, a brunetka pokiwała głową i wyszła z pokoju. Zeszłam na dół i akurat zadzwonił dzwonek. Nagle z góry zbiegli wszyscy i ustawili się za mną. Otworzyłam drzwi i moim oczom ukazał się listonosz.
- I co? To jest ten Jack? Ha! Jest listonoszem! I nie mógł przyjść bez tej dziadowskiej torby? – zapytał Harry, a ja walnęłam się w łeb.
- To. Jest. Listonosz. Bałwanie. – wysyczałam i zabrałam listy, które listonosz nam przyniósł. Zamknęłam drzwi, a 10 sekund później znów rozbrzmiał dzwonek. Otworzyłam i zobaczyłam Jacka we własnej osobie.
- Cześć Ems! – powiedział i przytulił mnie mocno, po czym pocałował mnie w policzek. Zarumieniłam się lekko, a za sobą usłyszałam jakieś mruki i udawanie wymiotów. LOL.
- Cześć Jack. – powiedziałam i pocałowałam go w policzek. Louis nerwowo zaczął poprawiać włosy, Niall patrzył na Jacka jakby chciał go zabić, Zayn i Harry szeptali coś w jego stronę … czy oni rzucają zaklęcia? – A więc przyjaciele. O to … Jack Russo.
- Siema, miło was poznać. – powiedział i uśmiechnął się przyjaźnie w ich stronę, po czym wyciągnął dłoń skierowaną w ich kierunku. Pierwszy wyrwał się Louis. Złapał jego dłoń i przyciągnął Jacka w swoją stronę. Chłopcy zmierzyli się ostrzegawczym wzrokiem.
- Nazywam się Louis Tomlinson. I ostrzegam cię, że ze mną nie ma żartów. – powiedział i zrobił groźną minę.
- Jestem Jack Russo. Ciebie się tyczy to samo. – powiedział i przymrużył oczy. Jeszcze chwila i się pobiją. Weszłam po między nich i uśmiechnęłam się sztucznie.
- Może tak pójdziemy już zjeść? – zapytałam i chciałam iść do stołu jednak przerwał mi głos Zayna.
- Ty Jack, umiesz grać w nożną?
- Umiem, a co chcesz się podszkolić? – zapytał Jack, a w jego głosie wyczułam nutkę sarkazmu.
- Nie muszę, nie jestem tobą. Co powiesz na mecz: Ja, Harry, Louis Niall i Liam, kontra ty i kogo sobie tam wybierzesz? – zaproponował Zayn i podszedł bardzo blisko Jacka.
- Proszę bardzo, ogramy was szybciej niż wam się wydaję. Za godzinę na stadionie. – powiedział Jack i podarował mi soczystego buziaka w usta. Opuścił dom, a ja zła odwróciłam się w stronę chłopaków.
- Czy wyście powariowali!? – zapytałam a Kate założyła ręce na klatkę piersiową i stanęła obok mnie.
- No co Emily? Boisz się, że twój chłopaczek przegra? – zapytał Niall, a Louis, Zayn, Harry i Liam, przybili sobie piątki. – A jak!
- Nie no, to są chyba jakieś jaja! – powiedziałam i udałam się na górę. No pogłupieli, no!
                                                    *Godzinę później.*
Weszliśmy wszyscy na stadion. Chłopcy ubrani byli już w stroje piłkarskie. Nie powiem, całkiem sexy wyglądali. Na boisku czekał już Jack i jego kumple.
- To co zaczynamy grę? – zapytał Jack i stanął naprzeciwko Louisa. – Czy boicie się nas?
- Jedyne czego się boimy, to waszych łez kiedy przegracie. – powiedział Tommo i przybił piątkę z Niallem. Sędzia, rzucił piłkę do góry. Gra się rozpoczęła. Ja dalej nie wierzę, że to się dzieję.
- Jak dzieci. – powiedziała Kate, a ja przytaknęłam głową. Usiadłyśmy na trybunach i oglądałyśmy mecz.
- Dokładnie.- powiedziałam i westchnęłam głęboko. Ah, szkoda gadać. Ja nawet nie chce wiedzieć, jak to się skończy.
                                                                        ***
 Od autorki: Siemka kochani! Nowy rozdział, uhuhu! Louis się nie postarał, no cóż. Emily i Jack... kupujecie to? Haha, oby, bo zostanie u nas na dłużej! No nic, nie zabieram wam czasu. Czytajcie, komentujcie, przeżywajcie! Pa kurczaki!~Maddie xxx Limit: 20 komentarzy :) x

niedziela, 10 lutego 2013

Rozdział 30



Czy ja znów znajduję się w jakimś chorym śnie ? Czy zawsze wszystko musi się walić ? Kiedy Niall mi powiedział o ciąży Emily stanęłam jak wryta i nie potrafiłam wydusić z siebie słowa. Przez głowę przelatywała masa myśli. Dlaczego mi nie powiedziała ?  dlaczego to ukrywała ? dlaczego tak się musiało stać ? I to wszystko po części wyjaśniało ich dziwne zachowanie od ostatniego czasu. Idiotka ze mnie… Jak ja się mogłam nie domyślić ? Wymioty, wahania nastroju, opieka Niall’a, brak dźwigania… Jak ja to mogłam przeoczyć ? Czuję się podle z tym faktem. Nie domyśliłam się, nie zareagowałam, a tym bardziej byłam na nich zła. Tak właściwie to dalej jestem. I po części jestem jeszcze rozczarowana. Moją pierwszą reakcją na tę wiadomość było jak najszybsze powiadomienie Lou. Martwił się, wiedziałam to. Musiał w końcu poznać prawdę. A najgorsze było to, że nie udało się uratować dziecka…  Gdy tylko Loueh wbiegł na oddział i dowiedział się o tej całej tajemnicy wybuchł śmiechem. Szczerze ? Nie dziwię mu się. Takie sytuacje zdarzą się w komediach, a nie w normalnym życiu… A jednak.
- Ty wiedziałeś cały ten czas i nic mi nie powiedziałeś!? Jak … jak mogłeś! – wykrzyczał wkurzony i z gniewem w oczach spojrzał na Niall’a
- Tak wiedziałem, ale obiecałem Emily, że nikomu nie powiem. Ale nie martw się, dbałem o nią – te ich tajemnice i obiecanki… Widziałam po jego minie pasiastego, że był bliski rozpaczy.
- Nie powiesz?! Może to było twoje dziecko!- krzyknął nagle, a ja zrobiłam krok do tyłu. Chciałam coś zrobić, coś powiedzieć, nakrzyczeć na niego za jego głupie myśli, ale… ale coś mnie powstrzymało. Zaświeciła mi się czerwona lampka i moją pierwszą myślą było ‘A co jeśli on ma rację ? Co jeśli to wszystko prawda ?”. Wiedziałam, że to już byłoby poważne oskarżenie. Czym prędzej próbowałam wybić sobie to z głowy.
- Moje dziecko?! Jesteś nienormalny! To twoje dziecko imbecylu i dobrze o tym wiesz, tylko jesteś zły, że to ja wiedziałem prędzej niż ty – Odpyskował szybko blondyn. Po chwili wyszedł lekarz i oznajmił, że Lou może do niej wejść. Pokiwał przecząco głową i usiadł na krześle ukrywając twarz w dłoniach.
- Idź do niej ! Nie zachowuj się jak dziecko ! – powiedziałam zdumiona jego głupim zachowaniem
- Nie, jak chcesz to sama idź – powiedział bezradnie i potarł twarz
- Ale to Ciebie Emily potrzebuje teraz najbardziej. Straciła, straciliście – poprawiłam się – dziecko, nie możesz jej tego zrobić – położyłam dłoń na ramieniu i próbowałam przemówić mu do rozsądku.
- A co jeśli ono nie było moje, co ? Nie myślałaś o tym ? To dziwne zachowanie, rozmowy, szepty, wychodzenie razem… Nie boisz się, że to jest prawda ? – podniósł głowę i spojrzał mi prosto w oczy. Jedyne, co widziałam to ból, smutek, żal. On ma po części rację. To naprawdę tak wyglądało. Co wy byście sobie pomyśleli, jakby twoja najlepsza przyjaciółka z twoim chłopakiem mieli jakąś wielką tajemnicę ? Ale przecież to niedorzeczne.
-Louis… -zaczęłam cicho – wierzysz w to, co mówisz ? Jesteś zdenerwowany, wszyscy jesteśmy. Oni by nam tego nie zrobili – pokiwałam bezradnie głową i wytarłam pojedynczą łzę z policzka. Potem wszystko działo się tak szybko. Niall wybiegł zdenerwowany z jej sali. Poszłam za nim, ale w pewnym momencie po prostu się wycofałam. Stchórzyłam.   Louis zebrał się w sobie i odważył z nią porozmawiać. To wszystko nie tak miało wyglądać.
***
- Katie, możemy pogadać ? – Niall stanął przede mną ze spuszczoną głową.
- Ale tu nie ma nic do gadania – odparłam sucho i go wyminęłam. Chłopak jednak nie dał za wygraną i złapał mnie za nadgarstek.
- Wręcz przeciwnie. To nie tak miało to wszystko wyjść – spojrzał mi w oczy. Pokiwałam bezradnie głową.
-Tak wiem, mieliśmy się inaczej dowiedzieć. Jednak cały plan diabli wziął. Rozumiem – odwróciłam się z zamiarem wyjścia z pokoju.
- Zrozum, że nie mogliśmy Ci powiedzieć. Ja jej to obiecałem – powiedział cicho, a ja przystanęłam.
- Wiem Niall, nie mam Ci tego za złe. Obietnica to obietnica – uśmiechnęłam się delikatnie – tylko boli mnie fakt, że obydwoje nie macie zaufania do mnie i Lou. Tylko tyle. Owszem byłam zła jak mnie olewałeś – chciał mi przerwać, ale uciszyłam go gestem dłoni – Teraz kiedy wszystko wyszło na jaw, rozumiem. Bardzo się cieszę, że się nią opiekowałeś i dbałeś. Jesteś wspaniałym przyjacielem, ale postaw się choć na chwile w mojej czy Lou sytuacji. – skończyłam swój monolog głośnym westchnięciem i po prostu wyszłam zostawiając chłopaka ze swoimi myślami Przechodząc obok pokoju Lou przez uchylone drzwi zauważyłam jak siedzi załamany na łóżku

                                                            *Oczami Louis’a*

Nie wiem ile siedziałem na łóżku wpatrując się bezuczuciowo w jeden punkt. Minutę, godzinę, dobę ? Nie liczyłem czasu. Moje myśli zaczęły powoli zabijać mnie od środka.  Byłem zły. Zły na Emily, na Niall’a, ale też przede wszystkim na siebie. Coś w końcu musiałem zrobić nie tak, że Emily nie powiedziała mi o dziecku. Moja pierwsza myśl ? „To nie możliwe, to nie moje dziecko”. Prychnąłem pod nosem. Głupi jestem nie ? Najlepiej zwalić winę na kogoś. Usłyszałem ciche pukanie. Podniosłem głowę i zobaczyłem brunetkę, która delikatnie się do mnie uśmiechnęła. Mimo, że chciałem odwzajemnić jej mimikę to za cholerę nie potrafiłem.
- Mogę ? – spytała po chichu,  a ja skinąłem głową. Po chwili dziewczyna siedziała koło mnie. Siedzieliśmy przez chwilę w cichy, co chwilę głośno wzdychając.
- Wydało się. Ot ich cała tajemnica – podrapałem się po karku – powiedz mi tylko, co ze mną nie tak? – głos mi się lekko załamał
- Louis, to nie jest twoja wina – powiedziała lekko poirytowana. Pokręciłem głową.
- Musiałem coś zrobić, skoro bała mi się powiedzieć. Jestem złym chłopakiem. –ukryłem twarz w dłoniach. Było mi głupio. Jak mogłem nie zauważyć zachowania swojej dziewczyny, no jak ?
- Nie denerwuj mnie – odparła – nie jesteś złym chłopakiem.
- Jestem. Kiedyś, gdy rozmawialiśmy powiedziałem jej, że nie chcę mieć dzieci. Gdybym tylko wiedział, co z tego wyniknie – skarciłem się – Ale przecież to nie tak. Nie wiedziałem wtedy, że Emily mogłaby być w ciąży. To zmieniłoby postać rzeczy. Cieszyłbym się, naprawdę. Pokochałbym je, patrzył jak stawia pierwsze kroki, mówi… Teraz to do mnie dotarło. Dotarło, że chciałbym żyć takim życiem – uśmiechnąłem się na samą myśl o tym, że mógłbym zostać ojcem. Zaczęło mi się to coraz bardziej podobać, ale niestety rzeczywistość była bardziej brutalna. Dalej nie mogę uwierzyć, że mieliśmy dziecko. Właśnie, mieliśmy….
- A najlepsze w tym wszystkim jest to, że zachowałem się jak skończony idiota i jeszcze na nią nawrzeszczałem, no po prostu cudownie – walnąłem pięścią w szafkę, która stała obok.
- I czemu ty mi to mówisz ? Nie ja to powinnam usłyszeć – dziewczyna się do mnie uśmiechnęła – zabieraj dupę w troki i zrób pierwsze kroki. To wcale nie boli, a po drodze przynieś kilo soli – zaszczebiotała z uśmiechem na ustach. Popatrzyłem na nią z politowaniem.
- Kilo soli ? – zapytałem zakładając ręce na piersi
- Kilo soli, bo nie chcę fasoli. I czemu się patrzysz człowiecze ? Nie myśl sobie, że mnie to urzecze. Po prostu zabrakło mi rymu, więc nie róbmy z tego dymu – zaśmialiśmy się, a ja pokręciłem głową z politowaniem.
- Co ty jadasz, że do rymu gadasz ? – żachnąłem się
- Żeby życie miało smaczek… raz jabłuszko, raz kurczaczek – odpowiedziała mi tym samym
- Nie wiem, co ćpiesz, ale powinnaś ograniczyć…
- Rymuję jak zaczarowany pedofil – wybuchnęła śmiechem i zakryła dłonią usta
- Zmień dilera ! Koniecznie  - pokręciłem głową
- Ale przynajmniej choć na chwilę się uśmiechnąłeś. Proszę, nie zamartwiaj się. Wiem, że jest … źle, ale zobaczysz, że się wszystko ułoży. Potrzeba tylko trochę czasu – powiedziała prawie niesłyszalni
- Pojedziesz ze mną do szpitala ? – zapytałem po chwili i spojrzałem na Katie z nadzieją w oczach. Ta skinęła lekko głową i po prostu mnie przytuliła

                                                         *Oczami Katie*

Przekroczyliśmy próg szpitala. Ostatnio stanowczo za często jesteśmy tutaj gośćmi. Udało mi się namówić Hazzę, aby pojechał z nami. Automatycznie skierowaliśmy się do sali, w której leżała dziewczyna. Wchodząc do środka czekało na nas jedynie puste, zaścielone łóżko. Rozejrzałam się po sali, ale nie zidentyfikowałam żadnych rzeczy należących do dziewczyny. Spojrzałam zdezorientowana na chłopaków.
- To ty jesteś chłopakiem Emily – doszedł do nas jakiś głos po którym jak na komendę wszyscy się obróciliśmy . Na drugim łóżku siedział chłopczyk. Tak na oko miał może z 12 lat.
- Yyy…- Lou się zawahał – Tak, jestem. Znamy się ? – zagadnął
- Ja Cię znam. Ty mnie nie – odpowiedział krótko, ale zwięźle – Jestem John – dodał widząc nasze zdezorientowane miny.
- Bardzo miło nam Cię poznać – powiedziałam łagodnym głosem i uśmiechnęłam się do chłopczyka, który odwzajemnił mimikę – Skoro znasz Emily, to może wiesz gdzie jest ? – zapytałam po chwili. John z lekkim uśmiechem sięgnął po coś do szafki, po czym wręczył mi kartkę papieru. Omiotłam wzrokiem zapisane literki i pokręciłam głową z dezaprobatą. Lou i Harry po przeczytaniu tego stali z grobowymi minami.
- Jeszcze nie jest za późno – spojrzeliśmy na 12 latka – możecie to wszystko naprawić. Czuję ten przepływ energii – powiedział spokojnie i spojrzał po kolei na każdego z nas. Popatrzyłam na niego ze zmieszaniem, a po plecach przeleciały mnie ciarki.
- Um.. skąd to wiesz ? Ja nie jestem tego pewien… Zachowałem się jak idiota – odezwał się Lou cały czas wpatrując się w chłopca.
- Po prostu czuję to. Kochasz ją, widzę to po tobie. Ona Ciebie też. Nie zmarnujcie tego – uśmiechnął się delikatnie. Poczułam czyjś oddech na szyi.
- Ja się go boję – wyszeptał mi Hazza do ucha. Spojrzałam na niego i zaśmiałam się pod nosem.
- Może masz rację, John – przytaknął mu Lou, który słuchał uważnie tego, co chłopiec ma do powiedzenia.
- A ty..- zwrócił się do mnie – martwisz się, prawda ? Jesteś zła i zagubiona, nie wiesz co zrobić w tej sytuacji – moje oczy zrobiły się jak piłeczki pingpongowe, a ze zdenerwowania zagryzłam wargę. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem – Mówiłem, że potrafię wyczuć uczucia innych – uśmiechnął się do mnie i złapał delikatnie moją dłoń – Kochasz go, ale boisz się rozczarowania, czyż nie ?– zapytał, ale gdy chciałam coś powiedzieć dokończył –  Przeszłości i przeznaczenia nie zmienisz … On też Cię kocha. W końcu cały wszechświat sprzyjał wam, abyście mogli się poznać – wyszeptał cichutko po czym nadzwyczajnej w świecie mnie objął. Właśnie 12 letni chłopczyk sprawił, że nie potrafiłam wykrztusić z siebie żadnego słowa.
- Yyy… Bo ten… - zaciął się  Curly – my już musimy iść bo.. no… przypomniało mi się, że zostawiliśmy żelazko na gazie – obróciłam głowę w  jego stronę i rzuciłam mu mordercze spojrzenie. Loczek wyglądał trochę na …przestraszonego ? Mówiąc krótkie ‘cześć’ z prędkością światła opuścił salę.
- Przepraszam za niego – wskazałam na drzwi, za którymi przed momentem zniknął Loczek
- Dziękujemy Ci za wszystko, nawet nie masz pojęcia ile zrobiłeś – podziękowaliśmy my mu z Lou i żegnając się wyszliśmy.
- Możesz nam powiedzieć, co Ci odwaliło ? Zachowałeś się głupio – Lou skarcił swojego przyjaciela, a ten niczym małe dziecko spuścił głowę i zaczął bawić się rękami.
- No bo ten…- zrobił minę szczeniaczka – Wystraszyłem się, za dużo wiedział. Chcę do mamy – zaczął udawać, że płacze. Pokręciliśmy głową z dezaprobatą. Teraz tylko pozostało pytanie, ‘Gdzie dokładnie jest Emily ?’.
***
- Mój Boże ! Co ty robisz ? – usłyszałam krzyk za sobą i straciłam równowagę. W efekcie  spadłabym z parapetu, na którym aktualnie stałam, ale przytrzymały mnie czyjeś ręce.
- Co ty chciałaś zrobić ? Zabić się !? To nie jest żadne wyjście ! – Niall złapał mnie za ramiona i potrząsnął lekko. Spojrzała na niego jak na idiotę.
- Zasuwałam rolety … - powiedziałam spokojnie, ale widząc minę Irlandczyka chciało mi się śmiać – Spokojnie, nie chciałam skończyć. Na dodatek z parteru… - dodałam na co chłopak jeszcze bardziej się zmieszał – A teraz wybacz, ale telefon mi dzwoni– powiedziałam kręcąc głową i złapałam za telefon. Obdzwoniłam chyba wszystkie koleżanki, znajomych i rodzinę, u których Emily mogłaby się zatrzymać. Zaczynało mi powoli brakować pomysłów. Ostatnią nadzieją był jej powrót do Polski.
- Hej mamo – powiedziałam widząc od kogo jest połączenie – O jak miło..państwo Sparks, jesteście na głośno mówiącym …– wywróciłam oczami i westchnęłam
-….
- Naprawdę ? Nie co coś ty ! Telefon się jej pewnie rozładował, że nie odbiera –wymyśliłam pierwsze lepsze kłamstwo, które przyszło mi go głowy.
-…
- YY.. ale tak teraz ? Bo ona właśnie… ten..na zakupy poszła! – odpowiedziałam szybko
-…
- Oczywiście, powiem jej żeby się odezwała. Tak, na pewno wszystko jest w porządku – mentalnie skakałam z radości, że nie mogą zobaczyć mojej miny przez telefon
- …
- Nie ! – zaprzeczyłam szybko – nie musicie przyjeżdżać! Muszę już kończyć, bo Liam coś chce. Cmoki, pa ! – zakończyłam rozmowę jak najszybciej, aby jeszcze czegoś nie wymyślili. Jeszcze by tego brakowało, aby nasi rodzice złożyli wizytę. Już widzę ich miny. Ciekawe co moglibyśmy powiedzieć ‘Hej mamo, hej tato, państwo Sparks. Niestety Emily się wyprowadziła tuż po poronieniu. Tak, dobrze słyszeliście, państwa córka była w ciąży z tym oto chłopcem, z którym aktualnie jest pokłócona. Bylibyście dziadkami, ale niestety Ems nie donosiła ciąży. A co u Państwa ? Może napiją się państwo herbaty?” Mhm… idealna sytuacja -.-  Po niecałej minucie znów zawibrował mi telefon. Nie patrząc kto dzwoni ze zdenerwowaniem przyłożyłam aparat do ucha. Usłyszałam jakby znajomy głos. Okazało się, że to ciocia Em - Monic. Kiedyś miałam okazje ją spotkać, miła kobieta. Rozweseliłam się, kiedy usłyszałam, że blondynka u niej jest. Musieliśmy tam jechać, bez dwóch zdań.
- LUDZIE ! NARADA ! – krzyknęłam na cały dom, a po chwili w salonie wszyscy się stawili.
- Jedziemy do Paryża – odparłam bez zbędnych ceregieli.
- WHAT !? Dziewczyno czemu ty jesteś taka zakręcona ? – Zayn rozłożył ręce w pytającym geście
- W dzieciństwie miałam spięcie w inkubatorze. Może to to – uniosłam kciuk w górę – W każdym razie Emily się znalazła. Musimy jechać do Paryża. Wszyscy – zmierzyłam ich wzrokiem i czekałam na jakąkolwiek reakcje.
- Nigdzie nie jedziemy. Nie ma mowy. Okłamała nas i po tym wszystkim mamy za nią jeździć Bóg wie gdzie ? Poza tym mamy zespół, który nie możemy zaniedbać tylko przez to – fuknął niezbyt przyjemnie Zayn. Spojrzałam z nadzieją w oczach na resztę. Chwilę stali po czym przytaknęli głowami i ruszyli na górę. Tylko Louis dalej stał obok mnie. Czemu ja musze mieszkać z tak upartymi ludźmi ?
- Wracać natychmiast ! – krzyknęłam za nimi ostro i ku mojemu zdziwieniu wszyscy się wrócili – Nie zachowujcie się jak dzieci. Jeden błąd nie skreśla człowieka – niechętnie, ale w końcu przyznali mi rację.
***
Jesteśmy we Francji drugi dzień. Nawet nie wiem kiedy to zleciało. Liam, Zayn i Harry od razu po przyjeździe wyjaśnili sobie wszystko z Emily. Myślałam, że będą się dąsać cały czas, ale na szczęście zachowali się jak prawdziwi przyjaciele. Lou robił podchody do Em, aby z nią pogadać, ale za każdym razem tchórzył. Z resztą ja tak samo. Nie potrafiłam się przełamać i z nią porozmawiać. Genialna jestem, nie ? Sama namawiałam ich do tego, aby nie zachowywali się szczeniacko, a w gruncie rzeczy sama taka jestem.
- Co tak sama w kuchni siedzisz, milady ? – dosiadła się do mnie ciocia Ems
- A to Pani… tak jakoś – odpowiedziałam grzecznie i zaczęłam się bawić kubkiem.
- Tylko nie Pani – uśmiechnęła się do mnie – zauważyłam, że trzymasz Emily i Niall’a na dystans,  pourquoi ? – westchnęłam ciężko nie wiedzą, co mam jej powiedzieć
- Sama już nie wiem. Przerasta mnie to trochę. Tyle się dzieje ostatnio.
- Boisz się, ceci est normal. Ale nie oceniaj ich tak z góry – położyła mi dłoń na ramię
- Tak wiem, ale po prostu obawiam się, że znów się coś wydarzy. Co jest dosyć prawdopodobne.
- Prendre une chance. Zaryzykuj, bo się nie przekonasz – nagle przeniosła wzrok na drzwi, a ja podążyłam w tamtym kierunku.
- Możecie mi do cholery powiedzieć, co wyście wyprawiali ? – zapytałam zła mierząc Lou i Niall’a wzrokiem.
- Wyjaśniliśmy sobie wszystko, przeprosiliśmy się – powiedział uradowany Irlandczyk
- A co ma znaczyć twoja dziura w spodniach na kolanie ? I twoja roztargana bluzka, Lou ? Oraz wasz nieład na włosach ? – wyliczałam na placach – nie mówicie mi, że się biliście – założyłam ręce na piersi
- Biliśmy ? Wyjaśniliśmy to sobie po męsku i tyle – Louis się uśmiechnął i poklepał blondyna po plecach. Pokręciłam głową z dezaprobatą i ciężko westchnęłam. Ciocia zaśmiała się pod nosem i kręcąc głową wyszła. Niall stwierdził, że koniecznie teraz musi wyjaśnić sobie wszystko z Emily.
***
Siedziałam na ławce w parku. Musze przyznać, że widoki tu były piękne. Przemyślałam sobie pewne rzeczy i doszłam do wniosku, że musze w końcu zachować się dorośle, a nie jak jakaś dziewczynka, która ciągle strzela fochy.
- Tu jesteś, chciałbym porozmawiać – usłyszałam czyjś  głos. Podnosząc głowę zobaczyłam mojego chłopaka. To idealny moment na wyjaśnienie sobie wszystkiego
- Domyślam się, że nie chciałeś kupić biletów do cyrku – powiedziałam z przekąsem
- Dalej się gniewasz ? – zapytał siadając obok mnie
- Ja ? Nie… Przepraszam. – powiedziałam spokojnie i wymusiłam uśmiech. Chłopak posłał mi krzywe spojrzenie, a ja westchnęłam – Po prostu boję się znów zaufać, okey ? Przez całe swoje życie nie przeżyłam tylu sytuacji, co przez ostatni czas – zaśmiałam się pod nosem przypominając sobie początki w Anglii.
- To przeszłość – wzruszył ramionami
- Nie. To dalej się dzieje. Jaką mogę mieć pewność, że znów mi z czymś nie wyskoczysz ? – uniosłam się – Najpierw Demi, impreza z której nic nie pamiętasz, Marga, te kłamstwo … - wyliczałam. W pewnym momencie zauważyłam jak jakaś dziewczyna się do nas zbliża
- Cześć Niall – powiedziała wesoło. Zmierzyłam ją wzrokiem
- O proszę ! A to kto znowu, hę ? – zagadnęłam wskazując na brunetkę – Co tym razem ? Jesteś jego siostrą, kuzynką, dziewczyną, a może żoną ? Nie wiem… jesteś z nim w ciąży, masz z nim pieska, kotka czy Bóg wie, co jeszcze ? – powiedziałam z grymasem na twarzy. Dziewczyna jak zahipnotyzowana wpatrywała się we mnie.
- Ja .. – zaczęła – Ja chciałam tylko autograf – wymamrotała pod nosem i spuściła głowę. Zrobiłam facepalma i ukryłam twarz w dłoniach, aby ukryć swoje zażenowanie. Mentalnie karciłam się za swoją głupotę. Co mnie napadło ? Chłopak zaśmiał mi się nad uchem.
- Um..ja… przepraszam… Boże co się ze mną dzieje ? –zapytałam
- Ja tam lubię, jak jesteś zazdrosna – powiedział jak gdyby nigdy nic
- No jasne… Dziękuję Ci bar…- chłopak zamknął mi usta pocałunkiem. Przejechałam dłonią po jego policzku. W jednym momencie poczułam, że muszę coś zrobić.
- Chodź! – powiedziałam odrywając się od niego. Musiałam wszystko naprawić. Teraz albo nigdy.
***
- Mogę wejść ? – zapytałam nieśmiało lekko uchylając drzwi
- Jasne – blondynka lekko się uśmiechnęła w moją stronę
- Jak się czujesz ? Wiem, że zachowywałam się przez te kilka dni strasznie. Wyobrażam sobie, jak ty się teraz musisz czuć. Przepraszam za wszystko. Nie ufałam wam. Powinnam była przestać się dopytywać – zaczęłam nerwowo krążyć po pokoju.
- To nie twoja wina. To ja zachowałam się kompletnie nieodpowiedzialnie. Może gdybym wam powiedziała wszystko potoczyłoby się inaczej… - powiedziała smutna i usiadła na skraju  łóżka. Wystała z policzka pojedynczą łzę. Usiadłam koło niej i po prostu ją przytuliłam.
- Kocham Cię – przytuliłam ją z całej siły. Brakowało mi jej przez ostatni czas
- ja Ciebie też – odpowiedziała, a ja jak głupia się wzruszyłam.
- Wiesz… mam dla Ciebie pewną niespodziankę – zagadnęłam, a ta spojrzała na mnie podejrzliwie – Za godzinę widzę Cię na dole wystrojoną, okey ?  - zapytałam z szerokim uśmiechem na ustach. Ta niepewnie kiwnęłam głową. Wysyłając jej buziaka w powietrzu zeszłam na dół. Usiadłam sobie na kanapie w salonie i zaczęłam rozmowę z przyjaciółmi.
- Harry, choć do nas, co tak stoisz ? Nie będziesz przecież cały czas podpierał ścian, fundamenty są jeszcze nowe. Nie bój się, wytrzymają bez Ciebie – Ciocia Monic zaśmiała się i pociągnęła chłopaka za rękę. Zauważyłam, że pojawiły mu się rumieńce na policzku. Tylko nie to.
- to o której mamy samolot ? – zapytałam Liam’a, który sprawdzał coś na telefonie.
- Za 2,5 godziny – odparł z delikatnym uśmiechem
- Idealnie… Oby tylko wszystko wypaliło, bo jak nie to cały plan diabli weźmie – zatarłam ręce. W duchu modliłam się, aby Emily nie zadawała zbyt dużo pytań.
Po pół godzinie blondynka stawiła się na dole gotowa do wyjścia. Spojrzała na nas podejrzliwie i założyła ręce na biodra.
- O nic nie pytaj ! – zagroziłam placem – dowiesz się w swoim czasie. Z resztą bez gadania, samochód czeka – złapałam ja za nadgarstek i wyszliśmy przed dom.
- Więc tak..mam nadzieję, że Ci się spodoba, wszystko się ułoży i nie zabijesz mnie za to, że nie chciałam Ci powiedzieć, co jest grane– pocałowałam ją w policzek – Aha, kierowca i tak Ci nic nie powie, więc nie ma sensu pytać – puściłam jej oczko i zanim zdążyła się odezwać zamknęłam jej drzwi przed nosem.
- Myślisz, że się uda ? – zapytał mój chłopak oplatając mnie rękoma w pasie i kładąc głowę na ramieniu.
- Czuję, że Louis się postara i przeprosi ją jak należy. Oby tylko randka na wieży Eiffla pomogła. Jeśli wszystko będzie dobrze to pozostaje im 4 dni, aby nacieszyć się sobą w tej jakże pięknej Francji – uśmiechnęłam się na samą myśl tego, co przygotował Lou.
- A my ? – zapytał z nadzieją Niall
- A my jedziemy do domu, aby im nie przeszkadzać– obróciłam się do niego i złożyłam na jego ustach pocałunek. Nie pozostaje nam nic innego, tylko czekanie.

                                                                        ***

Od autorki: Hejka kochani ! ♥ Co u was ? My właśnie zaczęłyśmy ferie... ;)
Pierwsza sprawa jest taka, że ... znów jest limit.... 
                                           18 komentarzy = nowa notka ;)
Druga sprawa: Pojawiła się nowa zakładka u góry 'Informowani". Jeśli chcecie dowiadywać się o nowych rozdziałach napiszcie tam swój e-mail, twitter, gg lub cokolwiek ;D
A co do rozdziału... Nie chciałam, żeby rozbawił do łez  (musi być ten nastrój), ale nie chciałam również, abyście mieli grobowe miny ;D Napiszcie wasze ogólne wrażenia ^^ Do następnego miśki ! ~ Maddix <3




Zauważyłam, że pod rozdziałem znajduje się kilka, bardzo podobnych komentarzy prawdopodobnie od jednej osoby. Jeśli chcecie wypełnić limit - nie róbcie tego. Jest mi bardzo przykro, że tylko w taki sposób chcecie zobaczyć następną notkę.

niedziela, 3 lutego 2013

Rozdział 29


Niall i Kate wyszli, a ja uśmiechnęłam się na tę wieść. Ostatnimi czasy Kate była zła na niego, przeze mnie. No, ale na szczęście gdzieś w końcu wyszli. Chciałam zrobić sobie kanapkę, kiedy nagle poczułam silny ból w okolicach brzucha. Jedną ręką go oplotłam, a drugą złapałam się za stół. Jęknęłam z bólu i zaczęłam osuwać się na ziemię. Nagle do domu wszedł Niall.
- Emily?! Co się dzieję!?- zapytał, ale ja nie byłam w stanie mu odpowiedzieć. Blondyn nie czekając na moją odpowiedź, złapał mnie za rękę i zaczął delikatnie podnosić do góry. Nie mogłam ogarnąć swoich myśli, jedyne co miałam w głowie to strach, że stracę moje dziecko i rozpacz. Byłam już z Niallem przy samochodzie, a Kate patrzyła się na to wszystko z przerażeniem.
- Wsiadaj!- krzyknął chłopak do Kate, która szybko wykonała tą czynność.
- Co się dzieje?!- zapytała brunetka, a Niall trzęsącymi rękami podał jej kluczyki i usiadł obok mnie.
- Nie ma czasu, jedź!
- Ale gdzie ja mam jechać?
- Do szpitala.- wyszeptał Niall i objął mnie ramieniem. Ból nie tylko przeszywał mój brzuch, ale i głowę oraz serce. Łzy ciurkiem leciały po mojej twarzy, nie kontrolowałam tego. – Trzymaj się Ems, jeszcze trochę.
- To .. nie ode mnie zależy. – wymamrotałam i jeszcze bardziej skręciłam się z bólu. Kate zaparkowała przed szpitalem i szybko wyskoczyła z auta. Nie byłam w stanie iść. Blondyn wyciągnął mnie delikatnie z auta i wziął na ręce, po czym szybkim krokiem, udał się w stronę szpitala. Nie kontrolowałam już mojego ciała- ból przejął nade mną władzę.
- Tak się boję …- wyszeptałam do Nialla i wtuliłam się w jego koszulkę.
- Nie bój się, jestem tu. Lekarz! Potrzebujemy lekarza!- powiedział Niall i pocałował mnie w głowę. Pojawiła się jakaś pielęgniarka z wózkiem, chłopak posadził mnie na nim. Jakiś koleś w białym fartuchu zaczął mierzyć mi tętno. Ból rozpierał mój brzuch, krwawiłam. Za nim straciłam przytomność, zobaczyłam przerażonego Nialla i Kate trzymającą jego trzęsącą się rękę. A potem… była już tylko ciemność.
                                                     *Oczami Nialla.*
Nie wiedziałem co się dzieję. Nie chciałem dopuścić do siebie myśli, że Emily może się coś stać. Za nim ją wzięli na salę operacyjną, widziałem jak płaczę, a potem traci przytomność. Wolałbym żeby to był sen. Naprawdę.
- Niall … proszę powiedz mi, co się dzieję.- wyszeptała Kate, która wciąż trzymała moją rękę w uścisku. Przetarłem wolną dłonią twarz i usiadłem na krzesełku, a obok mnie usiadła brunetka.
- Emily … jest w ciąży, w pierwszym miesiącu. – powiedziałem i spojrzałem na dziewczynę, która puściła moją rękę i zasłoniła sobie usta.
- O mój boże … od kiedy wiecie i dlaczego nic nie powiedzieliście?- zapytała Kate i spojrzała na mnie ze załzawionymi oczami.
- Od tygodnia. Emily mnie o to prosiła. Powiedziała, że powie wam, jak będzie gotowa. – powiedziałem i schowałem twarz w dłoniach. Cholernie się o nią boję. Nagle poczułem jak moja dziewczyna wstaję i gdzieś idzie.
- Kate? Gdzie ty idziesz? – zapytałem, a ona uśmiechnęła się do mnie blado.
- Muszę zadzwonić do Louisa. – odpowiedziała i wyjęła telefon, po czym udała się na bok. Kurwa mać.
                                                        * Godzinę później.*
Louisa jeszcze nie było, a ja i Kate co raz bardziej odchodziliśmy od zmysłów. Emily była wciąż na sali. Miałem wrażenie, że ta minuty ciągną się godzinami, a godziny- latami. Nagle do szpitala wpadł Louis z przerażoną miną. Kiedy nas zauważył, podbiegł i spojrzał na nas.
- Co się stało z Emily?! Gdzie ona jest?! – zapytał i patrzył to na mnie, to na Kate. Westchnąłem ciężko i spojrzałem na niego.
- Emily … jest w ciąży. Kiedy wychodziłem z Kate, Ems została sama, ale ja wróciłem się jeszcze po telefon i zobaczyłem ją jak się zwija z bólu. Więc przyjechaliśmy tutaj, a ją trzymają cały czas na sali operacyjnej. – powiedziałem, a szatyn spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
- Co? Czy ty mi próbujesz powiedzieć … - zaczął, ale nagle wybuchnął gromkim śmiechem.- Nie, to nie możliwe! To … nie, to nie może być prawda.
- Louis uspokój się. Tak, to niestety jest prawda. – powiedziałem i położyłem mu rękę na ramieniu, ale on ją zrzucił.
- Ty wiedziałeś cały ten czas i nic mi nie powiedziałeś!? Jak … jak mogłeś! – krzyknął w moją stronę, a ja wstałem z krzesełka.
- Tak wiedziałem, ale obiecałem Emily, że nikomu nie powiem. Ale nie martw się, dbałem o nią. – powiedziałem spokojnie, ale Louis wydawał się zrozpaczony i zdenerwowany.
- Nie powiesz?! Może to było twoje dziecko!- krzyknął, a Kate odsunęła się do tyłu przerażona atakiem gniewu Louisa.
- Moje dziecko?! Jesteś nienormalny! To twoje dziecko imbecylu i dobrze o tym wiesz, tylko jesteś zły, że to ja wiedziałem prędzej niż ty. – powiedziałem, a raczej zadrwiłem z niego. Louis miał coś jeszcze dodać, ale z sali wyszedł lekarz i skierował się w naszym kierunku.
- To państwo przywieźli Emily tutaj? – zapytał lekarz i omiótł wzrokiem mnie i Kate. Pokiwaliśmy głowami.- Niestety nie mam dobrych wieści. Panna Sparks … niestety poroniła. Jest tu może ojciec dziecka? – zapytał lekarz, a ja poczułem jak nogi się pode mną uginają. Poroniła, o boże.
- Jestem. – odpowiedział blady i przerażony Louis i spojrzał na lekarza.
- Panna Emily, chciałaby z panem porozmawiać. – powiedział, ale Louis potrząsnął głową.
- Ja nie chce z nią rozmawiać, proszę jej to przekazać. – odpowiedział szatyn i usiadł na krześle, chowając twarz w dłoniach. Kate spojrzała zdumiona na Louisa i zaczęła przemawiać mu do rozsądku, o tym, żeby pomyślał jak Emily się teraz czuję. Lekarz chciał iść do sali Ems, ale złapałem go za rękę.
- Ja jej to powiem doktorze. – wymamrotałem, na co doktor uśmiechnął się lekko i wskazał mi drzwi od sali. Wszedłem do środka i zobaczyłem bladą jak ściana i zapłakaną Emily. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się smutno. Moje emocje … są nie do opisania.
                                                   *Oczami Emily.*
Obudziłam się w białym pomieszczeniu. Czułam się słaba, wykończona, beznadziejna. Dobrze wiedziałam, że straciłam dziecko, już w momencie kiedy rozbolał mnie ten cholerny brzuch. Właśnie teraz, kiedy miałam powiedzieć Louisowi. Kiedy mieliśmy być szczęśliwi.
Nagle w drzwiach stanął nieco pobladły Niall. Uśmiechnęłam się smutno.
- Louis nie przyszedł, bo jest mu trochę słabo. – powiedział farbowany, a ja dobrze wiedziałam, że tak nie jest.
- Daj spokój Niall, obydwoje wiemy, że on nie chce mnie widzieć.
- Dziwisz mu się? – zapytał blondyn, a ja spojrzałam na niego lekko zszokowana.
- Słucham?
- Tak to co słyszysz! Ja mu się wcale nie dziwię. Też bym był zły gdyby moja dziewczyna, ukrywała przede mną swoją ciąże. Jak on się czuł co?!- wykrzyczał Niall, a ja podniosłam się z łóżka. Mimo, że brzuch nadal mnie bolał, nie przejęłam się tym.
- A jak ja się czułam!? Ile razy z nim rozmawiałam, przed tym jak zaszłam w ciąże o dzieciach, za każdym razem mówił, że nie chce ich mieć! To jaki byłby sens mówienia mu o tym dziecku!?- zapytałam, a chłopak przejechał dłonią po twarzy.
- Ale Emily, zrozum, to co innego! Te dziecko jest rzeczywiście, więc nie miałby wyboru! Ale ty jak zwykle musiałaś się zachowywać jak bachor, a ja musiałem ci w tym pomagać czego teraz żałuję.- powiedział, a ja pokręciłam z niedowierzaniem głową.
- Po pierwsze: tego dziecka, już nie ma! Nie ma go rozumiesz?! Żałujesz?! Dobrze wiedzieć, że mój przyjaciel żałuje tego, że mi pomagał. Świetnie, naprawdę!- krzyknęłam i zalałam się łzami. Twarz Nialla była bez wyrazu.
- Ty zawsze … zawsze musisz być taka nieodpowiedzialna, taka … sprawiająca problemy! Weź się w garść dziewczyno, zawsze … przyprawiasz nam kłopotów i zmartwień! Czasami chciałbym, żebyś wyjechała. – powiedział Niall, a ja poczułam jakby moje serce rozpadło się na części. Blondyn, chyba nie zdawał sobie sprawy z tego co powiedział, bo nagle wyraźnie pobladł.- Nie Emily, ja wcale nie …
- Wyjdź Niall. I nie wracaj. – wyszeptałam i spuściłam głowę. Usłyszałam, że odchodzi, więc podniosłam głowę. Wyszedł trzaskając drzwiami. Przez szybę widziałam jak z nerwów kopnął krzesło, Louis chciał z nim pogadać, ale ten go odepchnął i odszedł. Za nim poleciała Kate z lekko pobladłą twarzą. Położyłam się powrotem do łóżka i rozpłakałam się. Same pozytywy dzisiejszego dnia! Nagle usłyszałam trzask otwierających się drzwi. Spojrzałam w ich stronę – stał tam Louis z podniesioną głową.
- Jak mogłaś?- zapytał i spojrzał na mnie z mordem w oczach.
- Chciałam ci powiedzieć, nawet nie wiesz jak bardzo. Miałam to zrobić dziś, kiedy Niall i Kate wyszli. Ale … widzisz gdzie teraz jestem.
- Chciałaś!? Naprawdę!? A mnie się wydaję, że wcale tego nie chciałaś! Jestem przekonany, że to nie moje dziecko! No czyje Emily? Harry? A może Zayn? Choć najprawdopodobniej to dziecko było Nialla, jestem pewny! – wykrzyczał, a  ja pokręciłam z niedowierzaniem głową.
- Jak .. jak ty możesz?! To było nasze dziecko, idioto! Na jakiej podstawie mnie osądzasz w taki sposób!?- zapytałam cała w nerwach, a Louis po prostu odwrócił się na pięcie i złapał za klamkę od drzwi.
- Inaczej byś mi powiedziała. – wymamrotał i opuścił salę, trzaskając przy tym drzwiami. No nie, no po prostu kurwa nie. Czy ja już nikogo nie obchodzę? Czy ktoś chociaż raz pomyślał o mnie? O nie przepraszam, Zayn i Harry przywieźli moje rzeczy do szpitala. Ale spojrzeli na mnie z pogardą i wyszli. Chciałam też porozmawiać z Liamem, ale kiedy do niego zadzwoniłam, odebrał twierdząc że nie ma czasu i że mam nie dzwonić więcej. Wow. Dzięki ‘przyjaciele’. Byłam wykończona dzisiejszym dniem, więc postanowiłam iść spać. Z nadzieją na lepsze jutro.
                                                      *Następnego dnia: rano.*
Obudziłam się z lekkim grymasem na ustach. Po wczorajszym dniu, miałam jedynie ochotę się zamknąć w ciemnym pokoju i wypłakać. Przetarłam oczy i spojrzałam na bok. Po prawej stronie stało łóżko, którego wcześniej tu nie było. Wzruszyłam ramionami i postanowiłam iść do szpitalnej łazienki. Zabrałam jakieś ubrania i po 40 minutach byłam gotowa. Wróciłam na salę, a na moim łóżku siedział nieznajomy chłopak. Miał około 12 lat.
- Cześć. Znamy się? – zapytałam chłopca i uśmiechnęłam się delikatnie.
- Nie. Płakałaś? – zapytał, a mnie zbiło to z tropu.
- Może. Czemu pytasz? Przecież się nie znamy.
- Wiedziałem. A czy to że się nie znamy, zabrania mi troszczyć się? – odpowiedział i spojrzał na mnie uważnie.
- Nie, ale dziwnie czuję się rozmawiając o tym z nieznajomą mi osobą.- zakomunikowałam i spojrzałam na chłopca. Miał brązowe włosy, lekko przydługie. Niebieskie, mądre oczy. Był .. przyjazny.
- Nazywam się John. Czy teraz będziesz chciała ze mną porozmawiać?
- Jestem Emily. Tak, teraz tak. – powiedziałam i uśmiechnęłam się delikatnie.
- Więc powiedz mi, dlaczego płakałaś?
- Straciłam dziecko. Pokłóciłam się z najlepszym przyjacielem i chłopakiem.
- Przykro mi. Kto sprawił ci największą przykrość? – zapytał, a ja spojrzałam na niego uważnie.
- Chyba .. mój najlepszy przyjaciel.
- Nie powinien tego robić. Jesteś pewna, że jest on twoim najlepszym przyjacielem?
- Tak, jestem pewna. Nie dziwię mu się, że był zdenerwowany. Zazwyczaj… jestem nie do zniesienia. – powiedziałam i pociągnęłam nosem, jak mała dziewczynka, która zawiniła.
- Nie wyglądasz mi na osobę, która jest denerwująca. Raczej … na kogoś do kogo z chęcią się lgnie. – powiedział i uśmiechnął się do mnie szeroko. Odwzajemniłam uśmiech i otarłam policzek z łez.- Ale jestem pewny, że twój przyjaciel cię kocha jak rodzoną siostrę. Czuję tutaj jego energię.
- Nie wiem, może.
- A twój chłopak? Co z nim? – zapytał John, a ja przysiadłam obok niego. Chłopczyk złapał mnie za rękę i uśmiechnął się pocieszająco.
- Myślę, że on nie będzie już chciał ze mną być. Tak mi się wydaję. – odpowiedziałam i poczułam jak znów mam mokre policzki od łez.
- Mylisz się i to bardzo! Jestem pewien, że ci wybaczy, on cię kocha. Jesteś dla niego wszystkim.
- Skąd to możesz wiedzieć?
- Jego energię też tutaj czuję. – odpowiedział i znów obdarował mnie przyjaznym uśmiechem.
- Jak możesz coś takiego czuć?
- Jestem trochę specyficzny. Potrafię wyczuć czyjeś uczucia, kiedy nawet nie przebywa tuż obok mnie. Przebywam w szpitalach od 6 roku życia. Nauczyłem się tego od innych pacjentów. – powiedział i ścisnął mocniej moją dłoń.
- Chciałabym czasami tak czuć jak ty. Byłoby łatwiej.- powiedziałam i westchnęłam głęboko. Nagle w mojej głowie zrodził się cudowny plan. Wstałam z łóżka i zaczęłam pakować rzeczy do walizki, którą przywieźli chłopcy.
- Chyba nie chcesz wyjechać? – zapytał John i kucnął tuż obok mnie.
- Myślę, że to dobrze zrobi nam wszystkim. Kiedy odpoczną ode mnie, wtedy zdecydują czy mam wracać czy nie. – powiedziałam i zapięłam walizkę na suwak. Wyszłam szybko z sali i poszłam do mojego lekarza prowadzącego. Mimo niechęci wypisał mnie ze szpitala. Wróciłam na salę i spojrzałam na Johna. Trzymał kartkę w ręku i długopis.
- Wiesz, że uciekają tylko tchórzę? – zapytał i spojrzał na mnie uważnie.
- Wiem. Ja jestem tchórzem.
- Wiedziałem, że tak odpowiesz. A tym pytaniem chciałem ci uświadomić, że wcale nim nie jesteś. Chcesz jak najlepiej dla swoich bliskich, swoim kosztem.
- Możliwe John.
- Skoro chcesz to zrobić, to chociaż napisz im co zamierzasz. Nie możesz opuścić ich bez słowa!
- Fakt, masz rację. Daj.- powiedziałam, a chłopczyk podał mi kartkę papieru i długopis. Po 10 minutach pisania, list był gotowy. Jego treść była krótka: Kochani, wyjeżdżam. Nie szukajcie mnie, będzie lepiej, jeśli odejdę. Nie chcę wam sprawiać kłopotów, dobrze, że Niall i Louis mi to uzmysłowili. W każdym razie kocham was, kiedyś jeszcze się spotkamy. Wasza Emily xxxx. Spojrzałam jeszcze raz na kartkę i westchnęłam ciężko. Tyle .. powinno wystarczyć.
- Jesteś pewna, że chcesz wyjechać?-  zapytał John i przytulił mnie na pożegnanie. Pokiwałam głową na potwierdzenie.- Dobrze. Przekaże im ten list. Według mnie, jesteś za słaba żeby iść. Ale dobrze. Obyśmy się jeszcze zobaczyli.
- Dam radę. Na pewno! Dziękuję. Żegnaj John.- powiedziałam i z delikatnym uśmiechem opuściłam salę z walizką w ręce. Wyszłam przed szpital i odetchnęłam głęboko. Mam wrażenie, że teraz będzie już tylko lepiej. Wsiadłam w taksówkę stojącą pod budynkiem i zapięłam bluzę.
- Dokąd panienko?- zapytał kierowca, a ja spojrzałam w stronę ulicy.
- Na lotnisko. – odpowiedziałam i przetarłam ręką twarz. Nie wiedziałam czy robię dobrze, wyjeżdżając, ale wydawało mi się, że tak będzie lepiej dla wszystkich. Potrzebowali ode mnie odpocząć, a ja sama musiałam odreagować po .. tym wszystkim. 20 minut później, byłam już na miejscu. Zapłaciłam taksówkarzowi i udałam się w stronę lotniska. Podeszłam do kasy i spojrzałam na listę wylotów. Nie wiedziałam gdzie mam lecieć. Jednak po chwili, przypomniało mi się, że mam ciocię w Paryżu.
- Dzień dobry. Poproszę jeden bilet do Paryża. – powiedziałam do pani siedzącej w okienku, a ta spojrzała na mnie spod okularów.
- Masz szczęście, za 20 minut odlatują. – odpowiedziała i podała mi bilet. Zapłaciłam i szybko udałam się do odprawy. Po chwili siedziałam już na swoim miejscu w samolocie. Westchnęłam ciężko i wyjrzałam przez okno. Wznosiliśmy się w górę, a za nami co raz bardziej rozmazywał się obraz lotniska. Dowidzenia Anglio. Do widzenia przyjaciele.
                                                     * 3 godziny później*
Wysiadłam z samolotu i udałam się na postój taksówek. Niestety nie mówię po francusku, więc po prostu podałam kierowcy napisany na kartce adres. Po około 40 minutach znalazłam się przed niewielkim, ale uroczym domem cioci. Wyciągnęłam walizkę i stanęłam przed drzwiami, po czym zadzwoniłam. Nie minęła sekunda, a w drzwiach pojawiła się ciocia Monic.
- Bonjour. Oh Emily! A co ty tu robisz ma chérie? – powiedziała, a raczej zapiszczała ciocia i mocno przytuliła mnie do siebie. Pomogła mi wnieść torbę do środka i zamknęła za nami drzwi.
- Mam pewne problemy. Czy będę mogła tutaj zostać na jakiś czas?
- Oui! Naturalnie. Ale co się dzieję? – zapytała ciotka i wskazała na kanapę. Usiadłyśmy obie i spojrzałyśmy na siebie.
- Po prostu … zepsułam parę spraw. – powiedziałam, a ręka Monic uścisnęła moją.
- Jakich?
- Byłam w ciąży i … poroniłam. Potem pokłóciłam się z najlepszym przyjacielem i chłopakiem. Jestem beznadziejna.
- Oh! Emily, nawet nie wiesz jak mi przykro skarbie. Ale wydaje mi się, że nie tylko twoja wina jest w tym wszystkim. – powiedziała i uśmiechnęła się pocieszająco. Miała 35 lat, ale wciąż zachowała młodzieńczy urok. Kiedy byłam mniejsza, uwielbiałam do niej przyjeżdżać, zawsze mi pomagała. Tak jak teraz.
- Nie wiem sama ciociu. Ale … to chyba ja jestem tą najgorszą.
- Vous tromper!  Gadasz głupoty moje dziecko. Idź lepiej się połóż. Będziesz spała w moim pokoju, to na pierwszym piętrze, naprzeciwko schodów. – powiedziała i przytuliła mnie mocno do siebie. Uśmiechnęłam się blado i udałam się do wyznaczonego pokoju. Otworzyłam walizkę i wyciągnęłam piżamę oraz kosmetyczkę i szybko wzięłam prysznic. Położyłam się na łóżku i tak po prostu rozpłakałam się. Nie mam już siły, naprawdę.
                                                    *Oczami Monic.*
Czekałam aż moja bratanica w końcu zaśnie. Weszłam po cichu do jej pokoju i zaczęłam szukać telefonu. W końcu znalazłam owy przedmiot i na palcach opuściłam pomieszczenie. Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Emily cierpi, a na to nie pozwolę. Weszłam w jej spis kontaktów i znalazłam poszukiwany numer. Wpisałam go do swojego telefonu i nacisnęłam zieloną słuchawkę z nadzieją, że ktoś odbierze.
- Halo? – usłyszałam trochę zdenerwowany głos dziewczyny.
- Kate? Tu mówi ciocia Emily, Monic. Pamiętasz mnie?
- Tak, oczywiście że pamiętam! Co się stało? – głos Kate był teraz nieco bardziej wesoły.
- Musicie tu przylecieć, do mnie do Paryża. Wy wszyscy. Dobrze wiesz dlaczego. – powiedziałam i usłyszałam głośne wstrzymanie oddechu.
- Emily jest u pani!?
- Oui!  Adres mojego domu to des Maritimes 12. Czekam na was, au revoir. – powiedziałam i nie czekając na odpowiedź, rozłączyłam się. Poszłam odłożyć telefon Emily do jej pokoju, po czym wróciłam i usiadłam na krześle w kuchni. Oby wszystko się ułożyło.
                                                                       ***
Od autorki: Bonjour! looool. Witam w nowym rozdziale i w ogóle. Nie będzie pytań, ale jest ważna informacja. Wiemy, że jakaś osoba komentuje po kilka razy nasze posty, żeby wypełnić limit. Proszę tego nie robić, bo nie będą one liczone. Dziękuję. Limit: 18 komentarzy. Do napisania, love u.~ Maddie xxxxx