niedziela, 21 października 2012

Rozdział 14



Białe ściany, ten specyficzny zapach, to miejsce….Cała zapłakana stałam na korytarzu i nie docierały do mnie słowa, że Louis umiera. Chłopaki doskoczyli do Emily, a ja nie mogłam się ruszyć. Kolejny raz mnie sparaliżowało. Nie możemy tracić nadziei ! Jeszcze nic nie jest stracone. Wierzę, że będzie dobrze ! Nie ma innej opcji… Minuty ciągnęły się nieubłaganie. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Tępo wpatrywałam się w drzwi sali, w której lekarze walczyli o życie mojego przyjaciela. "Obudziłam" się dopiero, kiedy lekarz do nas wyszedł.
- Przykro mi… Niestety nic nie mogliśmy zrobić … - patrzyłam otępiała na faceta w białym fartuchu i nie dowierzałam
- Jakie przykro ? Czy pan się słyszy ? Przykro to może być komuś jak ktoś kłamie, a nie komuś kto nie potrafił uratować człowiekowi życia ! Dlaczego nie walczycie ?! Dlaczego ?! – przelałam na niego całą swoją złość i gorycz, która się we mnie nazbierała. Lekarz patrzył na mnie smutnym wzrokiem.
 - Zgon nastąpił… - po tych słowach nie słuchałam już więcej. Zaniosłam się głośnym szlochem i opadłam na krzesła w poczekalni. Spojrzałam na resztę. Emily ledwo stała na nogach, chłopaki przytulali się wzajemnie nie ukrywając emocji i łez spływających po ich policzkach. Dan wtulona w Liam'a zanosiła się płaczem. Obok mnie usiadł Niall, objął mnie ramieniem, a ja mocniej się do niego wtuliłam dając upust wszystkim emocją. Dlaczego teraz ? Dlaczego on ? Miało zacząć się wszystko układać, a posypało się jeszcze bardziej.
***
Zimny, pochmurny dzień. Z nieba leje się deszcz. Może i lepiej, bo rozmywa łzy, które spływają po naszych policzkach. To miejsce, szarość, nicość, głuchość i do nich jedno określenie…cmentarz.
Stoimy tu wszyscy ubrani na czarno i nie możemy uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Przyszło mnóstwo osób, fani, rodzina, znajomi, przyjaciele…Kilka dni temu byliśmy tacy szczęśliwi, a dziś ? Stoimy nad grobem naszego przyjaciela i zanosimy się głośnym płaczem. Ksiądz odmawia jakąś modlitwę, ale nie jestem wstanie jej zrozumieć. Słowa są dla mnie obce, jakby niezrozumiałe. Jego rodzice stoją załamani niedaleko nas i nie dociera do nich, że stracili syna. Jego siostry histerycznie płaczą wtulają się w siebie. Harry zamknął się w sobie. Stoi i tępo wpatruje się w zdjęcie Lou, a po jego policzku spływają nowe łzy. Chłopcy próbują być silni, ale nie udaje im się. Płaczą jak wszyscy. Bądźmy szerzy, wraz z odejściem Louisa zespół przestał już istnieć. Emily stoi z kamienną twarzą i przygląda się pustym wzrokiem w ziemię. Zapewne to zasługa środków uspokajających, którymi ostatnio jest faszerowana. Codziennie od kilku dni zadajemy sobie pytanie 'Dlaczego tam musi być ?' 'Dlaczego Bóg odebrał osobę, która miała przed sobą jeszcze całe życie ? '
Nie wiem ile tak staliśmy. Sekundy, minuty, godziny ? Czas nagle zwolnił, a serce zaczęło wybijać nieregularny rytm. Została tylko naubliża rodzina.
- Muszę się przejść – oznajmiła sucho Emily i ruszyła do wyjścia.
 Jeszcze przez 15 minut wpatrywaliśmy się w miejsce, gdzie został pochowany Lou. Nie mogąc powstrzymać łez ruszyłam w celu znalezienia Em. Szłam między uliczkami Londynu obserwując ludzi, którzy są szczęśliwi. W tym momencie nimi gardziłam. Pomyślałam ‘ jak oni mogą myć teraz szczęśliwi, skoro ja nie mogę ?’. Wiem, jestem egoistką. Doszłam do mostu. Deszcz padał jak oszalały. Dostrzegłam szarą postać na samym środku. Podeszłam bliżej, a moje serce zamarło. Emily stała po drugiej stronie barierki i parzyła w fale rzeki, które rozbijały się o brzeg.
- CO TY DO CHOLERY ROBISZ ?! – krzyknęłam ile tylko miałam sił i podbiegłam do niej.
- Moje życie nie ma już sensu. Wraz z odejściem Lou, odeszła nieodłączna część mnie. Nie mam już dla kogo żyć– powiedziała spokojnie patrząc na mnie.
- Jak to nie masz ? A ja ? Co ze mną ? – załkałam histerycznie. – ja już się nie liczę ? pomyślałaś o tym przez chwilę ? – stawiał małe kroki, aby powoli zmniejszyć dystans między nami. Dziewczyna spojrzała w dół, po czym znów przeniosła na mnie wzrok.
- Muszę… Wybacz .. – po jej policzku spłynęły łzy. Pewnym krokiem podeszłam do barierki obok niej i biorąc głęboki wdech postawiłam nogę na pierwszym szczeblu.
- Co ty robisz ? – zapytała mnie ze strachem w oczach i ręką zatrzymała.
- Jeśli skoczysz, zrobię to samo – starałam się powiedzieć to w miarę pewnie. Nie chciałam tego, cholernie się bałam, ale nie miałam wyjścia.
- Nie możesz – pokręciła głową – nie popełniaj tego błędu, masz dla kogo żyć. Co z Niallem ? On się załamie !
- To nie ma znaczenia – pokręciłam głową – Będzie musiał dać sobie jakoś radę – wytarłam łzy – Jeśli skoczysz, to ja też. Nie zniosę kolejnej śmierci. Prędzej czy później i tak bym to zrobiła. Nie zniosłabym myśli, że dwóch najbliższych osób już nie ma – W głębi siebie naprawdę tak uważałam. Blondynka spojrzała na mnie uważnie analizując moje każde słowo. Na szczęście po chwili zmieniła zdanie. Chciała się obrócić i przejść przez barierkę, aby stanąć obok mnie. Przełożyć nogę, ale poślizgnęła się. Próbowała się czegoś złapać, ale poręcz była za śliska. W ułamkach sekund już jej nie było. Wpadając w histerię upadłam na ziemię. Krzyczałam jej imię, ale to nic nie dało. Spadła.
- NIE ! – krzyknęłam ile miałam sił.
***
- Kate ! Katie ! obudź się ! Obudź się proszę ! – Niall szturchał mnie w ramię. Z płaczem zerwałam się na równe nogi.
- Gdzie Louis i Emily ?! - Nerwowo zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu, aż trafiłam na zdziwioną, a zarazem przestraszoną twarz mojego chłopaka. Bez słowa mocno się w niego wtuliłam i coraz głośniej zanosiłam się płaczem.
- Ciii, już dobrze . Nic im nie jest – uspokajał mnie głaszcząc po włosach – słonko, to tylko zły sen – pocałował mnie w czubek głowy i mocniej objął. Gdy doszłam do siebie opowiedziałam mu wszystko. Nadal byłam trochę roztrzęsiona. To był jeden z najgorszych snów mojego życia.
- Wiesz… podobno jak komuś się śni czyjaś śmierć, to ten ktoś będzie bardzo długo żył – Niall wyszeptał mi do ucha. W duchu dziękowałam, że go mam, że mam w kimś wsparcie. Sama nie wytrzymałabym tego wszystkiego.
- Chcę jechać do szpitala – zaczęłam pakować najpotrzebniejsze rzeczy do torebki.
- Zadzwonię do Zayn’a – kiwnęłam głową i po ogarnięciu wszystkiego poszłam wziąć prysznic.
Po pół godzinie byliśmy już przed szpitalem. Automatycznie skierowaliśmy się pod salę, w której leżał Louis. Po chwili do nas dołączył Liam z Dan, Harry oraz Zayn. Emily była u niego, więc postanowiliśmy im na razie nie przeszkadzać. Usiedliśmy sobie na krzesłach i zajęliśmy się rozmową, aby nie dopuszczać do siebie najgorszych myśli. Po jakiś 3 minutach do jego sali wpadli lekarze. Posłaliśmy sobie zdziwione spojrzenia . Z pomieszczenia wyszła zapłakana Emily, która ledwo stała na nogach.
- On tam... umiera – wyszeptała i straciła przytomność. Na szczęście Zayn i Liam złapali ją zanim zdążyła się uderzyć. Szybko do niej doskoczyłam i delikatnie zaczęłam klepać po policzku, a Harry poszedł po lekarza. Po chwili zaczęła otwierać oczy, a ja odetchnęłam z ulgą. Lekarz dał jej środek uspokajający i nieobecna usiadła na krzesło. Dopiero w tym momencie dotarło do mnie, co powiedziała. To dlatego oni wbiegli do tej sali. Nogi się pode mną ugięły, a przed oczami pojawił się sen. Łzy zbierały się pod powiekami, ale nie mogłam się rozkleić… Dla Em, Louisa i reszty. Chodziłam w tę i z powrotem czekając na jakiekolwiek informacje.
- Bardzo mi przykro, ale…. – lekarz do nas wyszedł. Obraz zaczął mi się zamazywać. Niech to nie będzie jak z mojego snu ! błagam !
- Ale co ? – lekko podniosłam głos. Nie mogłam dłużej znieść jego milczenia. Facet westchnął.
- Ale pan Tomlinson jest w śpiączce … - ze świstem wypuściłam powietrze. Kamień spadł mi z serca. Dalej jest nadzieja. Spojrzałam na resztę. Najwyraźniej im też ulżyło.
- I co z nim ? – zapytała Emily
- Jeśli się wybudzi będzie wszystko w porządku, ale na razie nie wiemy kiedy to nastąpi. Jego stan jest stabilny. Trzeba wierzyć – lekarz uśmiechnął się blado do nas. Na usta Em wkradł się niewielki uśmiech.
-Dopiero jutro można go odwiedzić, a teraz idźcie do domu. Musicie mieć siłę - powiedział cicho. Spojrzeliśmy po sobie i stwierdziliśmy, że to dobry pomysł. Nawet Em przytaknęła. Na jej twarzy było widać zmęczenie. Wszyscy zaczęliśmy się kierować do wyjścia. Coś mi nie pasowało w zachowaniu tego doktora. Powiedziałam reszcie, że zapomniałam torebki i wróciłam się na oddział.
- Panie doktorze – zawołałam za nim zanim zdążył wejść do innego pacjenta.
- Wiem…- poprawiłam się - Czuję, że pan nie powiedział nam wszystkiego – powiedziałam cicho i spojrzałam na niego – mam rację ? Proszę mi powiedzieć – chwilę nad czymś pomyślał i wziął głęboki oddech.
- Nie chciałem Wam tego mówić dzisiaj, widziałem jak ucieszyliście się, że pan Louis żyje – widziałam lekkie zdenerwowanie. Uśmiechnęłam się zachęcająco, co było wielkim wysiłkiem.
- Jeśli się obudzi, to będzie cud, jednak gdy to nie nastąpi do trzech dni będziemy musieli odłączyć go od aparatury. Przedłużanie życia nie ma sensu. Nie w tej sytuacji i proszę mi wierzyć…wiem co mówię – mówił spokojnym, opanowanym głosem. Moje źrenice się rozszerzyły do nienaturalnych rozmiarów. Wiedziałam, że nie jest dobrze, ale że aż tak ?
- Ale…przecież nawet lepiej, że jest w tej śpiączce. Organizm się szybciej regeneruje i w ogóle – przełknęłam wielką kulę, która stanęła mi w gardle.
- Ma pani rację. Jego młody organizm szybko się zregeneruję, ale obawiam się, że on... – westchnął
- Że on stracił wolę walki. Poddał się bez działania. Mózg jest najważniejszy… - dodał Cicho, a w moich oczach znów zbierały się łzy – Jedyne co można w tej sytuacji zrobić, to wierzyć – położył mi dłoń na ramię i delikatnie się uśmiechnął na pocieszenie.
- Niech pan na razie nikomu nie mówi. Oni bardzo to przeżyli, boję się o nich…Jak przyjdzie czas sama im powiem -otarłam łzy z policzków. Lekarz przytaknął i zniknął za drzwiami. Z bijącymi się myślami wróciłam do reszty. Jak ja mam im przekazać, że praktycznie nie ma dla niego szans, że nic nie możemy zrobić ?!’

"Ból fizyczny ma w sobie to dobrego, że jeśli przekroczy pewną granicę, zabija. Ból psychiczny , kiedy boli nas serce, zabija nas codziennie od nowa, jednak ciągle żyjemy"
***
Dwa dni…Tyle minęło od mojej rozmowy w szpitalu. Nikomu na razie nie powiedziałam. Oczywiście pytali mnie co tak długo, ale postanowiłam być nie ugięta. Widziałam ich szczęście, kiedy siedzieli przy Lou i nie mogłam tego od tak zburzyć. Został ostatni dzień….Jeden cholerny dzień, 24 godziny i może go już nie być. Tak strasznie się boję jutra…Boję się, że nie dam rady, że nie będę silna. Boję się o chłopców i Emily, boję się ich reakcji. Podobno jeśli się czegoś boimy to znaczy, że mamy dużo do stracenia. To prawda, ale dlaczego musimy się tego przekonywać właśnie w ten sposób. Złożyliśmy doniesienie na policji. Wypytywali nas o szczegóły, ale nikt nic nie powiedział. W sumie tylko ja widziałam szczegóły tego auta… Ja się w niego wpatrywałam. Powiedziałam im, że był to czarny Land Range Rover z jakąś nakleją smoka na zderzaku. Tylko tyle zapamiętałam z tego zamieszania. Nie potrafiłam przypomnieć sobie kierowcy…Cały czas byłam nie obecna w pracy. Nie mogłam się na niczym skupić. Musiałam jechać do szpitala. Poprosiłam o wolne i jak najszybciej wybiegłam na ulicę. Złapałam pierwszą lepszą taksówkę i już po 15 minutach weszłam na oddział. Chciałam wejść na salę, ale zobaczyłam, że Emily jest przy Lou. Uśmiech wkradł mi się na ich widok. Dziewczyna siedziała przy nim praktycznie cały czas, opowiadała co u nas, jaka jest pogoda… o pierdołach, ale ważne, że przy nim była. Łzy stanęły mi w oczach, kiedy pomyślałam sobie, że mogło by go zabraknąć. Szybko się ogarnęłam i pogodnie przywitałam się z dziewczyną. Chciałam zostać na chwilę z Lou, więc wygoniłam ją do bufetu, aby coś zjadła
- Opiekuj się nim, niedługo wrócę – delikatnie się uśmiechnęła i wyszła. Złapałam Tommo delikatnie za rękę i wzięłam głęboki oddech.
- Hej – powiedziałam cicho – Wiem, że mnie słyszysz… Dowiedziałam się od lekarza, że… Tommo dlaczego się poddałeś ? – powiedziałam płaczliwym głosem – Dlaczego nie walczysz ? Pomyślałeś o tych wszystkich ludziach, dla których tak wiele znaczysz ? Pomyślałeś o fanach ? Wiesz jak oni bardzo to przeżywają ? Pomyślałeś o chłopakach ? Załamali się…szczególnie Harry…Widzę jak tłumią w sobie uczucia i udają, że wszystko będzie dobrze, ale ja wiem, że strasznie się boją. Jeśli ty nie będziesz chciał to tak nie będzie – mówiłam spokojnym, opanowanym głosem – Pomyślałeś o mnie ? Wiesz jak mi brakuje tych naszych sprzeczek przy lodówce o ostatnią marchewkę, albo o to czy mogę założyć paski…Nawet tych naszych poważniejszych kłótniach, po których potrafiliśmy się pogodzić – z każdym słowem czułam jak zły spływają mi po policzkach i rozbijają się o szpitalną pościel – Co z Emily ? Ona Cię bardzo kocha… Nie możesz jej zostawić, ona się załamie. Znaczysz dla niej więcej niż myślisz. Może na początku tego nie okazywała, ale…To w końcu Emily… Ona taka po prostu jest. Proszę Cię Lou ! Nie zostawiaj nas, nie po tym wszystkim ! Błagam, otwórz swoje niebieskie oczy. Walcz do końca mimo, że uważasz się za przegranego. Nie chce myśleć co będzie, jeśli zabraknie nam twojego uśmiechu, poczucia humoru… Lou żyj – wyszeptałam i mocniej się rozpłakałam. Pod swoją dłonią poczułam poruszenie. Spojrzałam na palce Lou, a potem na jego twarz. Czym prędzej zawołałam lekarza.
- On poruszył ręką ! - w tym momencie do sali wpadła reszta.
- To nie możliwe, musiało się pani wydawać ...-powiedział bez entuzjazmu lekarz.
- Jestem pewna, że mi się nie zdawało ! Sprawdźcie to jakoś, od czego jesteście ? - mówiłam coraz głośniej, a zdenerwowanie brało górę. Zayn położył mi dłoń na ramieniu, ale szybko ją strąciłam.
- To nie jest możliwe. Dalsze leczenie nie ma sensu, musimy go odłączyć – jak gdyby nigdy nic spojrzał na kartę.
 - Że słucham ?! On się poruszył, a wy chcecie go odłączyć ? Przecież miało to być dopiero jutro, jak nie wykaże znaku życia, ale tak nie jest ! Do cholery rusz swoją dupę i go ratuj ! - wszyscy patrzyli na mnie z przerażeniem w oczach o czym ja mówię i dlaczego Tommo miał być odłączony. Lekarz patrzył na mnie ze złością.
- Niech przyjdzie dr. Smith … - zarządzałam, a facet spojrzał na mnie spod przymrużonych oczu.
- Nie słyszał pan ? - powtórzyłam, jak nie miał zamiaru się ruszyć – Niech zdecyduje dr. Smith ! - prawie krzyknęłam. Lekarz jakby nie wzruszony podszedł do łóżka Lou i odłączył jakiś kabelek. Podeszłam do niego i odepchnęłam go z całej siły.
- Niech go pan tylko tknie, a zobaczy pan do czego jestem zdolna – pogroziłam mu palcem. Ze strachem w oczach na mnie spojrzał i wyszedł z sali. Po chwili wrócił z lekarzem prowadzącym. Powiedziałam mu co się wydarzyło chwilę temu.
- Panno Johnson... U Louisa nic się nie zmieniło...Przykro mi..- powiedział współczująco. Pokręciłam tylko głową i ukryłam twarz w koszulce Nialla.
 - To moja wina ! To przeze mnie walczy o życie ! Gdybym wtedy się ruszyła, odepchnęła was, krzyknęła … Cokolwiek... do tego by nie doszło, a Tommo stałby teraz uśmiechnięty obok nas – zaniosłam się histerycznym płaczem. Emily stała wtulona w Zayn'a od czasu, kiedy lekarz powiedział, że odłączą go od aparatury.Lekarz dał nam 5 minut na pożegnanie.
- Louis...- szepnął cicho Harry i bezradnie opadł obok niego. Akurat lekarz wszedł do pomieszczenia. Loczek stwierdził, że nigdzie się nie ruszy i nie da odłączyć przyjaciela. Spojrzeliśmy na niego z bólem w oczach. Zayn podszedł do niego i odciągnął go od łózka.
- On z tego wyjdzie ! Słyszycie !? WYJDZIE ! - krzyczał jak opętany. Ostatni raz odwróciłam się, aby zobaczyć twarz Lou.
 - Tommo....-wyszeptałam cicho, a wszyscy spojrzeli na chłopaka. Moje oczy zaszły mgłą.
 - Wiedziałem, że nas nie zostawi … - szepnął Harry z delikatnym uśmiechem.
Od autorki: No witam was ! Po waszych komentarzach pod ostatnią notką stwierdziłam, że nie chcę się wam narazić... :))  Chciałam was potrzymać trochę w niepewności, więc...
1. Jak oceniacie rozdział ? Co myślicie o śnie ?
2. Louis się obudził, czy to wyobraźnia Harrego ?
3. Może macie swój pomysł, co dalej w następnych notkach ? Chętnie poczytam ^^
Do napisania miśki ♥ ;* ~ Maddix

5 komentarzy:

  1. 1. Sen? Jak to Nialler stwierdził, jeśli przyśni nam się czyjaś śmierć, to znaczy, ze ten ktoś będzie długo żył. I tego się trzymajmy ^^
    2. Nie wiem czy się obudził czy nie, ale wiem coś innego: ON MUSI SIĘ OBUDZIĆ ! :D
    3. Hmm... no to niech się obudzi xD
    Kina ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. JENYY . TO BYŁ TYLKO SEN ! A JA JUŻ RYCZAŁAM. PÓŹNIEJ MIAŁAM ZACIESZ NA RYJCU BO TO SEN, PÓŹNIEJ ZNOWU RYCZAŁAM BO CHCIELI GO ODŁĄCZYĆ A NA KONIEC ZNOWU MAM ZACIESZ ! WSPANIAŁE ! SZYBKO PROSZE O NASTĘPNY I ZAPRASZAM DO SIEBIE :3
    http://sky-and-lou-story.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej<3
    1.Rozdział zaskakujący, że tak powiem :PP(na końcu się bardziej rozpisze xD), a sen fajnie wymyślony:)
    2.Obudzi się jestem tego pewna :PP
    3.Niech się obudzi i będzie z Emilie.
    ***
    Ja nie rozumiem jak mogę Was kochać i nienawidzić jednocześnie xD. Kocham Was za to opowiadanie i za to jak napisałyście ten rozdział. A nienawidzę Was za to, że ryczałam przez Was ok. 4 razy a pozniej uśmiechałam a póżniej znowu ryczałam xD. To oznacza poprostu, że Jesteście świetnymi pisarkami, ponieważ potraficie wprowadzić czytelników w takie momenty, że poprostu płaczą i ledwie mogą czytać przez łzy, a wiadomo przecież, że to tylko wymysły Waszej wyobraźni i nie dzieje się to na prawdę.
    Kocham Was dziewczyny! Pozdrawiam <3 ~ Nathie <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jestem nowa, a więc nie czytałam całego opowiadania, ale ostatnie rodziały podobały mi się. też chcę zacząć pisać ;)

      Usuń
  4. Ja pierdziele,ale mnie przestraszyłaś ja tu rycze jak opętana. To opowiadanie jest takie pięknę że no.:DD Co tam że przeryczałam dużo chociaż nic takiego się nie działo, ale nie mogłam nie płakąc.:D

    OdpowiedzUsuń