niedziela, 30 czerwca 2013

Rozdział 49


Stałam nad łóżeczkiem śpiącej Melanie i zastanawiałam się, kiedy ten cholerny czas tak minął. Nie dawno byłam zwykłą uczennicą polskiego liceum, zawalona obowiązkami i żyjąca głównie chwilą. Byłam roztrzepana, szalona i nigdy, przenigdy, nie miałam zamiaru się ustatkować. Chciałam tylko bawić się. A teraz? Nabrałam pewnej stateczności. Za parę miesięcy skończę 21 lat. Na wiosnę mam wziąć ślub. Jestem studentką II roku prawa. Wiecie, życie potrafi płatać figle. Mimo, że czasami mam ochotę wrócić do tych czasów, gdzie na porządku dziennym było wygłupianie się, wszyscy byliśmy jeszcze singlami i nie było żadnych zobowiązań, to tak naprawdę jestem najszczęśliwszą kobietą na ziemi, mając to co teraz mamy. Gdyby ktoś zaproponował mi powrót do tamtych czasów, z ręką na sercu odpowiedziałbym: „Nie dzięki, stary.” Bo teraz żyję takim życiem, jakim w głębi duszy pragnęłam zawsze żyć. Mel cicho zapłakała, więc wzięłam ją na ręce i zaczęłam kołysać. Nagle w drzwiach pojawiła się zaspana Danielle.
- Emily? Co się stało? – zapytała i podeszłam do mnie, głaszcząc córkę po główce.
- Nic, już ci ją daję. – powiedziałam i poczułam łzy gromadzące się pod powiekami. Nie chciałam, aby Dani to widziała, więc szybko oddałam jej małą.
- Dzięki Ems, że tu byłaś. – powiedziała i pocałowała Mel w czoło. Uśmiechnęłam się tylko i udałam się do pokoju Louisa. Tymczasowo mojego. Usiadłam na łóżku i zaniosłam się płaczem. Nie będę mogła mieć dzieci. Nie będę mogła mieć swojej pociechy. A tak bardzo pragnęłam mieć dziecko. A tu… nic z tego. Przetarłam twarz i położyłam się spać. Dzięki bogu, że wcześniej się umyłam.
*Następnego dnia: rano*
Ubrałam się w jakieś ubrania i zeszłam na dół, gdzie o dziwo była cała trójka i Mel na rękach rozczochranej Dani. Zasłoniłam usta ręką i starałam się nie wybuchnąć śmiechem.
- Nic nie mów Sparks! – wysyczała Danielle, a ja pokiwałam z uśmiechem głową i pocałowałam Melanie w jej malutką rączkę. – Nie każdy wygląda tak świetnie jak ty!
- Teraz się zorientowałaś? – zapytałam i wszystkie się zaśmiałyśmy. – To o której dziś będziecie?
- Ja koło 17:00, mam nadzieję, że się wyrobię. – powiedział Kate, a ja uśmiechnęłam się do niej pocieszająco. Dziewczyna się wbiła w połowie studiów, ale daje sobie radę. Jestem z niej dumna.
- A ja o 14:00! Biedna Kate – powiedziała z wyszczerzem Perrie, a ja zaczęłam się śmiać.
- Ja też dziś o 14: 00 więc Kate jak zwykle ominie wszystko. Swag! – powiedziałam i zaczęłyśmy się śmiać, oczywiście oprócz Kate. Ta spojrzała na mnie spod przymrużonych powiek i strzeliła focha.
- A propos słagu… czy za oknem czasem nie stoi Justin? – zapytała Danielle i wszystkie spojrzałyśmy w tamto miejsce. Faktycznie! Poszłam szybko otworzyć drzwi by po chwili trwać w mocnym uścisku z Justinem
- Emily! Ślicznotko! – powiedział i okręcił mnie wokół własnej osi. Zaczęłam się śmiać.
- Justin, tyle czasu cię nie widziałam! – uśmiechnął się szeroko i postawił mnie na ziemi. Przywitał się z resztą i spojrzał na mnie. – Co tu robisz?
- No jak to co, przyszedłem zostawić tu gotowe demo dla chłopaków. – powiedział, a my spojrzałyśmy po sobie.
- Demo dla chłopaków? Przecież oni wracają za 3 tygodnie. – powiedziała Perrie, a Justin spojrzał na nią zdezorientowany.
- Oni wracają dziś wieczorem. – powiedział i nagle zrobił sobie sam fejspalma. – Kurwa! Miałem wam nie mówić!
- Chyba za dużo czasu spędzasz z Hazzą, bo jego głupota na ciebie przechodzi. – powiedziałam, a on zrobił obrażoną minę. – Żartowałam! Ale to nawet lepiej, że wiemy… będziemy mogły zrobić im… małą niespodziankę. – powiedziałam chytrze i złapałam torebkę po czym zdecydowanym krokiem zostawiłam ich, by mogli zastanawiać się jak bardzo zły jest mój plan.
*18:00*
- Wszystko gotowe? – zapytałam, a Kate pokiwała głową. Danielle siedziała w kuchni, ubrana w dość skąpą sukienkę i trzymała w ręce „drinka” który tak naprawdę był sokiem jabłkowym. Perrie stała oparta w spódniczce i bluzce z głębokim dekoltem. Ja ubrana dość… wyzywająco , stałam przy drzwiach. Pewnie zastanawiacie się co to za plan? No to się za chwilę dowiecie. Dźwięk silnika na podjeździe… kroki… przekręcana klamka… - Muzyka, światła!
- Sieee…. ŁOT DE FAK? – usłyszałam głos Harrego który wyglądał na bardzo zaskoczonego. – Chłopaki, chodźcie to zobaczyć!
- A co w tu robicie!? – Danielle, świetnie udała zaskoczoną. Reszta 1D stała w drzwiach i patrzyła na nas ogromnymi oczami. Nie dziwię się – dom wyglądał jak zwykły burdel. To był mój chytry plan!
- Co to… jest?! – usłyszałam głos Louisa, a ja zapaliłam papierosa i wydmuchałam dym wprost w jego twarz w międzyczasie klepiąc Zayna w tyłek i całując Nialla w usta.
- No cóż, skoro się już dowiedzieliście… pod waszą nie obecność zrobiłyśmy tu agencję towarzyską. Trzeba jakoś zarobić na studia nie? – powiedziałam i mrugnęłam do Liama, a potem złapałam za pośladek Harrego, który podskoczył, zaskoczony. Kate podeszła i oparła się o ramię Zayna, posyłając mu kuszące spojrzenie. Danielle przytuliła się od tyłu do Louisa, a Perrie pocałowała Liama w usta. Ja objęłam w pasie Nialla i Harrego. Powstrzymywałam się, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
- A…E…O….M… - wydukał Niall i spojrzał na moje… odsłonięte pośladki. Złapałam go za podbródek i przejechałam dłonią po policzku.
- Chyba nie ma cię nic przeciwko temu? – zapytała Perrie i uśmiechnęła się do Liama. Chłopcy stali w miejscu zaskoczeni, zauroczeni i podnieceni. PLAN SIĘ UDAŁ!
Spojrzałam porozumiewawczo na dziewczyny i odchrząknęłam.
- No to skoro już wszystko wiecie, to możemy wam powiedzieć, że … - odsunęłyśmy się i stanęłyśmy obok siebie. – WROBIŁYŚMY WAS!
- Że co!? – krzyknęli chłopcy, a my zaczęłyśmy się śmiać. Oh, boże, jak ja to uwielbiam!
*Tydzień później*
- Emily, to już ostatni dom. – powiedział Louis i złapał mnie za rękę. Oglądaliśmy domy, bo chcieliśmy razem zamieszkać. Oprócz tego okazało się, że Liam zakupił dom w okolicy i dziś skończyli przewozić meble, ubrania i rzeczy. Harry zrobił to już podczas trasy i również mieszkają razem z Victorią. Niall i Kate zostali w naszym starym wspólnym domu, a Zayn i Perrie dziś rozpoczynają przeprowadzkę. A my, wciąż nie umiemy nic wybrać.
- Wiem, ale w ogóle mi się nie podoba! Jego kolor wygląda jakby ktoś wyrzygał rybę. – powiedziałam, a Lou zaczął się śmiać i pocałował mnie w usta. Odwróciłam się i zaparło mi dech w piersiach. Przede mną stał najpiękniejszy dom na świecie. Zauważyłam tablice z napisem „na sprzedaż”. – Louis?
- Tak, skarbie?
- Nasz wspólny dom.
*3 dni później*
Czy wspominałam, że mam bekę? Wszyscy się wyprowadziliśmy, ale tak jakby wciąż mieszkamy razem. Bo wiecie… co dwa domy. Niall i Kate - ktoś – Ja i Louis. Naprzeciwko nas Zayn i Perrie - ktoś – Liam i Danielle. A obok nich Harry i Victoria. LOL. Wracając, ekipa remontowa, była najszybszą ekipą jaką kiedykolwiek widziałam. Uwinęli się z malowaniem, kafelkowaniem i innym w 2 dni. A ekipa przeprowadzko-wa pomogła nam wszystko przenieść. Teraz stałam w naszym nowym domu i patrzyłam na niego z zachwytem. 
- Cieszysz się tak samo jak ja? – zapytał Lou, a ja pokiwałam głową.
- Nawet bardziej.
- Emily, jakoś blado wyglądasz, może się położysz? – zapytał mój narzeczony, a ja pokręciłam głową.
- Chciałabym, ale nie mogę. Mam wizytę u ginekologa. Rutynowo, czy czasem, coś się nie pogorszyło. – powiedziałam, a chłopak pokiwał głową. Pocałowałam go namiętnie, a on przejechał kciukiem po moim policzku.
- Wróć szybko, bo zaraz przyjdzie reszta. – powiedział, a ja pokiwałam głową i wyszłam z domu. Wsiadłam do samochodu i odjechałam. Po 15 minutach byłam na miejscu. Poczekałam 10 minut i weszłam do gabinetu.
- Emily, dzień dobry. – powiedziała pani doktor i uśmiechnęła się. – Rozbierz się i połóż na kozetce. – pokiwałam głową i wykonałam czynność. Lekarka przejechała mi po brzuchu tym czymś i wpatrywała się uważnie w ekran. – To niewiarygodne…
- Co!? – zapytałam i zaczęłam się zastanawiać. Rak?
- Gratuluje Emily. – powiedziała i odsunęła aparaturę od mojego brzucha. – Jesteś w drugim miesiącu ciąży. – uśmiechnęła się do mnie promiennie, a mnie zamurowało.
- Ale.. jak to!?
- Wiem, mówiłam ci, że na 99% nie będziesz mieć dziecka. Jednak… byłaś tym 1% - odparła, a ja poczułam łzy na policzkach. – Czy to łzy szczęścia?
- Jak najbardziej tak! – odpowiedziałam i ogarniające mnie szczęście wzięło nade mną górę i przytuliłam lekarkę. – Dziękuję pani, kocham panią!
- Przecież to zasługa pani narzeczonego! – powiedziała ze śmiechem i pokręciła głową. Wypisała mi termin następnej wizyty, a ja wyszłam z gabinetu jak na skrzydłach. Nie wierzę… tak cholernie się cieszę!
*20 minut później*
- No i wiecie… ja się zastanawiam po co robią te dodatkowe zamknięcia soku? Przecież jest zakrętka, to po co jeszcze to srebrne? Ja bym to wycofał, bo według mnie tym się można udławić, albo ktoś może pomyśleć że tego nie można otwierać i co wtedy?! No skandal i perfidne denerwowanie konsumentów. Ja zgłaszam sprzeciw i mówię stanowcze nie dla emerytów! – wchodząc do domu usłyszałam słowa Harrego i zastanawiałam się, co on bierze i dlaczego przedawkował. Pomijając to, wpadłam do salonu, gdzie byli wszyscy moi najbliżsi.
- Cześć Ems, czekaliśmy – powiedział Louis i pocałował mnie w policzek.
- Słuchajcie muszę wam coś powiedzieć… - zaczęłam i przymknęłam oczy nie wierząc we własne szczęście. – Jestem w ciąży. – powiedziałam i uśmiechnęłam się szeroko.
- Będziemy mieli dziecko? – zapytał Louis i wstał. Pokiwałam głową. Chłopak przytulił mnie mocno do siebie i pocałował w usta. – Będę ojcem. Będę tatą! – wyszeptał i wszyscy zaczęli bić brawo. Po kolei ściskali mnie i oszołomionego Tommo. Postanowiliśmy zrobić grilla, żeby uczcić to wszystko. Jestem w ciąży… czaicie? Będę mamą.
*3 godziny później*
- Emily, możemy pogadać? – usłyszałam głos Kate i pokiwałam głową. Świetnie się bawimy tu na grillu, a Louis wygląda naprawdę na szczęśliwego. Usiadłyśmy z brunetką na huśtawkach z tyłu domu. – Cieszę się, że jesteś w ciąży.
- Ja też. – odpowiedziałam i znów poczułam falę radości.
- Wszystko się zmienia, co nie? Nie długo bierzecie ślub, będziecie mieć dziecko. To jest… dziwne.
- Nie, Kate. Nie dziwne. Wspaniałe. Pomyśl: przy wszystkich najlepszych momentach byłyśmy razem. Potrafiłyśmy przezwyciężyć problemy. Widziałyśmy jak każda z nas dorasta i staje się kobietą. – powiedziałam i usiadłam na trawie. Obok mnie spoczęła Kate.
- Wiem. Ale … nasza przygoda się kończy…
- Nie skarbie. Ona się dopiero zaczyna, wiesz?- przytuliłam ją i uśmiechnęłyśmy się szeroko. – Myślisz, ze z brzuchem nie pójdę na parkiet i nie będę wymiatać? Mylisz się!
- No i tego się obawiam! – powiedziała przez śmiech i spojrzała na mnie. – Będziesz wspaniałą matką. A Louis wspaniałym ojcem.
*Parę godzin później*
- Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. – powiedział Louis i pocałował mnie w usta. Leżeliśmy w łóżku i uśmiechaliśmy się pod nosem. – Zapomniałem ci powiedzieć… za miesiąc mamy ślub.
- Że słucham!? – powiedziałam i zerwałam się do góry.
- Spokojnie, w tym stanie nie możesz się denerwować!
- Ty mnie nie uspokajaj, bo ci czymś przypierdziele!
- Okok! Byłem w kościele i załatwiłem nam termin na 7 marca. Chciałem to załatwić jak najszybciej, przepraszam. – powiedział, a ja pocałowałam go w usta i uśmiechnęłam się szeroko.
- Kocham cię Louis.
- I ja ciebie też kocham Emily. I nasze dziecko też.
*7 marca: dzień ślubu*
- Pojęcie lub Istota Postępowania Nakazowego. Postępowania szczególne wyodrębnia się ze względu na potrzebę zróżnicowania nakładu sił i środków w zależności od wagi przestępstwa, konieczność dostosowania przepisów prawa procesowego do poszczególnych zasad odpowiedzialności karnej albo mając na uwadze radykalne przyspieszenie postępowania w niektórych sprawach lub umożliwienie inicjowania procesu pokrzywdzonemu. Tak czy inaczej rzecz biorąc, osoba cywilno – prawna, może zostać zatrzymana tylko w okolicznościach nakazowych nadanych przez sąd lub w trakcie postępowania karno – cywilnego, w którym jasno przedstawione dowody oskarżają osobę o przestępstwo większego lub mniejszego stopnia.
- Dziękuję panno Sparks. Świetnie się pani sprawdziła. 5. A teraz… proszę biec, bo spóźni się pani na swój własny ślub! – krzyknął profesor, a ja wyleciałam z sali jak oparzona. Wsiadłam do auta i spojrzałam na osobę kierującą pojazdem.
- Co dostałaś? – zapytała Kate i odjechała z piskiem opon.
- A co mogłam dostać? Bardzo dobry! Zaliczyłam! – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się szeroko.
- OOOOH YEAAAAH! – wykrzyknęła Kate i akurat zatrzymałyśmy się pod domem. Weszłyśmy szybko do środka, gdzie czekały już Perrie, Danielle i Victoria.
- Nareszcie jesteś! Co ty tam mowę swojego życia wygłaszałaś!? – krzyknęła Perrie i pociągnęła mnie do siebie. Oddałam się w ręce dziewczyn. Po pół godziny miałam gotową fryzurę i makijaż, delikatny, składający się z tuszu do rzęs i bladoróżowej pomadki.
- Teraz, najważniejsze. – powiedział Victoria i uśmiechnęła się do mnie. Po chwili stałam ubrana w suknię ślubną. Kate przymocowała mój welon i spojrzała na mnie.
- Jesteś piękna. – wyszeptała i przytuliła mnie do siebie. Poczułam łzy pod powiekami.
- Boję się wiecie? – powiedziałam i spojrzałam na swój lekko zaokrąglony brzuszek. 
- Nie ma czego. Jesteś piękna. Za chwilę poślubisz mężczyznę, którego kochasz. Będziecie mieć dziecko. I do tego, jesteś najlepszą studentką na roku. Kochanie… chillout. – powiedziała Danielle, a ja zaśmiałam się cicho. – No, a teraz zostawiamy cię na przemyślenia, a same idziemy się przebrać. Do zobaczenia za 30 minut! – powiedziała i wszystkie opuściły pokój, oprócz Kate.
- Mogę się tu przebrać?
- Nawet musisz! – powiedziałam i spojrzałam na nią. Zaczęłam układać jej włosy i spojrzałam na nasze odbicie w lustrze. – Jak wiele się zmieniło.
- Emily. Za chwilę wyjdziesz za mąż. Pamiętasz naszą rozmowę miesiąc temu? – zapytała, a ja pokiwałam głową. – Zrozumiałam coś. Zrozumiałam, że nie ważne co zmieni się z nami na zewnątrz. Ważne, że w wewnątrz wciąż jesteśmy tą samą Kate i tą samą Emily co półtora roku temu. Ja też nie długo wezmę ślub. Dokładnie to 7 kwietnia! – powiedziała, a ja nagle się ożywiłam. – Wracając… nic nas nie rozłączy.
- Wiem. I pragnę żebyś wiedziała, że zawsze możesz do mnie przyjść. No może oprócz nocy, bo wtedy mam zajęcia z Louisem. – powiedziałam, a ona wybuchła śmiechem. – Na zawsze przyjaciółki?
- Na zawsze. – powiedziała i złączyłyśmy się malutkimi paluszkami. Po chwili była gotowa. Zeszłyśmy na dół gdzie czekały już  Perrie i  Danielle.
- Samochód już jest no i… jakieś 69 tysięcy paparazzi. – powiedziała  Victoria która właśnie weszła do przedpokoju.
- 69? Za dużo czasu spędzasz z Harrym… - powiedziałam i zaczęłyśmy się śmiać. Wyszłam z domu i oślepił mnie błysk fleszy.
- Emily, jak się czujesz?!
- Czy to prawda, że jesteś w ciąży!?
- Czy ktoś lub coś zmusiło cię do ślubu?! – usłyszałam kolejne pytanie i spojrzałam na reportera.
- Tak. Miłość do Louisa. – powiedziałam i wsiadłam do limuzyny. Pożegnałam się jeszcze z dziewczynami które jechały osobnymi autami i spojrzałam na mojego tatę, który siedział obok mnie.
- Jak się czujesz córeczko? – zapytał i przytulił mnie do siebie.
- Jak ktoś kto ma zaraz wyjść za mąż za osobę którą bardzo, bardzo kocha. – powiedziałam, a tata uśmiechnął się do mnie. – Co ja pieprzę, zemdleje zaraz z nerwów, pomocy, zabierzcie mnie stąd!
- Emilia! – powiedział tata ze śmiechem i pocałował mnie w czoło. Auto się zatrzymało i tata wyszedł pierwszy otwierając mi drzwi i podając rękę. Wysiadłam i znów błyski aparatów. – Twój wielki dzień.
- Tak. – westchnęłam i stanęłam przed drzwiami kościoła. Usłyszałam znaną mi melodie i pod rękę z tatą weszłam do kościoła. Wszyscy zgromadzeni spojrzeli w naszą stronę. Widziałam moich przyjaciół z uśmiechami na twarzy i łzami w oczach. Tata podprowadził mnie pod ołtarz i pocałował w policzek.
- Dasz czadu. – szepnął a ja zaśmiałam się cicho. Spojrzałam na Louisa i poczułam motylki w brzuchu. Idealny. Po prostu. Patrzył na mnie z zachwytem, a jego niebieskie oczy świeciły jak nigdy. Usiadłam na miejscu obok niego i złapaliśmy się za ręce. Nasi świadkowie – Niall i Kate, mieli wzruszone miny.
- Drodzy bracia i siostry – zaczął ksiądz i uśmiechnął się do nas. – Zebraliśmy się tu, aby połączyć świętym węzłem małżeńskim Emilię Anetę Sparks i Louisa Williama Tomlinsona. (…) A teraz podajcie sobie prawe ręce i powtarzajcie za mną.
- Ja Louis, biorę sobie ciebie Emilio za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
- Ja Emilia, biorę sobie ciebie Louisie za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
- A teraz wymieńcie się obrączkami na znak waszej miłości.
- Emilio przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. – powiedział i nałożył obrączkę na mój palec. Widziałam jak wielki uśmiech rozjaśnia jego twarz, a łzy w jego oczach, wypływają na policzek.
- Louisie przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. – wykonałam czynności i poczułam jak łzy zbierają mi się pod powiekami.
- Ogłaszam was mężem i żoną! Możesz już pocałować pannę młodą Louis – powiedział ksiądz, a ciepłe wargi mojego męża spoczęły na moich. Cały kościół zaczął bić brawo i wiwatować, jednak my wciąż trwaliśmy złączeni w pocałunku. Pocałunku rozpoczynającym naszą nową drogę życia.
*Parę(naście) godzin później*
- Hej! Hej! Hej! Sokoły omijajcie stodoły, wc miejski i klop na dworcowej. – zaczął śpiewać Zayn i rzucił się na Perrie. Zaczęłam się śmiać i spojrzałam na Harrego.
- Wiecie co jest straszne? Że wszystko co o mnie wiecie to koty. Koty. KOTY?! Ktoś powiedział koty!? Co wy możecie wiedzieć o kotach! Nędznicy! – krzyknął i schował twarz w dłoniach. Spojrzałam na Louisa, gdy ten machnął na kapelę. Nagle rozbrzmiały pierwsze takty piosenki przy której mi się oświadczał. Naszej piosenki. „When a Men Loves a Woman”
- Mogę prosić do tańca? – zapytał mój mąż i wyciągnął dłoń w moją stronę. Uśmiechnęłam się i po chwili parkiet był tylko nasz. Wokół mnie byli najbliżsi: rodzice, przyjaciele. A ze mną był człowiek, który znaczy dla mnie wszystko. Człowiek którego kocham.
- Kocham cię Louis. – powiedziałam i złączyłam nasze usta w pocałunku.
- Ja ciebie też kocham Emily. Emily Tomlinson.
 ***
Od autorki: Witam was kochani. Dzisiaj krótki mówiąc: moje wyniki z egzaminu gimnazjalnego wyszły naprawdę dobrze! Więc... PARTY TIME! Ale koniec szkoły był i popłakałam się jak głupia. A teraz wakacje. Oh! Kocham was i życzę udanych i wspaniałych wakacji kurczaki. Lots of love ~ Maddie. xxxxx
                                                                           Limit=25 komentarzy :) x

sobota, 22 czerwca 2013

Rozdział 48


Wróciłam zmęczona po szkole. Idąc na studia spodziewałam się dużo nauki, ale to mnie czasami przeraża.
- Hej – rzuciłam na przywitanie do Ems. Nikogo innego nie było w domu.
- Hej – odparła przerzucając kolejny kanał w telewizorze.
- A tobie co dzisiaj? Nie uczysz się? – Spytałam widząc jak wygodnie rozłożyła się na kanapie.
- Wiedziałaś, że lenistwo jest matką wszystkich rozpust i nałogów? – Spytała, ale odpowiedziałam jej tylko ciszą – No właśnie… A matkę trzeba szanować, więc lenistwo górą!- Pokręciłam głową z dezaprobatą i rzuciłam się na fotel.
- A wiesz jeszcze jak ciężko jest być kobietą. …Trzema myśleć jak facet, zachowywać się jak dama, wyglądać jak anioł i do tego pracować jak wół – teatralnie przejechała ręką po czole, na co się zaśmiałam.
- Tylko mi nie mów, że z tego powodu rzucasz studia…
- Nie – odparła markotnie – Jutro mam dzień wolny, więc nie muszę się uczyć. Ave ja! – Zaczęła tańczyć jakiś dziwny taniec szczęścia i o mało co nie stłukłaby wazonu, który stał obok. Siedząc bezczynie zaczęłam sobie rozmyślać.  To niewiarygodnie, ile może się zmienić w życiu człowieka w zaledwie kilka miesięcy. Przypomniał mi się dzień wyjazdu chłopców. No i oczywiście oświadczyny. Niall zaskoczył mnie tym całkowicie. Nigdy bym się nie spodziewała, że wyskoczy z pierścionkiem. Pamiętam, że siedzieliśmy wtedy w ogrodzie na huśtawce. Na początku myślałam, że coś mu spadło, bo niespodziewanie klęknął. Gdzie by mi do głowy przyszło to, co zamierzał zrobić. Z jego ust padło to najważniejsze pytanie, a mnie totalnie zatkało. Chyba przez 5 minut nie potrafiłam wydusić z siebie żadnej odpowiedzi. Z tego szoku wyrwał mnie głos blondyna ‘Myślałem, że w tym momencie rzucisz mi się na szyję krzycząc z radości...Albo w najgorszym wypadku mi odmówisz.’ Wytarłam łzę z policzka i się zaśmiałam. Kiedy byłam mniejsza czasami wyobrażałam sobie, jak będzie wyglądało moje życie. Tworzyłam w głowie jakieś wyimaginowane historie, a teraz z całą pewnością mogę stwierdzić, że one w połowie nie dorównują rzeczywistości. Dla mnie i tak to wszystko jest jeszcze niewiarygodne. A najbardziej to, że tak dziwnie na niego reaguję. Gdy usłyszę jego głos to plecach przechodzą ciarki, a tętno jak na zawołanie przyśpiesza. Powiedzcie mi tylko jak to jest możliwe? Jak możliwe jest to, że wciąż tak reaguję pomimo tego, że ponad rok jesteśmy ze sobą? Czasami się zastanawiam, co kierowało mną, kiedy zobaczyłam go po raz pierwszy. Przecież na tej planecie było tylu chłopaków, a ja mimo wszystko spojrzałam na niego. Nie ukrywajmy z resztą… podobało mi się naprawdę wielu kolesi i to nawet bardzo. Gdy tylko przechodził koło mnie jakiś przystojniak, to od razu włączał mi się dosłownie rentgen w oczach. Mogłabym wymieniać setki rzeczy, które by mi się w nim spodobały zaczynając od stylu, a kończąc pewnie na jego oczach, ustach czy Bóg wie czym jeszcze. I teraz tu zaczynają się schody.. Gdyby ktoś kazałby mi opisać Niall’a ja tego nie potrafiłabym zrobić. Oczywiście, że mogłabym opisać jego atuty, ale to nie to sprawiło, że mi się spodobał. W nim jest coś, czego ja nie potrafię opisać. To niezrozumiałe i dziwne i pewnie teraz weźmiecie mnie za kompletną kretynkę. Z resztą… zachowuję się jak bohaterka jakiejś kiepskiej komedii romantycznej.
- Ziemia do Kate! O czym ty tak myślisz? – Emily uważnie mi się przyjrzała, a ja tylko szeroko się uśmiechnęłam - Wracamy na ziemię! Chłopcy zaraz zadzwonią na Skypie – powiedziała uradowania u włączyła laptopa. Po niecałych dziesięciu minutach na ekranie widniała twarz Liam’a i Tommo.
- Co u Was? Gdzie reszta? – Spytałam, gdy nie usłyszałam standardowego hałasu za plecami.
- Um.. Harry poszedł do sklepu chyba – Liam zawiesił głos się zastanawiając – Zayn’a gdzieś wcięło, a Niall ubolewa… - zmarszczyłam czoło.
- Wcale nie ubolewam! – rozbrzmiał stłumiony głos chłopaka –Wiecie, co się stało? – Po chwili podszedł do kamerki – Pojechaliśmy pod McDrive’a, bo byłem głodny… -razem z Ems przewróciłyśmy oczami. To było bardzo oczywiste. – Złożyłem jej całe zamówienie, a ta baba w okienku i tak nie zrozumiała, o co mi chodzi i musiałem mówić to jeszcze raz! – Powiedział zbulwersowany.
- Może dlatego, że zapomniałeś otworzyć okna …– Louis powiedział przez śmiech, a my zaraz mu zawtórowaliśmy. Jak to Niall zarzucił włosami i się obraził.
- Ludzie! – Chciałam coś powiedzieć, kiedy jakiś głos przerwał mi w pół zdania – Jakie chamstwo panuje na świecie! Nic tylko łazić z patelnią, aby komuś walnąć … -głos stawał się mocniejszy i jak się okazało należał do Harrego. Nawet nie zauważył, że gadamy przez Skype, ale pomińmy ten fakt.
-  Ja wam to musze opowiedzieć! – Lou wywrócił oczami, a Ems podparła głowę o rękę. Zapowiadała się interesująca historia…
- No więc poszedłem sobie do sklepu, nie? – Zaczął – I wchodzę sobie do Tesco i kieruję się na dział z napojami. No i jak już tam byłem to chyba z piętnaście minut zastanawiałem się, co sobie wziąć do picia. Bo wiecie.. To nie jest łatwo ot tak wybrać. No i stoję zastanawiając się nad wodą i sokiem. Sok czy woda. Woda czy sok. A może jedno i drugie? – Zrobił charakterystyczną pauzę.
- Przejdź do sedna, bo zanim powiesz, na co się zdecydowałeś to miną wieki – Powiedział Liam zniecierpliwiony paplaniną Loczka.
- Żałujcie, bo przegapicie najciekawszą część – jeju… czy ten chłopak nie może choć raz się streścić? Czy o tak wiele proszę?
- No więc po dłuższych przemyśleniach oraz rozważaniu za i przeciw wybrałem jogurt. Zadowolony poszedłem do kasy i zobaczyłem jakąś brunetkę. Taka przeciętna. No więc skasowała mi ten towar i… tutaj ten kulminacyjny moment… nie zapytała się mnie czy chce reklamówkę! – Emily zrobiła face palma..o stół… I tu nasuwa się pytanie, kto w tym wszystkim jest nienormalny?
- Czaicie to? Nie spytała! A może ja chciałem tą reklamówkę? A może nie chciało mi się nieść tego w ręce? A może byłoby mi wygodniej, huh? To jest chamstwo! Chamstwo, chamstwo i jeszcze raz bezczelność! Pewnie była taka niemiła, bo napięcie przedmiesiączkowe miała! – Krążył po pokoju, a ja po prostu oddaliłam się od monitora. Chciałam sobie normalnie porozmawiać, ale oczywiście się nie da!
- Już jej chciałem coś powiedzieć…. – Hazza dalej opowiadał historię swojego życia.
- CHŁOPAKI! – Zayn z impetem otworzył drzwi. To znaczy domyślam się, że z impetem, bo walnęło, jakby drzwi z zawiasów wyleciały – MAM NOWY TATUAŻ! – Emocjonował się. I żyj tu teraz z bandą głupków. No dobra… bandą kochanych przyjaciół… głupków.
                                                       *4 miesiące później***
Styczeń nie należy do moich ulubionych miesiąców. Zimne to takie. No właśnie… już styczeń. Jak to szybko zleciało. Ostatni raz z chłopcami widzieliśmy się na święta. Na szczęście mogli spokojnie wrócić do domu. Chcieliśmy świętować wspólnie tym bardziej, że rok temu to nie wyglądało tak, jak powinno. Każdy był gdzie indziej, jeszcze te sprzeczki. Przynajmniej teraz było inaczej. Oczywiście każdy chciał na początku jechać do swoich rodzin na święta, ale wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że nie chcemy się rozstawać zwłaszcza, że chłopacy za nie długo musieli wracać. A więc Zayn wpadł na taki genialny pomysł, że… całe rodzinki miałyby się spotkać u nas. To teraz sobie pomyślcie ile ludzi musiałoby być! Mnie i dziewczyną nie za bardzo ten pomysł przypadł do gustu. Hazza jednak skwitował to słowami ‘Spokojnie… Nie takie imprezy się robiło. Ten dom jest pojemny”. I tak o to pierwszy dzień świąt spędziliśmy wszyscy wspólnie. W domu dosłownie nie było się gdzie ruszyć, ale ta atmosfera była wyjątkowa. Następne kilka dni szybko zleciały, potem nowy rok i chłopcy znów wyjechali. Czas pędzi jak szalony.
Niechętnie zrzuciłam z siebie kołdrę, ale zaraz tego pożałowałam, bo po moim ciele przeleciały nieprzyjemne ciarki. Czym prędzej ubrałam się w coś cieplejszego i po wykonaniu porannych czynności zeszłam na dół.
- Siemsia Emsia! – Powiedziałam wesoło wchodząc do kuchni.
- Emsia? – Spytała uważnie mi się przyglądając.
- Tak, Emsia. To zdrobnienie od Ems, po prostu Emsia – wyszczerzyłam się do niej.
- Czy świadek wie, co się wiąże ze zmienianiem imienia bez zgody osoby zainteresowanej? – Oparła się rękami o blat i z poważnym wyrazem twarzy kontynuowała.
 - Poinformowałam cię teraz – odparłam jak nigdy nic unosząc jedną brew.
- Niech świadek więcej nic nie mówi. Wszystko może być wykorzystane przeciwko pani – spojrzała na mnie groźnie, a ja powstrzymywałam się od śmiechu. Przyzwyczaiłam się, że Ems zaczyna już mówić, jak na sali sądowej.
- Uczysz się?- Zapytałam z uśmiechem, a blondynka spuściła z tonu i usiadła na krześle.
- Tak, chciałabym już prowadzić rozprawy albo wsadzić kogoś do pudła po moich mocnych dowodach, ale nie… bo najpierw trzeba to wykuć na pamięć – podniosła grubą książkę, a potem bezsilnie ukryła głowę w rękach.
- Nie chciałabym być w skórze oskarżonego, bo z tobą nie wygra…
- Ale.. Dziś będzie wykład na temat interpretowania przepisów prawnych i paragrafów. Będzie się działo! – Powiedziała weselsza, a ja się zaśmiałam. Kurde… kto by pomyślał, że nasza Emily pójdzie na studia prawnicze… Widać, że jej się podoba i teraz nawet sama usiądzie do nauki, co kiedyś było dziwne.  Z resztą to samo mogę powiedzieć o sobie. Gdyby mi ktoś kilka lat temu powiedział, że będę chodzić na studia humanistyczne w samym Londynie i potem zostanę nauczycielką od angielskiego to bym go szczerze wyśmiała. Mój angielski w szkole zwykle polegał na pisaniu prac ze słownikami i przepisywaniu zadań od kolegów, a zasób słów, którymi się posługiwałam był minimalny. Do tego dochodziła jeszcze nauczycielka, które nie miała zielonego pojęcia o tym języku i wymowie. To był koszmar, a teraz… Wszystko się obróciło o 180 stopni.
- Za 15 minut wychodzę, Perrie pojechała na próbę, a Danielle sobie śpi – blondynka upiła łyk kawy i zniknęła za drzwiami łazienki. Postanowiłam sobie zrobić na śniadanie tosty, więc wyjęłam wszystko, co potrzebne. W między czasie nalałam sobie soku.
- Hej Dani, mam nadzieję, że się wyspałaś – odparłam widząc stojącą za mną dziewczynę. Uśmiechnęłam się do niej szeroko. Była już w 8 miesiącu. Jak ten czas szybko leci.
- Kate? – Zapytała niepewnie, a ja na nią spojrzałam – Wody… - odparła cicho, a ja zmarszczyłam brwi.
- Słabo Ci? Już ci nalewam – miałam zamiar sięgnąć po szklankę, ale Dan zgięła się w pół.
- Chyba odeszły mi wody… -powiedziała cicho, a ja w momencie zamarłam. O mój Boże! Ja i Emily byłyśmy kilka razy z nią na zajęciach w szkole rodzenia i tam była rozmowa o tym, jak się zachować, ale jak na złość, za cholerę nie potrafiłam sobie przypomnieć, co najpierw zrobić! Krzyk dziewczyny mnie trochę ocknął.
- EMILY! – Wydarłam się, aby jak najszybciej przyszła. Po chwili stała ze szczoteczką do zębów w ustach.
- Danielle rodzi! – Powiedziałam opanowana, co do mnie niepodobne. Ems wypluła pastę brudząc lodówkę. Rzuciła szczoteczkę gdzieś za siebie i… zaczęła się śmiać!
- Co ty wyprawiasz? – Zapytałam patrząc na jej zachowanie.
- O matko! Co my teraz zrobimy!? – Wykrzyczała między napadami. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że reakcją na stres jest śmiech.. W tym momencie nic to nie ułatwiało.
- Bierz torbę i jedziemy do szpitala – powiedziałam łapiąc za kluczyki od auta, a dziewczyna wykonała moje polecenie. Po niecałych 3 minutach siedziałyśmy w samochodzie prowadzonym przez Emily.  Stwierdziła, że zna skróty, którymi szybciej dotrzemy do szpitala. Korzystając z okazji postanowiłam jak najszybciej poinformować o tym Liam’a. Drżącymi rękami wybrałam jego numer i czekałam, aż odbierze.
- Cześć, tylko się nie derywuj.  Danielle rodzi, jedziemy do szpitala – odparłam szybko.
- Katie! To wspaniale! Tak się cieszę! – Odparł głos po drugiej stronie, a ja sama do siebie zrobiłam minę w stylu da fak?
- Harry? Do cholery jasnej, gdzie jest Liam! – Wrzasnęłam, gdy zorientowałam się, z kim rozmawiam.
- Liam wyszedł gdzieś z Niall’em i Lou, a co?- Zapytał głupio
- A nic, tak dzwonie, żeby sobie z nim pogadać – odparłam ironicznie
- A to fajnie. Wiesz nudzi mi się… - Wyłączyłam się, aby nie kontynuować tej bezsensownej rozmowy. Moje zdenerwowanie rosło, kiedy wykręcałam kolejny dobrze znany mi numer.
- Hej skarbie, co u Ciebie? – Usłyszałam głos swojego chłopaka. Postanowiłam zadzwonić do Niall’a, skoro Liam zostawił komórkę.
- Daj mi szybko Liam’a – odparłam chaotycznie.  
- Nie przywitasz się ze mną, tylko od razu chcesz Liam’a? – Odparł chyba oburzony.
- Daj Liam’a! – Powiedziałam dobitnie – Liam? Proszę tylko się nie denerwuj….
***
Dacie wiarę, że siedzimy na tym korytarzu już dziesiątą godzinę? Jak przyjechaliśmy to lekarze stwierdzili, że i owszem to się zapowiada na akcję porodową, ale trzeba jeszcze poczekać, aby wszystko poszło zgodnie z planem. I tak o to siedzimy tutaj. Perrie oczywiście dołączyła do nas wraz z Victorią
- Gdzie ona jest?- Przeniosłyśmy wzrok na jakiegoś chłopaka, który krzyczał coś na biedą recepcjonistkę. Po chwili Ems mnie jednak szturchnęła i powiedziała, że mam się lepiej przyjrzeć.
- Liam – Ems wyszeptała, a ja potarłam zmęczone oczy.
- Co wy tu robicie? - Victoria spytała zaskoczona widząc chłopaków wchodzących za Liasiem.
- Gdzie jest Dan? – Brunet odparł ledwo łapiąc oddech.
- W toalecie, wiesz? Miała pilną potrzebę – Perrie zironizowała. Wszystko przez to, że przed nim widniał na drzwiach ogromny napis ‘Porodówka’, ale co się dziwić… Pierwsze dziecko i zestresował się chłopak.
- Okey, to ja do niej pójdę – powiedział pół przytomny i naprawdę chciał wejść do toalety, ale Emily nakierowała go na właściwe drzwi.
***
Wszyscy w ósemkę siedzieliśmy jak na szpilkach wyczekując na jakąkolwiek wiadomość, co się dzieje tuż za drzwiami. Emily oparta o ramię Lou lekko przysypiała, Zayn z Perrie o czymś rozmawiali, Hazza z Vic poszli po kawę, a ja nerwowo zaciskałam dłonie. Wiem, że poród trwa dosyć długo, ale co innego o tym wiedzieć, a co innego siedzieć na korytarzu, kiedy twoja przyjaciółka ma wydać na świat potomka. Po jakiś dziesięciu minutach drzwi się lekko uchyliły, a my jak na zawołanie spojrzeliśmy w tamtym kierunku. Stał w nich Liam blady jak ściana. Ręce mu się trzęsły, ale na ustach widniał uśmiech niedowierzania.
- I co z nimi? – Tommo jako pierwszy się odezwał. Liam przymknął oczy i wziął głęboki oddech.
- Dziewczynka… - wyszeptał – 2,5 kilo, 55 centymetrów… - widziałam jak pod jego powiekami zebrały się łzy. Wszyscy zaczęliśmy się cieszyć i przytulać jak nienormalni.
- I raz i dwa, Liam córkę ma. I trzy i cztery to nie są już bajery. I pięć i sześć … Payne jest ojcem – zaśpiewał Curly, a my spojrzeliśmy na niego, jak na idiotę.
- Coś Ci się końcówka nie zrymowała… - Ems zgasiła jego entuzjazm, a wszyscy się zaśmialiśmy.
-Możemy je zobaczyć? – Na ziemię sprowadziła nas Perrie.
- Na razie nie można ich męczyć, to był ciężki poród. Mogą państwo zobaczyć ich po przez szybę. Pani Danielle zostanie zaraz przewieziona na salę – Niewiadomo skąd pojawił się lekarz, po czym pogratulował Liam’owi i zniknął w jednej z sal. Skierowaliśmy się korytarzem przed salę Dan. Przez szybę wdzieliśmy radosną, ale zmęczoną dziewczynę z małym zawiniątkiem na rękach, do której chwilę później dołączył Liam. Wyglądali tak uroczo.
- I teraz Daddy Directioner nabiera nowego znaczenia…- odezwałam się wtulając się w ramię swojego chłopaka.
***
Dani musiała spędzić kilka dni w szpitalu, aby upewnić się, że wszystko jest okey z nią i maleństwem. Właśnie.. Zapomniałam wspomnieć. To maleństwo ma już imię – Melanie. Dumni rodzice takie imię wymyślili. Wszystkim się spodobało. Taka mała Mel, Mela lub Melka. Słodkie. Wszyscy fani wprost oszaleli jak dumny tata wstawił ich wspólne pierwsze zdjęcie. Coś czuję, że mała będzie przez niego bardzo rozpieszczana. Jeszcze jest zamieszanie z rodzicami chrzestnymi! Niemal bijemy się o ten zaszczyt. Jednak para zdecydowała, że ma być sprawiedliwie i wezmą kogoś mniej zaangażowanego. Normalnie foch!
- Spokojnie Dani, wszystkim się zajęłyśmy – Ems przekonywała dziewczynę, że nie ma co się martwić wyprawką dla Mel. Wprawdzie nic w domu nie było przygotowane na przyjęcie dziecka oprócz kilku ubranek, ale to się wytnie… Powierzyłyśmy chłopakom to zadanie i teraz tak sobie myślę czy to aby był dobry pomysł? Klamka jednak zapadła.
*
Chłopcy muszą wracać na trasę, niestety. Ale pocieszenie jest takie, że do końca został im już tylko miesiąc. Ku zaskoczeniu wszystkich postarali się i w pokoju Dan i Liam’a powstał nowy kącik dla Mel. Oczywiście to tak na początek, bo po trasie pewnie znów zamieszkają sami.
- Hey Lou – szepnęłam cicho kładąc mu rękę na ramieniu. Chłopak stał w drzwiach pokoju i dopiero po chwili zorientowałam się, że patrzy jak Emily nosi Mel na rękach i o czymś rozmawia z Perrie.
- Co ty taki anonimowy jesteś? – Zapytałam żartobliwie
- Dziś znów musimy wyjechać. Dziadostwo, nie? – Spytał, a ja wzruszyłam ramionami.
- Taki urok bycia światową gwiazdą – popchnęłam go w stronę reszty .
- Jest taka podobna do Liam’a – ekscytowała się Victoria dosłownie wisząc nad małą.
- No tak! – Danielle wyrzuciła ręce w górę – Przez 8 miesięcy nosiłam ją pod sercem, rodziłam ponad 10 godzin, od trzech dni nie śpię po nocach, a się okazuje, że ona jest podobna do tatusia! – Powiedziała żartobliwie, a wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
***
- Wiecie, że odkąd Liam wszedł do samochodu to dostałam już od niego chyba ze sto esemesów czy wszystko jest w porządku, że nas kocha i będzie tęsknił. Oczywiście tysiąc razy spytał, czy dobrze się czuję i czy ma wrócić. – Danielle opadła zmęczona na kanapę, a my się zaśmiałyśmy.
- Liaś zawsze się o wszystkich troszczy – Emily zrobiła kakao i w ten wieczór postanowiłyśmy poplotkować.
- On się troszczy, a ja przez odpisywanie do niego zbankrutuję –wszystko się teraz obróci o 180 stopni.  Oczywiście w miarę naszych możliwości będziemy pomagać Dan w opiece nad Melką.  Mam czasami takie chwile, że w momencie ogarnie mnie dobijający smutek i tęsknota za tymi wariatami. Brakuje mi tej spontaniczności, wygłupów, ich głupich pomysłów, ich… Ale cóż. Użalanie się jest tak bezsensowne, jak stanie w deszczu. Jest cholernie źle, ale zamiast się ruszyć to czekasz, aż ktoś przyniesie ci parasol. Nie wiem, kto wymyślił takie porównanie, ale jest jak najbardziej trafne. Oby ten miesiąc szybko zleciał, a potem… a potem się zobaczy.

                                                                         ***

Od autorki: Hey kochani! xx Naprawdę bardzo Was przepraszam za opóźnienia. Nie chciałam, żeby to, co się u mnie dzieje jakkolwiek wpłynęło na bloga, ale mi nie wyszło. Nie miałam przez ostatni czas głowy do pisania. Mam nadzieję, że mi wybaczycie. Trzymajcie się ♥ ~ Maddix xx                                                      Limit=25 komentarzy :) x

niedziela, 9 czerwca 2013

Rozdział 47

Wstałam z łóżka i spojrzałam na zegarek. Dochodziła 9 rano. Przeciągnęłam się jak kot i ruszyłam do łazienki by wykonać poranną toaletę. Dziś nawet nie miałam zamiaru się przebierać. A co tam! Piżama party! Umyłam zęby, uczesałam włosy i po chwili byłam już w kuchni. Nie zdążyłam jeszcze pomyśleć nad posiłkiem, gdy do pomieszczenia wszedł Louis.
- Cześć kochanie, co chcesz na śniadanie? – zapytałam i poczułam jego ciepłe usta na swoich. I znów miękkie nogi. Znamy się już tyle czasu, a ja wciąż zachowuje się jakbym dopiero co się zakochała. Wtf ze mną?
- Śniadanie tak? Hm, może ty w bitej śmietanie? – wymruczał mi do ucha, a ja zaczęłam się śmiać. Jego usta znów naparły na moje i przez chwilę trwaliśmy złączeni w namiętnym pocałunku gdy do kuchni wparował Harry. Boże, on to wie kiedy przyjść.
- Weźcie, ogar! Głodny jestem! – powiedział i pociągnął mnie za rękę. Odsunęłam się gwałtownie od Louisa i wpadłam w objęcia Hazzy. – Mrr, Emily ty smaczny kąsku.
- Ekhem. – odchrząknął znacząco Tommo i spojrzał spod byka na loczka.
- To znaczy… co będzie na śniadanie? – zapytał ponownie loczek, a do pytania przyłączył się Louis i Zayn, który właśnie wszedł do kuchni.
- Jajecznica?
- Znowu?! Emily tobie tylko te jajka w głowie! – krzyknął Zayn, a ja wybuchłam śmiechem.
- To przez Louisa! – powiedziałam i tym razem to Malik zaczął się śmiać.
- Co znowu ja?! – krzyknął oburzony, a Hazz położył ręce na biodrach.
- Co!? Ty się jeszcze pytasz?! Ty nic w tym domu nie robisz! Ja tylko sprzątam i gotuje i rodzę dziecko za dzieckiem, dziecko za dzieckiem, dziecko za dzieckiem! –  krzyknęłam na całe mieszkanie i wszyscy umilkliśmy, by po chwili wybuchnąć salwą śmiechu. Gdy wreszcie się uspokoiliśmy i otarłam łzy z kącików oczu, spojrzałam na tę trójkę. – To może po prostu zrobię kanapki. Z nutellą?
- Tak! A potem… - powiedział Zayn i spojrzał porozumiewawczo na Louisa i Harrego – Wpadnie Niall z Kate, Liam z Danielle i Perrie. Musimy o czymś z wami pogadać.
- Um, okay. Coś się stało? – spojrzałam po wszystkich i zatrzymałam swój wzrok na Lou.
- Nie, skarbie. Wszystko ok. – powiedział i uśmiechnął się do mnie. Niech im będzie.
                                                                             *Godzinę później*
Mój plan całodziennego piżama party nie wypalił. Właśnie skończyłam się ubierać i związałam włosy w luźnego koka, delikatnie maznęłam rzęsy tuszem, eyelinerem zrobiłam kreski i usta pomalowałam bladoróżową szminką. Weszłam do salonu i po chwili pojawił się Niall z Kate oraz Liam z Danielle i  Perrie. Blondynka od razu poszła do Zayna. Przywitaliśmy się wszyscy i spojrzałam na Louisa.
 - No więc o czym chcecie gadać? – zapytałam, a chłopcy wstali. Perrie usiadła na oparciu fotela, na fotelu Danielle, ja na drugim oparciu, a Kate za fotelem, opierała się o niego. Patrzcie, jak dziewczyny potrafią zajmować mało miejsca. Nie to co faceci, obleśne kurde… nieważne.
- No bo…- zaczął niepewnie Niall i spojrzał na nas.
- Jedziemy w trasę. – powiedział stanowczo Zayn i spuścił wzrok, obserwując swoje buty.
- Że co? – zapytała Danielle i spojrzała na Liama. – Jak długo?
- Dani, naprawdę to szybko…
- Jak długo się pytam! – krzyknęła Danielle, a ja złapałam ją za rękę.
- 10…
- Tygodni? – zapytałam z nadzieją.
- Miesięcy. – powiedział dobitnie Louis, a ja poczułam jak robi mi się słabo.
- 10 miesięcy!? To będzie znaczyło, że spotkamy się dopiero w przyszłym roku! – powiedziała łamliwym głosem Pezz, a Zayn przytulił ją do siebie.
- Gdyby to od nas zależało, nigdzie byśmy nie jechali. Niestety musimy. – powiedział Harry i posłał mi słaby uśmiech.
- Jak wy to sobie w ogóle wyobrażacie? – usłyszałam głos dotąd milczącej Kate.
- Będziemy dzwonić codziennie i… - zaczął Niall, jednak szybko mu przerwałam.
- Nie. To głupie. Nie mów tak, bo dobrze wiesz, że tak się nie stanie. Po prostu umówmy się. Gdy będziemy mieli czas i ochotę to wtedy zadzwonimy do siebie nawzajem. Przynajmniej to będzie rozmowa nie z przymusu. – powiedziałam i wszyscy zgodzili się ze mną. 10 miesięcy bez najważniejszych osób w moim życiu? Nie dam rady. Westchnęłam głęboko i starałam się opanować łzy, jednak nie udało się. Podeszłam do Louisa i oplotłam go rękami w pasie. Chłopak objął mnie ramieniem i pocałował w głowę. – Kiedy wyjeżdżacie?
- Pojutrze. – powiedział Harry i spojrzał mi prosto w oczy. – Wiem, krótki czas.
- To słuchajcie zrobimy tak. Dzisiejszy dzień i jutrzejszy, spędzimy parami. No wiecie. Ja i Louis, Kate i Niall, Harry i…
- Właśnie! Chciałem wam powiedzieć, że mam dziewczynę. – powiedział Harry, a w jego oczach zauważyłam ten blask. On się zakochał!
- Naprawdę? To świetnie. Tylko mam nadzieję, że ta dziewczyna jest normalna, a nie jak te inne twoje… - powiedziałam i powstrzymałam śmiech, przypominając sobie jak jedna z jego dziewczyn leżała pod stertą śmieci.
- Tym razem jest inna. To directionerka. Wpadłem na nią 3 tygodnie temu w sklepie. Jest naprawdę urocza. Nieśmiała, piękny uśmiech, mądra. Mam jej zdjęcie! – powiedział entuzjastycznie i pokazał nam swoją dziewczynę.
- Wygląda na miłą i jest ładna. – powiedziała Kate i złapała Harrego za ramię. – Dobry wybór.
- Zgodzę się. Więc świetnie! Każdy spędzi czas ze swoją drugą połówką. A jutro wieczorem, gdy już będziecie spakowani, zrobimy sobie pożegnalnego grilla w naszym dawnym wspólnym domu. Zgoda? – zapytałam, a wszyscy się zgodzili. Po chwili nie było już Liama z Danielle i Kate i Nialla. Zayn powrzucał wszystkie swoje rzeczy do walizek i pojechał razem z Perrie do jej mieszkania. To samo zrobił Harry. Zostaliśmy z Louisem sami.
- Co robimy? – zapytał i pocałował mnie w nos. Zaśmiałam się cicho i spojrzałam na niego.
- Pakujemy Cię. Pewnie zejdzie nam czas do wieczora. – powiedziałam cicho i ruszyliśmy do naszego pokoju. Otworzyłam jedną z wielu walizek i zaczęłam składać jego ubrania.
- To ja zabiorę się za rzeczy z łazienki. – powiedział po cichu i zniknął. Rzuciłam rzeczy i dałam się ponieść emocją. Łzy leciały ciurkiem po moich policzkach a ja złapałam jedną z jego koszulek, którą tak uwielbiałam. Louis chyba chciał się o coś zapytać, jednak gdy zauważył, że płaczę podszedł do mnie, siadł obok i przytulił do siebie.
- Nie weźmiesz tej koszulki, prawda? – zapytałam i pokazałam mu zwój w mojej ręce. Pamiętna koszulka ze znakiem Supermana.
- Nie skarbie, zostawię ją tu. Nie płacz, to mnie boli. – wyszeptał w moje włosy i otarł swoim policzkiem o mój.
- Przepraszam, ale nie wyobrażam sobie 10 miesięcy bez ciebie, bez reszty 1D.
- A ja nie wyobrażam sobie, że przez ten okres czasu będę budził się, a ciebie nie będzie obok. Jednak pocieszam się tym, że jak wrócę… to wtedy weźmiemy ślub. W przyszłym roku. Na wiosnę. – powiedział, a ja spojrzałam na niego i westchnęłam.
- Chcesz tego? – zapytałam i Louis złączył nasze usta w pocałunku.
- Najbardziej na świecie.
                                                   *Następnego dnia: późne popołudnie*
Szykowaliśmy się właśnie na grilla. Postanowiłam ubrać się wygodnie i w ogóle. Rozpuściłam włosy, zrobiłam lekki makijaż i weszłam do salonu, gdzie czekał już  Louis. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się zawadiacko.
- Panie brudnopis, seksownie panu w tym podkoszulku. – powiedziałam i pocałowałam go w usta. Louis zaśmiał się i przyciągnął mnie do siebie.
- Wiem, że tatuaże cię kręcą, sama masz dwa. – powiedział i klepnął mnie w tyłek. Spojrzałam na swoje tatuaże. Zrobiłam je całkiem nie dawno. Jeden znajdował się na nadgarstku.  „Unbreakable” brzmiał napis. Niezniszczalna. A drugi na karku, był to znak wieczności. Odwróciłam się do Louisa i przygryzłam wargę.
- Chcesz powtórkę z wczoraj wieczora? – poruszałam znacząco brwiami, a Louis zamruczał.
- Chętnie, jednak nie mamy czasu. Może potem? – zapytał, a ja zaczęłam się śmiać. Złapaliśmy się za ręce i wyszliśmy z domu. Postanowiliśmy iść na nogach, zrobić sobie mały spacer. Po 30 minutach byliśmy na miejscu. Gdy tylko Kate nas zobaczyła, rzuciła się w naszą stronę.
- Niall mi się oświadczył! – krzyknęła i rzuciła mi się na szyję. Że co!? OMG!
- Jejku, gratuluję, tak się cieszę! – powiedzieliśmy na równo z Louisem i przytuliliśmy się do siebie.
- Pokazuj pierścionek! – powiedziałam, a ta wystawiła palec z ów rzeczą. – Jest śliczny! Nawet podobny do mojego! – zapiszczałam i pokazałam swój. Zaczęłyśmy skakać gdy nagle pojawił się Niall. Rzuciłam się na niego, a on zaczął się śmiać. – Gratuluje wam!
- Dzięki! – powiedział i odwzajemnił uścisk. – Czy ktoś może mi powiedzieć, dlaczego Perrie biegnie jak oszalała w naszym kierunku?! – zapytał gdy zobaczyliśmy Zayna i Perrie. Nagle dziewczyna rzuciła się na mnie i Kate.
- Zayn się oświadczył! OMFG, rozumiecie to!? Jestem… o boże! – powiedziała i zaczęła podskakiwać. Znowu!? Następna para?! Ile tu miłości! Pezz pokazała pierścionek. Jezu, jaki śliczny!
- Jest cudowny! Niall się oświadczył Kate! – powiedziałam i cała trójka zaczęła piszczeć. W końcu się uspokoiłyśmy. – Tak się cieszę, dziewczyny.
- My również! – powiedzieli Liam i Danielle , którzy właśnie dołączyli. Kiedy skończyliśmy sobie gratulować, pojawił się Harry  i jego nowa dziewczyna.
 - Kochani, oto moja dziewczyna – Victoria. – powiedział Harry, a dziewczyna nieśmiało się uśmiechnęła.
- Miło mi was poznać. – powiedziała, a ja uścisnęłam ją serdecznie.
- Nam ciebie również! Chodź, pokażemy ci wszystko. – powiedziałam i poszłyśmy w kierunku domu. Zapowiada się naprawdę ciekawie!
                                                             *Następnego dnia, wyjazd*
Na noc, wszyscy zostaliśmy w domu 1D. Przywieźliśmy tu walizki chłopaków, a za chwilę ma się pojawić Tourbus i zabrać ich na pierwszy koncert. Stalismy przed domem i milczeliśmy. Nagle zajechał wielki autobus  z napisem „beat the street”.
- Czyli co… żegnamy się. – powiedziała Danielle i otarła łzy z policzka. Wtuliła się w Liama. Podeszłam do Louisa i pocałowałam go w usta.
- Kocham cię Louis. – powiedziałam, a  chłopak otarł moje łzy z policzka. Przytulił mnie mocno do siebie i zaczął głaskać po plecach.
- Ja ciebie też kocham, Ems. Zobaczysz, szybko minie. – powiedział, a ja pokiwałam głową. Po kolei zaczęłam żegnać się z resztą 1D, tuląc ich i mówiąc jak bardzo ich kocham i że będę tęsknić. Ochrona włożyła ich walizki do schowka, a oni sami weszli do środka Tourbusa. Autobus odpalił, chłopcy wyjrzeli jeszcze przez okno. Po chwili zniknęli za zakrętem.
- 10 miesięcy tak? – zapytała Perrie, a my pokiwałyśmy głowami. – W dupie się ich szefom poprzewracało.
                                                                  *4 miesiące później*
No cóż. Chcecie wiedzieć pewnie, co się zmieniło, czyż nie? No więc… zaczęłam studiować. Dokładnie to prawo. Dołączyłam w połowie semestru, ale nadrobiłam wszystko. Idzie mi naprawdę dobrze. Kate pracuje w innym miejscu. Dokładniej, to załatwiłam jej pracę w kawiarence przy moim uniwersytecie. Pracuję tam razem z nią, popołudniami. Sprzedałam mieszkanie, które dostałam od rodziców i zamieszkałam z Kate. To była decyzja moja i Louisa, bo stwierdził, że jak wróci to kupimy sobie dom i tam zamieszkamy we dwójkę, tuż po ślubie. Danielle i Perrie wprowadziły się do nas. Mieszkamy we 4. Miała być jeszcze Victoria, ale wciąż mieszka z rodzicami. Dani… jest w ciąży. No cóż, to 3 miesiąc. Jesteśmy takie podjarane, nie mówiąc już o Liamie. Perrie razem z LM, nagrywa materiał na następną płytę. Jesteśmy zabiegane i w sumie spotykamy się wieczorami, przy lampce wina lub przy kakao. Ale teraz to się zmieni! Jest sierpień i mamy wszystkie wolne. Więc postanowiłyśmy się wybrać na wspólne wakacje, do Los Angeles. Akurat chłopcy mieli w tym czasie 2 koncerty tam, a potem wolne. Więc zapowiadały się urocze wakacje! Spakowałam ostatnią torbę i zeszłam na dół. Dziewczyny już czekały.
- Emily, ty zawsze najdłużej! – krzyknęła Perrie, a ja wystawiłam język, Zaśmiałyśmy się i ruszyłyśmy na lotnisko. Baduuuuum, ale będzie.
                                                                    *Tydzień później*
- Jeszcze raz chlapniesz mnie wodą, a walnę ci miotłą w twarz! – krzyknęłam do Harrego i poprawiłam się na leżaku. Całą 9 (Victoria nie mogła pojechać – Harry rozpacza) byliśmy na jednej z plaż w LA. Jest zajebiście, szkoda tylko, że za 2 tygodnie musimy wyjeżdżać.
- No, ale Emily chodź ze mną do wody. – zajęczał Harry, a ja westchnęłam.
- Dobra, tylko zdejmę te ubrania. – powiedziałam i zdjęłam koszulkę ze spodenkami, by po chwili być w samym stroju kąpielowym. Harry wytrzeszczył oczy i uśmiechnął się cwanie do Louisa.
- Patrz, ja tylko powiedziałem słowo, a ona się rozebrała. A tobie ile czasu to zajmuje? – zapytał, a Tommo zrobił wściekłą minę i zaczęli się gonić po plaży. Zaśmialiśmy się wszyscy gdy poczułam jak Niall podnosi mnie i biegnie ze mną do wody.
- Co ty robisz czubku, postaw mnie! – krzyknęłam ze śmiechem, lecz było za późno. Poczułam jak się zanurzamy i po chwili byłam cała mokra.
- Kto pierwszy do tamtej skały, ten wygrywa! – powiedział i zaczęliśmy płynąć. Po chwili Niall był pierwszy, a ja po sekundzie przypłynęłam za nim. – WYGRAŁEM!
- Pffs i co z tego? Ja jestem ładniejsza. – powiedziałam i zaczęliśmy się śmiać. Popłynęliśmy powrotem do brzegu i wyszłam z wody. Spojrzałam na Liama i Danielle z lekko zaokrąglonym brzuszkiem. Wyglądali tak… cudownie. – Nie uważasz, że Liam i Danielle są piękną parą?
- Tak. – powiedział i zobaczyłam smutny wyraz twarzy.
- Co się stało?
- Liam chce opuścić zespół, ze względu na ciążę Dani. – powiedział Nialler, a ja zachłysnęłam się powietrzem.
- Że co?! A Danielle się zgodziła? – zapytałam, a on pokiwał przecząco głową.
- Nawet jej jeszcze nie mówił o tym. Rozumiem go, ale… to będzie oznaczać, że nasz zespół przestanie istnieć. Bo bez niego to nie możliwe. Jesteśmy rodziną. One Direction tworzy 5 osób, nie 4. – powiedział i usiadł na piasku. Usiadłam obok i przytuliłam  się do niego.
- Rozumiem Cię. Na pocieszenie mogę Ci powiedzieć jedno – Danielle, nigdy w życiu się na to nie zgodzi. Ona wie, że on kocha was i directioners. Nie pozwoli na to, żeby przez nią rezygnował z tego co jest dla niego ważne. One Direction będzie wieczne, zobaczysz. – powiedziałam, a on uśmiechnął się do mnie i pocałował mnie w policzek.
- Dzięki Emily, ty zawsze wiesz jak poprawić człowiekowi humor. – powiedział gdy nagle z naszym kierunku podbiegła reszta naszych przyjaciół.
- Kto ostatni w wodzie, ten stawia dziś flaszkę dla wszystkich! – krzyknął Harry i zaczęła się pogoń w stronę oceanu. Normalnie jak dzieci.
                                                                  *Tydzień później*
- Kocham Cię Louis, do zobaczenia za 6 miesięcy. – powiedziałam i wpiłam się w jego usta. Po chwili razem z dziewczynami byłam już w samolocie powrotnym. Wszystko co dobre niestety się kończy. Na razie mam zajęcie. Ale tęsknoty za 1D i w szczególności za Louisem, nic nie wypełni.
                                                                  *Miesiąc później*
- Tak! Tak! Tak! Tak! – wpadłam do domu szczęśliwa i rzuciłam się na kanapę obok Perrie. Ta spojrzała krzywo na mnie i zaczęła się śmiać. Z kuchni wyszła Danielle z już znacznie bardziej widocznym brzuszkiem. Wybiła też Liamowi z głowy odejście z 1D. Na szczęście. Kate rozpoczęła studia dzienne na wydziale humanistycznym. Będzie nauczycielką angielskiego! Zrezygnowała z pracy w kawiarni z czego jej rodzice bardzo się cieszą. Zaczęli jej pomagać finansowo, dzięki czemu może w całości oddać się nauce. Ja zrobiłam to samo.
- Co się stało? – zapytała Kate, która właśnie weszła do domu i zdjęła buty.
- Zdałam kolokwium na 5! Jestem geniuszem! – powiedziałam, a reszta zaczęła mi bić brawo.
- Przyszła pani prawnik. Przyszła żona Louisa Tomlinsona. Żyć nie umierać! – powiedziała Danielle, a ja uśmiechnęłam się szeroko. Żebyś wiedziała Dani. Żyć. Bawić się. Kochać. Nigdy nie umierać.
                                                                             ***

Od autorki: Cześć kochani. Chcę tylko powiedzieć, że następny rozdział nie pojawi się przez jakiś czas. Druga autorka ma ciężki okres w swoim życiu, musi odpocząć. Mam nadzieję, że zrozumiecie. Enjoy xxxxx Maddie. 
Limit = 25 komentarzy :) x

niedziela, 2 czerwca 2013

Rozdział 46


W związku z tym, że chłopcy wyjechali do Nowego Yorku, to postanowiłam wybrać się do Ems, aby wspólnie ich obejrzeć w telewizji.
- Zaraz wywiad 1D u Ellen – powiedziałam z uśmiechem i weszłam do mieszkania dziewczyny. Rzuciłam się na sofę i chwilę później włączyliśmy telewizor. Chłopcy właśnie zajęli swoje miejsca, a wywiad miał się za chwilę zacząć. Spojrzałam na blondynkę, która wyraźnie była zdenerwowana.
- Nie stresuj się – powiedziałam z uśmiechem, aby dodać jej otuchy.
- Ja się boję. Co powie Louis, gdy zapytają go o nasze zaręczyny? – trochę pobladła z twarzy, a ja położyłam jej dłoń na ramieniu. Sama byłam ciekawa, co powie. W końcu nie wspominał nikomu o tym, co zamierza. Miałam tylko nadzieję, że nie wypali z czymś idiotycznym.
Najpierw standardowe pytania o nowe piosenki, trasę, album, fanki.
- No to teraz trochę prywatniejsze pytanie. Większość dziewczyn tu zebranych zastanawia się, u których z was ma szansę – usłyszeliśmy to pytanie, a ja automatycznie spojrzałam na Emily. Dziewczyna kurczowo trzymała poduszkę.
- A więc… - Zaczęła Ellen, a ja westchnęłam głęboko – Który z was ma dziewczynę, nie licząc oczywiście Liam’a - Spojrzałam wyczekująco na ekran. Niall pierwszy podniósł rękę, na co się uśmiechnęłam. Zaraz za nim zrobił to Zayn. Przeniosłam swój wzrok na Louis’a, który nawet nie drgnął. Emily siedziała z szeroko otwartymi oczami, w których chyba pojawiły się łzy. Idiota.

                                                          *** Oczami Louis’a***

Za chwilę mieliśmy zacząć wywiad. Jak zawsze każdy z nas denerwował się na swój sposób. Pytanie o zespół są naturalne w naszej pracy, ale gdy potem schodzi na nasze prywatne życie od razu zaczyna się robić niezręcznie. Miałem cichą nadzieję, że tym razem coś się takiego wydarzy, że o to nie zapyta. Wychodziliśmy właśnie z garderoby, w której jak zawsze się przygotowywaliśmy.
- Hazza, bądźże dyskretniejszy – mruknąłem zniesmaczony widząc jak mój przyjaciel patrzy się na dolne partie ciała jakiejś dziewczyny, która przychodziła.
- Siedź cicho – szturchnął mnie w ramię, a ja wywróciłem oczami. Właśnie weszliśmy do studia i zajęliśmy swoje miejsca. Pierwsze, standardowe pytania o zespół padły z ust prowadzącej. Gdy program powili dobiegał końca już myślałem, że obejdzie się bez osobistych pytań. Jakże się myliłem.
- No to teraz trochę prywatniejsze pytanie. Większość dziewczyn tu zebranych zastanawia się, u których z was ma szansę – wysłaliśmy sobie z chłopaki porozumiewawcze spojrzenia, a tłum dziewczyn na widowni wydał z siebie pisk.
- A więc… - Zaczęła Ellen – Który z was ma dziewczynę, nie licząc oczywiście Liam’a  - Pierwszy podniósł rękę Nialler, a następnie Zayn. Wziąłem głęboki oddech zastanawiając się czy również to uczynić. Chłopcy spojrzeli na mnie wyczekująco, a ja nawet nie drgnąłem. Każdy z nich zaczął coś do mnie szeptać, ale postanowiłem do zignorować.
- Louis – usłyszałem swoje imię i skierowałem swój wzrok wprost na Ellen – Ostatnio dużo można było słyszeć o twoim związku z Emily. Czy to już wszystko skończone? Emily nie jest już twoją dziewczyną? – Wziąłem głęboki wdech i kątem oka zobaczyłem jak Liam kręci głową.
- Tak, muszę to przyznać – usłyszałem z jednej strony buczenie od fanek, a z drugiej pisk – Ostatnio wiele się wydarzyło – przełknąłem ślinę - Emily nie jest już moją dziewczyną. Przyjęła moje oświadczyny i oficjalnie jest moją narzeczoną.– Wyznałem zgodnie z prawdą i szeroko się uśmiechnąłem. Spojrzałem na dziewczyny z widowni, a do moich uszu dotarł chyba najgłośniejszy pisk w historii. Całe studio zaczęło bić brawo, a Ellen mi pogratulowała. W tej chwili poczułem się jakiś taki… naprawdę szczęśliwy.
- Już chcieliśmy Cię zabić, masz szczęście! – Zayn pogroził mi palcem przed nosem, a potem się zaśmiał. Myślałem o tym sporo czasu, myślałem o nas. Zdaję sobie sprawę, że wiele rzeczy się pokomplikowało. Najpierw Elka, potem Jessica, Kate… Ale pomimo wszystkiego zawsze myślałem o Emily, pragnąłem mieć ją blisko siebie, nie chciałem jej obojętności, byłem zazdrosny i zawsze coś mnie do niej ciągnęło. Jest jedyną dziewczyną, o którą mimo wszystko … walczyłem. I szczerze muszę przyznać, że dla mnie to było naprawdę dziwne, ale również niezwykłe. Nigdy nie byłem jakoś specjalnie sentymentalny czy romantyczny, ale przecież nie rezygnuje się z osoby, którą się kocha, prawda? Od razu musiałem zadzwonić do Emily, aby usłyszeć jej głos. Wykręciłem znany mi już numer i z niecierpliwością czekałem na odebrane połączenie.

                                                       ***Oczami Kate***

Moja pierwsza myśl po zobaczeniu jego reakcji? Zabić dziada. Widziałam, że Ems była rozbita po tym pytaniu. Do czasu, gdy usłyszała wytłumaczenie Lou.
- Słyszałaś?! Czy ty słyszałaś to, co ja?!- Zasłoniła ręką usta, a ja pokiwałam potwierdzająco głową.
- O mój Boże… - powiedziała, a po jej twarzy poleciały łzy. Szybko się wyprostowałam i spojrzałam na nią pytająco.
- Emily, dlaczego płaczesz? – Trochę się wystraszyłam. Nie odpowiedziała mi. – Ze smutku?- Zapytałam troskliwie, a ta pokręciła przecząco głową.
- Ze szczęścia? – Zagadnęłam z nadzieją. Tym razem potwierdziła, a ja odetchnęłam z ulgą. Widziałam, że dla niej to bardzo dużo znaczyło. Dla Lou pewnie też.
- On powiedział, że jestem jego narzeczoną! – Wyszeptała cicho, a na jej buzi wykwitł uśmiech. Jej telefon zadzwonił, a dziewczyna dosłownie rzuciła się na kanapę w celu jego odebrania.
- To Lou – powiedziała, po czym przybrała poważny wyraz twarzy.
- Tak? – Spytała obojętnie, a ja pokręciłam głową z dezaprobatą.
-…
- Wiesz, co? Jak mogłeś mi to zrobić? – Powiedziała z udawanym łkaniem.
-….
- Jak miałam oglądać takie coś to końca? Wyparłeś się mnie! – Odpowiedziała pociągając nosem. Jak się domyślam Lou musiał być nieźle zdezorientowany.
-…
- Nie chce mi się słuchać twoich tłumaczeń… - jęknęła do słuchawki, ale mimo wszystko śmiała się pod nosem. Wiecie… im dłużej patrzyłam na nich, jako na parę to coraz bardziej tkwiłam w przekonaniu, że oni idealnie do siebie pasują. Normalnie dwie kopie, które się spotkały. To było naprawdę zadziwiające.
- Kotku? – Odparła słodko – Żartowałam.. Oglądałam cały wywiad. – Powiedziała niewinnie, a ja wybuchnęłam śmiechem. Skąd jej się biorą takie pomysły?
-…
- Ja też Cię kocham. Do zobaczenia za 3 dni– nacisnęła czerwoną słuchawkę i przeniosła wzrok na mnie.
- No co?- Rozłożyła pytająco ręce.- Lubię się czasami podroczyć.
 - Jak dzieci – skwitowałam, a blondynka się do mnie wyszczerzyła. Oni oboje są siebie warci.

                                                      ***3 Dni później***

 Dziś mieli wrócić chłopcy ze Stanów. Tak właściwie mieli być półtorej godziny temu, ale do teraz się nie odezwali. Powoli zaczynałam się martwić, czy aby coś się nie stało. Swoje myśli próbowałam rozwiać wmawiając sobie, że po prostu ich lot się opóźnił. Aby się czymś zająć włączyłam sobie muzykę i zaczęłam sprzątać. Co jakiś czas sprawdzałam, czy przypadkiem nie mam jakiś nieodebranych połączeń. Wycierałam właśnie podłogę w przedpokoju, kiedy do moich uszu doszedł jakiś szmer. Odwróciłam się powoli i automatycznie krzyknęłam. Przede mną stał Hazza z miną… psychopaty.
- No cześć! – Powiedział szczerząc się do mnie, a ja walnęłam go w ramię.
- Wystraszyłeś mnie! – Powiedziałam oskarżycielsko, a chłopak przygarnął mnie do siebie.- I tak w ogóle to hej – zaśmiałam się, a chwile potem pojawił się Zayn z Louisem oraz Liam.
- Dobrze cię widzieć! – Przytuliłam się do niego, a chwilę potem to samo uczyniłam z Liasiem i Lou.
- Stęskniłam się za wami! – Krzyknęłam uradowana, a po chwili zmarszczyłam czoło – A propo tęsknoty… To gdzie się podział Niall?- Zapytałam orientując się, że nigdzie go nie ma.
- Wyciąga torbę z auta – odparł Liam, a po chwili w drzwiach stanął blondyn. Uśmiechnęłam się szeroko na jego widok. Chłopak chciał do mnie podejść, ale w pewnym momencie potknął się o rozwiązaną sznurówkę w bucie i stracił równowagę. Jak się domyślam nie pomogła mu również śliska podłoga, którą dopiero co wytarłam. Niall z hukiem padł na podłogę, a ja z chłopakami wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem. Martwiłam się, że coś sobie zrobił, ale nie minęła minuta, a blondyn zamiast wstać, to sobie usiadł i ukrył czerwoną twarz w rękach.
- To my już pójdziemy – Zayn ledwo to wydusił przez śmiech.
- Zostańcie, zrobię coś do jedzenia. – Zaoferowałam, ale chłopacy pokręcili głową.
- Ja biegnę do Perrie, Liam do Dan, Lou ciągle nawija o Ems – w tym momencie Tommo dał swojemu przyjacielowi sójkę w bok – a Harry… a Harry jest forever alone, więc pozostaje mu przytulić się do poduszki – Zayn wystawił mu język, a my się zaśmialiśmy.
 - Chwila. Tak właściwie, to czemu tak późno? Mieliście być dwie godziny temu – zapytałam unosząc brew.
- Podziękuj Hazzie za to opóźnienie – skrzywiłam się nie wiedząc, o co im chodzi.
- Przez niego staliśmy na lotnisku dodatkową godzinę, bo za każdym razem, gdy przechodził przez bramkę to coś piszczało – Liam wymownie spojrzał na Loczka, a ten posłał mu szeroki uśmiech.
- Widzicie chłopaki… Tak to jest, kiedy mięśnie ze stali powodują alarm w bramce – chłopak dumnie wypiął pierś, a wszyscy po raz kolejny się zaśmialiśmy.
- Oczywiście Curly.. – Lou poklepał go po ramieniu, a zaraz potem wyszli z domu. Przeniosłam swój wzrok na blondyna, który wciąż siedział na podłodze.
- Masz zamiar wstać i się ze mną przywitać, czy podłoga jest bardziej atrakcyjniejsza? – Spytałam zakładając ręce na piersi. Chłopak szybkim ruchem się pozbierał i stanął naprzeciwko mnie.
- Stęskniłem się, wiesz?- Wyszeptał mi do ucha, kiedy mnie do siebie przygarnął.
- Ja za tobą też – wyszeptałam kładąc głowę na jego ramieniu. Chwilę trwaliśmy w uścisku, a potem niechętnie się od niego odlepiłam. Weszłam do łazienki i przypomniało mi się, co miałam zrobić.
- Rozbieraj się! – Krzyknęłam do mojego chłopaka, a dosłownie 5 sekund później pojawił się w drzwiach.
- Słucham? – Zapytał zdezorientowany podnosząc pytająco brew do góry.
- Dobrze słyszałeś, rozbieraj się – nakazałam i odwróciłam się do niego plecami.
-Dopiero co przyjechałem, a ty już nie możesz się powstrzymać?- Poczułam ciepłe ręce na moich biodrach, a do moich uszu dotarł jego melodyjny śmiech.
- Nie schlebiaj sobie – odwróciłam się do niego – chce tylko zrobić pranie, a ty po bliskich kontaktach z podłogą masz mokrą koszulkę – na jego twarzy pojawił się lekki grymas, który wynagrodziłam mu pocałunkiem.
***
Nie było by nic złego w tym, że kolejne popołudnie spędzam w pracy. Od kilku dobrych miesięcy zdążyłam się już do tego przyzwyczaić i to stało się rutyną. Niestety mój od niedawna współpracownik działa mi na nerwy. Skąd się bierze taki typ chłopaka? Natrętny, uparty, męczący… Mam nadzieję, że nie ma dziewczyny i po powrocie do domu nie zatruwa jej życia.
- Czy mógłbyś się wreszcie skupić i zająć się czym pożytecznym, a nie tylko gapieniem się na klientki? – Wysyczałam zła na Brian’a. Nie obchodziło mnie, co robił i gdzie się patrzył, ale automatycznie cała jego robota spadała na mnie, a nie miałam zamiaru brać nadgodzin.
- Nie bądź zazdrosna, Kate – powiedział zadziornie, a ja miałam ochotę go walnąć. Co najlepsze czasami zachowuje się całkiem normalnie i da się z nim pogadać, a potem w momencie przestawia mu się jakaś piąta klepka czy coś i staje się kompletnym idiotą.
- Patrz sobie ile tylko Ci się podoba na wszystko, co się rusza, ale dopiero po skończonej robocie.- Odparłam zła i odwróciłam się w inną stronę. Przy wejściu dostrzegłam Niall’a, który najprawdopodobniej mnie szukał. Uśmiechnęłam się pod nosem i już miałam ruszyć w jego kierunku, kiedy poczułam, jak zatrzymuje mnie czyjaś dłoń.
- A tobie co się stało? – Brunet spojrzał się na mnie badawczo, a później przeniósł wzrok w kierunku drzwi. - Czy to jest…- zaczął niepewnie orientując się, na kogo patrzę.
- Tak – odpowiedziałam krótko
- Lepiej ja się nim zajmę – odparł dumnie, a ja zmarszczyłam czoło.
- Dam sobie radę – stwierdziłam pewnie i zamierzałam iść.
- Życzę powodzenia, bo z pewnością Ci się przyda – uniósł głowę z wyższością i cwanie się uśmiechnął. – Nie masz szans.
- Żebyś się nie zdziwił – rzuciłam na odchodne i szybko przemierzyłam sklep. Gdy dzielił mnie krok od Niall’a uśmiechnęłam się szeroko, a po chwili złożyłam na jego ustach pocałunek. Kątem oka zobaczyłam, jak Brian stoi z otwartą buzią.
- Idziemy?- Zapytał blondyn obejmując mnie w pasie, a ja pokiwałam potwierdzająco głową.
- Nie spodziewałeś się tego, co?- Zwróciłam się do bruneta. W końcu chodź raz nie wyszło na jego i to on zaniemówił.
- Ale jak..? – Mruknął coś pod nosem wskazując to na mnie, to na Niall’a. Poklepałam go po ramieniu i zostawiłam go w szoku.
- Do widzenia – pożegnałam się z szefową, która akurat wyszła z zaplecza. Odpowiedziała mi uśmiechem.
- Ona może sobie teraz wyjść, a kto to poukłada? - Brian widocznie odzyskał mowę, a ja wywróciłam oczami. Spojrzałam na podłogę, gdzie leżał niewypakowany towar.
- Zapytaj tej blondynki, na którą się ciągle patrzyłeś. Może Ci pomoże. Miłej pracy! – Zaśmiałam się i łapiąc Niall’a za rękę pociągnęłam go do wyjścia.
- Czemu ten koleś stał, jakby mu ktoś patelnią walną w twarz?- Mój chłopak dopiero teraz się ożywił.
- Bo w końcu nie poszło po jego myśli. Ciągle mnie irytuje i zachowuje się jak jakieś dziecko – mruknęłam cicho.
*
- Chcesz coś słodkiego? – Zapytałam chłopaka po wyjściu ze sklepu. Nie wiem, co mnie napadło, ale trochę tego kupiłam…
- Jeszcze się pytasz?- Uśmiechnął się do mnie, a ja trochę się do niego przybliżyłam i złożyłam na jego ustach pocałunek.
- Proszę – odparłam jak gdyby nigdy nic i otworzyłam sobie paczkę z żelkami.
- Chodziło mi raczej o batona…- powiedział niewinnie, za co dostał ode mnie w ramię – żartuję przecież.. Ale teraz daj mi już tego batona! - Zaśmiałam się z niego i wręczyłam mu słodycz. Wyszliśmy przed centrum i zauważyliśmy jak czyjeś auto zostaje holowane.
- To się komuś nie poszczęściło – Niall odparł z uśmiechem, a po chwili nagle spoważniał.
- Przepraszam! Co pan robi? – Zapytał faceta, który prawdopodobnie był za to odpowiedzialny – To jakiś żart? – Zdenerwował się, a ja dokładniej przyjrzałam się marce samochodu. Przecież to auto Niall’a!
- Złamał pan przepisy. Zaparkował pan auto w miejscu dla inwalidów – odparł niski, trochę gburowaty facet.
- Jak dla inwalidów, jak miejsce dla nich jest obok? – Zapytał wskazując na znak.
- Wjechał pan na ich strefę uniemożliwiając im poruszanie – chłopak był widocznie zdenerwowany, a ten facet nic sobie z tego nie robił.
- O co jest problem? Już stąd odjeżdżam i nie było sprawy – wyrzucił ręce do góry.
- Auto będzie do odebrania na parkingu, przy… - przerwał mu niekulturalnie.
- Dlaczego pan jest taki uparty? – mój chłopak zawzięcie próbował się z nim targować – I panu i mi zaoszczędzi to kłopotów – widziałam, że wymusił uśmiech, który jednak nie podział tak, jak powinien.
- Nie ja zaparkowałem w złym miejscu, tylko pan – facet powoli tracił cierpliwość w tej dyskusji, ale usilnie starał się być profesjonalny.
- Ja tak tego nie zostawię! Będzie pan rozmawiał z moim… - tu Niall się zaciął, jakby analizując, co może powiedzieć – z moim adwokatem jak będzie trzeba – sytuacja powoli zaczęła mnie męczyć, więc postanowiłam się odezwać.
- Przepraszam – wtrąciłam, a ich spojrzenia automatycznie powędrowały na mnie – Naprawdę będzie koniecznie odstawianie tego samochodu na parking? – Uśmiechnęłam się, aby przymilić się trochę to tego służbisty – Mój chłopak popełnił błąd – tu blondyn chciał zaprzeczyć, ale szybko weszłam mu w słowo – żałuje i następnym razem na pewno zastanowi się sto razy zanim gdzieś zostawi samochód, prawda skarbie?- Odwróciłam się i wymownie na niego spojrzałam. Facet pomarudził coś pod nosem, po czym powiedział coś do swojego kolegi.
- Mam nadzieję, że więcej na pana nie trafię – odezwał się po chwili i usiadł za kierownicą lawety. Odetchnęłam z ulgą gdy odjechali, a potem spojrzałam na chłopaka.
- Naprawdę chciałeś nasłać na niego adwokata? –Zmierzyłam go wzrokiem i założyłam ręce na piersi. Chłopak tylko pokiwał głową i jak najszybciej wsiadł do auta.
***
Siedzieliśmy wszyscy u Ems i zastanawialiśmy się, co innego możemy robić, oprócz oglądania jakiś beznadziejnych filmów, które widzieliśmy już chyba z tysiąc razy.
- Ja chyba wiem, gdzie możemy pójść – Hazza nagle wyprostował się na fotelu, a na jego twarzy zagościł cwany uśmieszek. Spojrzeliśmy wszyscy po sobie i po chwili zastanowienia pozwoliliśmy mu wybrać miejsce. W końcu jak on zawsze wpadał na jakieś pomysły, to lądowaliśmy w jakimś klubie w Londynie. Pod tym względem Curly zawsze potrafił wybrać idealną miejscówkę i nikt nigdy na to nie narzekał. Pełni entuzjazmu zebraliśmy się do wyjścia.
Pół godziny później szliśmy dalej nie wiedząc, co tym razem Loczek wymyślił. Po chwili znajdowaliśmy się w dzielnicy Lambeth, gdzie nagle chłopak się zatrzymał. Popatrzyliśmy na niego pytająco, a ten wyszczerzył się do nas i rękami wskazał na prawo. Posłusznie spojrzeliśmy w tamtą stronę i automatycznie moje nogi się ugięły. Przed nami stała ogromna konstrukcja.
- London Eye? Naprawdę Curly, naprawdę? Tylko na tyle Cię dzisiaj stać? – Emily powiedziała kpiąco, a chłopak prychnął pod nosem.
- A byłyście tam?- Pomimo, że blondynka pokiwała głową na nie, to widziałam, że jakoś niezbyt pali się na ‘wycieczkę’ tym wielkim młynem.
- Nie to nie.. Nie będę Cie do niczego zmuszał. Mieliście iść zarazem z Lou. Wiesz Ems..ty, on, mało przestrzeni, sami…- próbował ją niewinnie zbajerować uśmiechając się do niej szeroko. Dziewczyna po chwili namysłu wystawiła mu język i pociągnęła Lou w stronę kolejki.
- Bawcie się dobrze! Ja się ulatniam… - powiedziałam cicho i trochę się wycofałam – Ja do tego nie wsiądę – oburzyłam się. Po pierwsze mam lęk wysokości, a po drugie… No bałam się po prostu. A co jeśli się coś urwie? A co jeśli coś się zepsuje? To nie na moje nerwy. Nie idę i koniec. Postanowiłam już.
*
Mówiłam, że nie idę, tak? Sama nie poszłam, tylko zostałam brutalnie wepchnięta do tej kapsuły. Moje nogi były jak z waty, a przed oczami miałam ciemno. No dobra… może to dlatego, że zamknęłam oczy, ale i tak. Sam fakt, że stoją niewiadomo ile metrów nad ziemią był dla mnie przerażający.
- Spojrzysz na mnie dzisiaj czy nie ma szans?- spojrzałam przez palce na blondyna, który miał uśmiech od ucha do ucha. Wyciągnął do mnie rękę, a ja niepewnie ją złapałam i od razu się w niego wtuliłam, aby nie musieć patrzeć na krajobraz.
- Patrz jakie widoki – pokiwałam przecząco głową i nadal tkwiłam w bezruchu. Chłopak złapał mnie za podbródek i zmusił, abym spojrzała na panoramę Londynu. Nie chętnie przeniosłam wzrok i to, co zobaczyłam mnie zaczarowało. Pomimo, że tak bardzo się bałam, to nie potrafiłam oderwać wzroku od miasta. To było coś magicznego. Taka druga strona Londynu.
- Spójrz. Oni też podziwiają widoki – Niall zaśmiał się i wskazał palcem na kapsułę, w której byli Lou z Emily. Para owszem, obserwowała widoki. Oczywiście widoki swoich ust. Wyciągnęłam telefon z zamiarem wysłania esemesa do Emily. Widzę jak jesteście wpatrzeni w panoramę miasta. Pewnie też jesteście oczarowani widokami, prawda? xx.  Wysłałam wiadomość i wpatrywałam się w dziewczynę chcąc zobaczyć jej reakcję. Po chwili odwróciła się do nas i wystawiła język, po czym znów przyciągnęła Louis’a do siebie i złączyli się w pocałunku.  Uśmiechnęłam się szeroko i pokiwałam głową z dezaprobatą. Wtuliłam się w ciało mojego chłopaka, a on położył głowę na moim ramieniu. Było idealnie. Choć w sumie poczułabym się lepiej ze stabilnym gruntem pod nogami.


                                                                        ***

Od autorki: Siems wszystkim! Nie będę się dziś rozpisywać o rozdziale, bo i tak wy to oceniacie. Jest jaki jest. Jak minął dzień dziecka? Dostaliście coś ciekawego? U mnie był dziadek i zdezorganizował mi trochę plany. I szczerze mówiąc było trochę drętwo...ale czego się nie robi dla rodziny. Mimo, że nasze święto było wczoraj to i tak życzę wam wszystkiego naj dzieciaczki! ♥ ~ Maddix xx
Limit=25 komentarzy ;)